Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2008, 18:41   #127
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Totengräber | 1
Instynktownie moja głowa zniżyła się, kiedy za murem usłyszałem strzały. Dziwne, brzęczące brzmienie kul naładowanych energią mówiło, że nie tylko jednostka Kombinatu używała broni pulsowej.
- Do diabła! - warknąłem na głos. - Dlaczego Schimmel nie mówiła, że w tym cholernym szpitalu mają broń?
Zakląłem szpetnie, słysząc chaos, który rozpętał się na terenie szpitala.
Jeden z nich, chyba przywódca tamtej jednostki, pomimo swojego pokaźnego kałduna, jakoś uniknął cztery serie, które pomknęły w jego kierunku. Wolno. Może trochę za wolno, salwa wypuszczona przez jednego z tamtych rozorała mu prawy bark. Zarzęził i próbował coś powiedzieć przez radio, ale to ciągłe buczenie nie dawało mu żadnych szans. W międzyczasie kulka drasnęła go w ucho.
Widziałem jednak Nowego, którego wypuścił jeden z tamtych. Pobiegł w stronę szpitala, a za nim... Nowy! Co on, kurwa, wyprawia? Wydawało mi się, że mnie widział. Pobiegł do szpitala, w którym być może już nikogo nie było.
- Ty, szef – jeden z nich przysunął się do mnie. - Jeśli oni zdołają wezwać patrol...
- Wiem, co się wtedy stanie, do kurwy nędzy! Na co jeszcze czekacie?
Uśmiechnęli się.
- Otworzyć ogień!

*

Jak tylko dostał w bark, stracił wiele z pewności, którą miał wcześniej. Ale był przyzwyczajony do tracenia pewności. W każdym razie próbował się połączyć z bazą.
- Baza! Baza! Słyszycie mnie!? Tu jednostka... Tu jednostka... Kurwa!
Musiał zrobić coś, natychmiast, wejść za mur, oddalić się od tego nieznośnego buczenia i od świstu kul. Jak na ironię, głosy z radia słyszał aż za dobrze. Też niespokojne. Choć pewnie z innego powodu.
- Co się u was dzieje, trzynastka? Mamy zakłócenia na linii... Naprawcie te zakłócenia, słyszymy ciągle jakieś...
„Buczenie!” - mignęło w głowie Klägera. „Gdybym tylko mógł...”
Pomimo tego, że był gruby, wydostanie się spod ognia przyszło mu w miarę dobrze, a parę kul, które dostał, trafiło w kamizelkę, którą miał na sobie.
- Przyślijcie pomoc! - wydarł się Hans najgłośniej, jak tylko mógł ze swoich zatrutych tytoniem płuc. - Przyślijcie pomoc, do diabła!
Nie zdążył więcej powiedzieć, bo dosięgła go kula Tota.


*

- Udało mu się skontaktować z tamtymi?
- Nie wiem. Nie strzelaj w pudło!
- krzyknął niespodziewanie. - Może dowiemy się, czy wezwał naprawdę pomoc, czy nie. I nie wychylaj się.
- Dobra, szef.
- Nie nazywaj mnie swoim szefem.
- Dobra... -
chciał dopowiedzieć coś jeszcze chyba, ale zamilkł. - Co robimy potem?
- Zabicie tego grubego sukinsyna od Kombinatu to nasza szansa. Jeżeli ci, co strzelają, są faktycznie tymi, których szukamy, możemy od nich się dowiedzieć paru rzeczy. Padnij, seria idzie!

Gdy kule przefrunęły nad ich głowami, Tot kontynuował:
- Na przykład, po ki chuj przyjechali do Frankfurta, co mają w tym za interes i jak my na tym możemy zarobić. Zawsze można pohandlować usługami, he, he – zaśmiał się bez uśmiechu. - W każdym razie jeśli zabili kogoś od Lichta, to będą musieli się z tego wytłumaczyć. Może mieli powód.
- Ty... Szef... Ja odbieram chyba w sprzęcie częstotliwość ich radia.
Tot zmełł przekleństwo w ustach, dał znak, by tamten mu podał. Brzęczący od zakłóceń głos mimo wszystko był zrozumiały.
- Trzynastka, słyszycie nas!? Trzynastka! Rzućcie te burdy na zachodzie do diabła i zacznijcie się ewakuować. W waszej okolicy widziano jednostki typu Łowca i ausschrittery. Wysyłamy pomoc, ale zacznijcie ewakuować ludność z granic Frankfurta w kierunku obozu. Powtarzam: Ewakuujcie siebie i całą pozostałą ludność, wyłączywszy szabrowników i członków gangów. Cała okolica zaraz stanie się strefą wojny. Bez odbioru.

Tot zdjął słuchawki z uszu.
- O, kurwa.

* * *

# Selene Stieffenhauer
No więc, drogi Czytelniku, pozwól mi powiedzieć, jak to wtedy było, w tym Frankfurcie. Oczywiście mógłbym Cię zanudzać kolejnymi, wystrzałowymi opisami lecących kul, które, jako że naładowane energią, wyglądały jak smugi niebieskawego światła rozbłyskującego w powietrzu. Mógłbym mówić sporo o tym, jak Axel – dzięki polu ochronnemu OHU – uniknął wyjątkowo fatalnego strzału prosto w czaszkę, a także jak podczas całej akcji ucierpiał – całkiem konkretnie zresztą – Alexander Habenburg, któremu strzał z pulsowej serii rozorał mu prawą nogę, zaś dwie kule przebiły kość na wylot. Albo o Herr Buchcie, który wyrwał działem grawitacyjnym wyschły pień i miotnął go w stronę jeepa, prosto na jednego z żołnierzy. Mógłbym także mówić o dwóch uciekających sylwetkach w stronę szpitala, które także dosięgły kule, jednak to nie jest temat, którym chcę się zająć.
Mianowicie chciałbym na chwilę przejść do umysłu paruletniej Selene, siostry Helgi Stieffenhauer. Zapewne wytrawny znawca powieści akcji splunąłby na sam pomysł oddalania się od centrum tylko i wyłącznie po to, by zajrzeć w umysł dziecka, nawet, jeśli jest ono przerażone.
Tak. Przerażone.
Kwestia Selene Stieffenhauer jest niewątpliwie interesująca w świetle tego, co stanie się za chwilę, tym bardziej, że – co okazało się już wcześniej – dziecko potrafi otwierać portale zależnie od swojej woli, osobliwie podczas sytuacji wielkiego stresu, strachu, ekscytacji, etc. Pełna analiza psychologiczna Selene Stieffenhauer znajdowała się w południowym Neoberlinie, dawnej miejscowości Mahlow. Był tam budynek Berlińskiego Instytutu Psychologicznego, jednak wskutek obecnych działań wojennych teraz są tam tylko dymiące ruiny.
Chciałbym zatem, żeby Czytelnik nie osądził, że w tym wypadku rzeczy wzięły się z niczego. Tak w istocie nie jest – świszczące kule i nieustanny ryk klaksonu jeepa, który Tanja Hahn dusiła bez litości, w końcu miał swój efekt.
Dziwne były również rzeczy wykwitające – jak trupie kwiaty – w umyśle Selene Stieffenhauer, tym bardziej, że wizje były przerażająco znajome w swojej naturze quasi-wspomnień. Selene Stieffenhauer przez pewien nieuchwytny moment śniła na jawie – albo raczej miotała się w koszmarach – jej świadomość powędrowała szybkim błyskiem na południe, na Leichenfelder, żeby zobaczyć nieustannie płonące stosy funeralne – błyskawicą na wschód, na mroźne pola Rusi zamieszkane przez zdeformowane cienie – (jakiś człowiek umiera we Frankfurcie, w nędzy, w plamie własnych rzygowin) – na Warszawę, industrialne firnamentum, z której wydobywały się dymy wszystkich kolorów – plantacje halucynogenu w tej części Odry – a później jej świadomość powędrowała dalej, do kosmosu, gdzie ludzkość jest tylko przypadkową planetą przypadkowych przyczyn w piekle nieświadomości - - -...
To się właśnie stało; obojętnie, czy Selene, człowiek jest predestynowany do bycia dobrym, czy złym – suma przyczyn w Selene przestała się zgadzać z rzeczywistością zewnętrzną. Co się stało?
Ogon machnął psem, ktoś zjadł książkę i przeczytał czekoladę, kran zaczął wsysać ściek ze zlewu, drzewo zakołysało wiatr, krajobraz widział oko, płód wszedł do łona, lareh, atih! Falaron de mallia, de huh? Inuasku anarah, delah, na-hag, umhag! Elari, pytyrol farah faftan nalarah. Ulav walagah na-hag a uara fya naurgl faloth, mina. Etsoph! Rayinna fylarra nuargh imma neurgh, apulgh astarag. Dargul nyarg, anor emma, sahalgaummarnam, falarah, nahargumspinnagullefargh-unnagyoploqeruiopfyrlahmniopjuytreqypokghawery!
Arug. Anah!

*

To się właśnie stało. Selene Stieffenhauer zakrztusiła się rzeczywistością.
Frank Malak, który dostał po nogach z serii karabinu pulsowego, widział to lepiej, bo był bliżej. Pierwsze, co usłyszał, to trzask rozrywanej przedniej szyby jeepa, w której siedziała Tanja, a także deszcz odłamków szkła, który wyprysnął w powietrze i posypał się na głowy wszystkich. Axel zauważył, że kule, które wystrzeliwuje, zwalniają, by wreszcie zawisnąć w powietrzu. Naładowane energią kule unosiły się, a niebieska energia parowała z nich, unosząc się jak dym. Powietrze zmętniało i sczerniało, jak w wyjątkowo źle zrobionym filmie. Rozległ się odgłos darcia i coś jakby łamanej kości. I bulgotania. Ślurrp.
Neumann zauważył przez chwilę, jak w dziwacznym zjawisku, które stanęło przed nim, jest jakaś dziura do innej rzeczywistości – widział ptaki, wieże na jakimś opuszczonym świecie.
A potem wszystko wyparowało, został tylko jeep i oszołomieni żołnierze.
Kule parowały z ran Malaka, tak samo Neumanna, który także nawinął się pod celownik Axela. Najpierw rozpłynęły się w szarą substancję, a potem zaczęły parować. Szarym dymem. Jednak rany pozostały.
Zauważyli, że jeep tamtych od Kombinatu miał dziwnie wgnieconą maskę, jakby właśnie miał potężną kraksę; poza tym z trzech pozostałych został tylko jeden, który został bez broni. Natychmiast rzucił się do ucieczki.
Mało kto widział Selene, frenetycznie potrząsającą głową w tę i tamtą stronę, walącą piąstkami i nogami o siedzenie w jeepie – wydającą z siebie półkrzyki i półwrzaski, zgrzytającą zębami i wywracającą białkami oczu – Helga musiała jej rozchylić gwałtem usta i wyciągnąć język, którego omal nie połknęła.
Warstwy iluzji rzeczywistości z wolna powracały do swojej pierwotnej materii – zwoje rozwijały się tak, że czarne powietrze rozwiewało się, nosząc po okolicy smród ozonu, jakby miało tu miejsce wyładowanie elektryczne. Paranoiczny paradoks powoli uciekał.
Nad szpitalem przeleciał czarny pies, zaintrygowany aberracją portalową. Jeden z partyzantów dla śmiechu wystrzelił w jego stronę parę kul. Wizgnęły i przeleciały przez jego nieciało.

# Totengräber | 2 – Frank Malak – Tanja Hahn – Axel Heintz – Nicolas Neumann – Selene und Helga Stieffenhauers – Herr Buchta – Alexander Habenburg – Arnold Meier
- Idziemy – wrzasnął. - Idziemy, do cholery!
Pobiegli w stronę bram szpitalnych, zoczyli jednego z uciekających żołnierzy Kombinatu. Jeden z tamtych podniósł broń, ale Tot machnął w biegu ręką:
- I tak już tutaj jadą. Schowajcie zresztą broń, tamci są uzbrojeni.
Minęli coś, co kiedyś było jeepem Kombinatu
– obecnie nie było tutaj żadnych trupów, nawet krwi. Tot pomyślał, że przed chwilą jego licznik promieniowania wyskakiwał ze skali. Nieważne, był ciekawy, kto wywołuje takie zjawiska. Przystanęli, kiedy partyzanci podnieśli broń. Podszedł Meier, bo Habenburg kuśtykał w stronę jeepa.
- My po tamtego – wskazał prędko brodą Tot w stronę Neumanna. - Niczego więcej nie chcemy, chociaż z dobrego serca – tu być może uśmiechnął się ironicznie pod bandażami – radzę wam się stąd wynosić. Mój człowiek odebrał z radia wiadomość, że okolica zaliczana jest jako sektor wojny. Zbliżają się ausschrittery i Łowcy, a Kombinat wysyła tutaj pomoc, żeby zobaczyć, co z tymi. Będą tutaj...
Umilkł patrząc na zbliżający się jeep. To nie była jednostka Kombinatu. Jeszcze.
Byli to John Saint i Hans Schlaufen, którzy z jakiegoś powodu nie byli w podziemiach. Saint zahamował gwałtownie, zaraz przy rozwalonym przy bramie szpitalnej jeepem jednostki. Tanja zauważyła, że Saint wziął z jeepa czarny neseser; wrzeszczał.
- Ruszajcie się, wszyscy! Już tu jadą! Będą tutaj za pięć minut, kurwa!
Machał ręką gwałtownie.

- O, kurwa! – wrzasnął Schlaufen. - Saint, patrz!
Saint nie patrzył. Wsiadł do jeepa. Ruszył z kopyta, rozległ się pisk opon. Gdzieś z daleka zaczęło rozbrzmiewać terkotanie karabinów pulsowych. Mężczyzna o zabandażowanej twarzy spojrzał na partyzanta mierzącego do niego. Bez uśmiechu.

* * *

# A473L13R, Jednostka Pacyfikacyjno-Patrolowa Zakonu Maryi Ciernistej
- Siódemka, patrol zlokalizował szpital.
- Doskonale, dwójka, niech oszacują potencjalne zagrożenie.
- Do wszystkich jednostek, uważać, od strony południa i południowego zachodu spodziewamy się jednostek typu Łowca.
- W okolicach lasu Klosterwald zlokalizowano ausschrittery.
- Powtarzam plan: Trzymamy się miasta i budowli. Rozlokować Ce-Ka-Emy na ustalonych uprzednio punktach. Całą ludność przenieść do obozu, opornych rozstrzeliwać z powodu nieprzydatności taktycznej.
- Zlokalizowano jednostkę trzynaście.
- Co z nimi, dwójka?
- Przekaz donosi, że w pobliżu obozu był uciekinier z jednostki. Jeep wygląda na zniszczony, ale nie widać zwłok.
- Teren szpitala?
- Ograniczona widoczność, ale widać jakieś postacie.
- To mogą być nasi. Jeśli napotkacie kogoś poza tym, spacyfikować i odwieść do Carceri numer E-03. Jeśli będą oporni... Użyć odpowiednich pocisków i gazu łzawiącego.
- Tak jest. Pytanie...
- Nie mamy czasu na pytania, dwójka.
- Dlaczego ci ze szpitala są ważni dla Kombinatu?
- Co wolno wiedzieć wojewodzie, to nie tobie, smrodzie.
- Tak jest.


* * *

# Przed szpitalem
- Kurwa! - wrzasnął Buchta, biegnąc w stronę jeepa. Miał w swoich rękach działo grawitacyjne.
Przycisnął cyngiel działa grawitacyjnego, z którego wyłoniło się coś na kształt żółtej błyskawicy – a jeep z wgnieconą maską potoczył się, odsłaniając przejście.
- Pieprzyć ukrywanie się w szpitalu – wrzasnął Buchta, a w powietrzu zaczęły śmigać pociski z usypiającymi środkami. - Zaraz zaroi się tutaj od sukinsynów od Kombinatu. Wszyscy, spierdalać! - krzyczał, sadząc spore kroki w kierunku jeepa.
W międzyczasie jeepem staranowali płot Saint i Schlaufen, nie wiedząc, że tamto przejście zostało otwarte.
- Idziecie? - zapytał Saint z głębi jeepa. - Potem wyjaśnimy, co się stało. Powiedzcie tylko, dokąd.

# A pod choinką były granaty...

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/siostra-apostazja.gif[/MEDIA]

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/fuckaloo.gif[/MEDIA]
 
Irrlicht jest offline