Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2009, 12:08   #1
Antari
 
Antari's Avatar
 
Reputacja: 1 Antari nie jest za bardzo znanyAntari nie jest za bardzo znanyAntari nie jest za bardzo znany
[Autorski] Niezależność

Gdy tylko kapitan zauważył zbliżającego się Yernona wykrzyknął: „ Baczność! Zbiórka w trójszeregu!”. Wszyscy żołnierze nagle wpadli w popłoch i zaczęli się ustawiać. Druid spokojnie poczekał, aż na placu zapanuje spokój. W końcu ostatni nierozgarnięty krasnolud ustawił się na wyznaczonym miejscu. – Żołnierze! Generał Yernon nas odwiedził! Jego życzeniem jest wybrać kilku z was do wypełnienia swojej, nadzwyczaj ważnej misji. Waszym obowiązkiem, jeśli zostaniecie naznaczeni, służyć mu jak najwierniej i pomagać mu w każdej sytuacji! Zrozumiano? – mowa kapitana poszła echem po całym obozie. – Tak jest, sir! – Legia Międzyrasowa odkrzyknęła jednym głosem. Yernon zaczął przechadzać się wzdłuż trójszeregu. Każdemu przyglądał się uważnie, w końcu mógł wybrać najwyżej sześciu. Jego uwagę przykuło kilka osób: dwóch orkowych wojowników, kilku elfów z długimi łukami, paru krasnoludów, człowiek z pistoletami, khajiit z podobnym ekwipunkiem, oraz kilku czarodziei z różnych ras, w powłóczystych szatach. I których tu wybrać? Maksymalnie sześciu. Wnet dostrzegł...

Poikelle Hagne
Zauważyłaś, że Yernon zatrzymuje się i przypatruje Tobie. Poczułaś lekki dotyk potężnej, nieznanej świadomości, która jakby weszła Ci do głowy. Nie dość cze cały czas patrzył Ci się w oczy, to co chwilę odzywał się jakby cichy szept bez wyraźnych słów. Nie wytrzymałaś tego świdrującego wzroku, spuściłaś oczy. Po kilkudziesięciu sekundach, które dla Ciebie były wiekami, szept odrzekł tylko „kapłanka...”, a poczucie obcej świadomości zniknęło. Yernon wskazał palcem na Ciebie – Ty, pójdziesz ze mną.
Posłusznie wystąpiłaś z trójszeregu i podeszłaś do niego – Kapitanie, proszę zaprowadzić tę młodą damę do swego namiotu i powrócić tutaj – kapitan tylko skłonił głową i poprowadził Cię do swego namiotu – Rozgość się i czekaj na pozostałych – rzekł kapitan i oddalił się do pozostałej części Międzynarodowej. Rozejrzałaś się po namiocie. Różnił się on znacząco od namiotu szpitalnego czy koszar. Białe płótno leniwie spływało w dół po symetrycznych łukach, nadając namiotowi kształt ośmiokątnego stożka. Łóżko z czystą pościelą stało naprzeciwko wejścia pod ścianą. Stojak z lśniącą bronią znajdował się na lewo od wejścia, naprzeciwko kufra z rzeczami osobistymi kapitana. Pośrodku stał okrągły stół, bez krzeseł, z rozłożoną mapą. Założyłaś ręce i czekałaś na rozwój wydarzeń.

Yernon znów zaczął chodzić tam i z powrotem. Tylko sześciu. Strasznie go to męczyło. „Bo Izajah potrzebuje żołnierzy”. Ale już jedną mniej do wybrania. Jeszcze raz popatrzył po żołnierzach. Za dużo do wyboru, wziąć maga, wojownika, paladyna, a może jakiegoś łucznika? Najpierw wojownika. Takiego, co każdy się przestraszy, widząc go na swojej drodze. Spoglądnął na orków. Wskazał czterech – Panowie, podejdźcie tutaj – Słyszeliście generała? Wystąpić żołnierze – odezwał się kapitan – Dziękuję kapitanie, dam sobie radę. Dobrze żołnierze...

Necros Miażdżący Czaszki
Wystąpiłeś razem z pozostałymi trzema orkami – Ustawcie się w rzędzie – poprosił Yernon. Zmodulował on głos tak, że brzmiał jak zwykła prośba, ale nie sposób było go nie usłuchać. Spoglądnął na orkowy ekwipunek. Prawie od razu odrzucił tego po lewej. Widziałeś, że generał przygląda mu się z ogromnym niesmakiem, chociaż dużo łagodniej niż Twój ojciec.
– Ty możesz odejść – machnął na niego ręką. Ork odwrócił się i wstąpił ponownie do szeregu. Teraz stałeś pośrodku.
– Kim jesteście? – spytał Yernon.
– Żołnierzami, sir!
– Nie, nie, nie. Źle mnie zrozumieliście. Pytam o waszą specjalność.
– Topory, sir!
– I szamanizm! –
odezwała się cicho postać na Twoim ramieniu. Druid szybko przeniósł wzrok na Gazbaga. Przypatrywał się mu dłuższą chwilę i w końcu rzekł do Ciebie, nie odrywając od twego przyjaciela wzroku. – Powiedz mi, orku, też się znasz na szamanizmie?
– Trochę, sir. – odpowiedziałeś zgodnie z prawdą.
– Świetnie. Kapitanie, mam drugiego towarzysza.
– Sir, może pan na chwilę pozwolić? –
zapytał kapitan. Yernon pokiwał głową i podszedł do niego.
– Sir, nie chcę podważać pańskich decyzji, ale czy to bezpieczne brać orka na dyplomatyczną wyprawę? – odezwał się szeptem kapitan. – Doceniam pańską troskę, kapitanie, ale i tak go wezmę. Okoliczni rabusie dwa razy się zastanowią zanim nas zaatakują. Oczywiście, nawet bez orka mógłbym ich pokonać, ale zależy mi na czasie. – odwrócił się od kapitana i powędrował na swoje wcześniejsze miejsce. Cały czas stałeś razem z trzema orkami w tym samym miejscu, oczywiście wiedzieliście, że kapitan nie przepada za orkami. Ale zawsze był sprawiedliwy. – Wy możecie odejść, a Ty... – kapitan zwrócił się do Ciebie – ...pójdziesz za mną. Doszedłeś za kapitanem do jego namiotu, w którym stała ludzka dziewczyna. – Właź – rzekł krótko kapitan i zawrócił do reszty swoich oddziałów. Schyliłeś głowę, aby wejść do białego namiotu. Był on w środku na tyle obszerny, że mogłeś stać wyprostowany, a dookoła stołu mogło się zmieścić jeszcze siedem osób ludzkiego wzrostu.

Dobrze, jeszcze czterech. Może by tak...? Yernon ponownie zaczął chodzić. Trudno było tak o, wybrać kogoś odważnego. Ale miał pewien pomysł. – Kapitanie, poślijcie po Ahnona Izajaha.
Kapitan pognał ile miał sił w nogach. Po chwili zjawił się razem z Izajahem. – Czego chcesz, Yernon? – spytał od niechcenia Izajah. Yernon przekazał mu swój pomysł telepatycznie. Na twarzy Ahnona pojawił się uśmiech. – Można spróbować – powiedział rozmarzony. – Dobra żołnierze, stać spokojnie. Nie bać się... – Izajah wyszeptał szybko zaklęcie. Jego dłonie na krótko zaświeciły i nagle przed żołnierzami pojawiły się dwa ogromne niedźwiedzie. Większość osób cofnęła się, przygotowując broń. Lecz kilka osób zachowało się inaczej. Rozległy się trzy huki, i świszczące kule poleciały w stronę dzikich zwierząt. Tymczasem dwóch krasnali rzuciło się na niedźwiedzie. Najbardziej zaciekawiło Yernona zachowanie jednego elfa, który prawie nie drgnął, tylko popatrzył w górę na stwory. Szybko okazało się, że wszelkie próby zadania ciosu bestiom, są skazane na porażkę. – Spokojnie, to tylko złudzenie. Tych niedźwiedzi naprawdę tu nie ma. – Izajah pstryknął palcami i zwierzęta zniknęły. – Dzięki. Możesz już iść – Yernon był uradowany. Tak szybko wyeliminował większość Legii. – Ty, ty, wy dwaj, i ty. Podejdźcie no tutaj. – zawołał krasnoludy, dwóch strzelców i elfa.

Aris
Kazali stać spokojnie, to stałeś. Przeczuwałeś że to jakaś głupia sztuczka, sprawdzian. Bardzo byłeś ciekawy, po co temu generałowi pomocnicy, skoro jest taki potężny jak się słyszy? Cóż, sam raczej tego nie powie. Pomimo utraty pamięci, udało ci się kilkakrotnie usłyszeć o Yernonie czy Izajahu. Ale najważniejsze teraz, to dobrze wypaść, by zostać pomocnikiem wielkiego Generała. Okazało się, że jesteś jedynym inteligentnym spośród tej hałastry. Jakieś dwa krasnale wyciągnęły swoje małe toporki i rzuciły się na niedźwiedzie. To nie odwaga, tylko głupia pewność siebie. A Ci dwaj, strzelcy mieli refleks. Za to Ty byłeś po prostu zmyślny. Wiedziałeś, że nie ma się czego bać, więc po co się martwić? A oni szukają odważnych. Tak przynajmniej domyślałeś się z tego co próbowali osiągnąć. Więc kiedy Yernon wskazał na Ciebie i kazał Ci podejść, posłusznie spełniłeś jego prośbę, oczekując dalszej selekcji.

Fillin Tunerbhad
Od początku ta zbiórka Ci się nie podobała. Najpierw jakaś kapłanka została wybrana, potem ork. A teraz okazało się że w obozie jest Ahnon. Ahnon! Jeden z trzech Twoich najważniejszych celów. Był niby tak blisko, a tak daleko. Nie mogłeś zabić go w biały dzień, jeszcze przy takiej liczbie osób. Nie, Ahnona dało się zabić tylko pod osłoną nocy, gdy zmruży te swoje piekielne oczka. A i ten ork Ci się nie podobał, zajmował się szamanizmem. Właściwie to ciężko go było sklasyfikować jako maga, chociaż z drugiej strony... No nic, musisz to przemyśleć. A ta prowokacja z niedźwiedziami była głupia. Oczywiście, wyciągnąłeś dwa krótkie pistolety i wystrzeliłeś. Okazało się, że obok Ciebie stoi khajiit, który też posługuje się bronią palną. Jego pistolet był identyczny jak Twój, jedynie złocenia były odrobinę bogatsze. Zauważyłeś, że Yernon kazał Ci podejść, tak samo jak temu khajiitowi oraz dwóch krasnoludom i elfowi.*Byleby to jak najszybciej się skończyło!* podszedłeś z powagą, odprowadzając wzrokiem Ahnona.

Belghar Gerlizzd Toporny
Niedźwiedzie! Gdy je zobaczyłeś, od razu popędziłeś z toporem na nie. Jakiś inny współbratymiec blisko Ciebie zrobił to samo. Kątem oka zauważyłeś, że jakiś elf po prostu stoi i gapi się. Ta ich sztywny charakter i chłodna ocena sytuacji. A krasnoludy muszą działać, mają to we krwi. Szybko się okazało, że stwory są nietykalne. Za sobą usłyszałeś hukiem.*Pewnie to ta nowa broń*pomyślałeś po raz kolejny waląc toporem w niedźwiedzia. Nagle mag powiedział, że to tylko iluzja. Cholerny elf, pewnie sobie to wykalkulował i dlatego stał tak spokojnie. Z lekkim zażenowaniem splunąłeś na ziemię. Pomimo, że ten Ahnon powiedział, że to iluzje dalej czułeś się nieswojo. Dalej byłeś w stanie lekkiego szału bojowego. Izajah po chwili odszedł, a Yernon kazał Ci podejść do siebie razem z kilkoma innymi osobami. *Jest nas tylko pięciu, a miejsc cztery. O wielki Kharnie, proszę, doradź generałowi, aby wybrał mnie jako swego pomocnika*zmówiłeś szybko modlitwę podchodząc do Yernona.

Pięciu na cztery miejsca. Jak zwykle, biednemu wiatr w oczy. Dwóch odważnych krasnoludów, dwóch strzelców i jeden elf. No cóż, no to jednego już mogę wybrać...
– Ty, elfie. Dołączasz do kompanii. Kapitanie, proszę odprowadzić mojego kolejnego kompana.
Trzeba jednego odrzucić. A może... ciekawy pomysł. – Panowie, tamte tarcze – Yernon wskazał tarcze łucznicze oddalone o jakieś siedemdziesiąt metrów od was. – Po jednym strzale.
Khajiit i człowiek wyciągnęli długie pistolety i oddali po jednym strzale. Huki poniosły się echem po obozie. Yernon wyciągnął z poły płaszcza prymitywną lornetkę, stworzoną przez Mooela alchemika-wynalazcę. Przyłożył ją do oczu i przypatrzył się tarczom. – Cóż, witam pana w gronie mojej eskorty – odłożył lornetkę i uścisnął dłoń Fillinowi. – A ty, możesz odejść. – tu skierował się do khajiita. – Gdzie ten kapitan? – rozejrzał się. – A tu jest. Proszę zaprowadzić tego strzelca do namiotu – zwrócił się do kapitana. Teraz przyjrzał się krasnoludom. W zasadzie mógłby wziąć dwóch. Ale zaraz, zaraz, ma w drużynie elfa. Dwóch nieźle by się uwzięło na jednego elfa. A jak będzie jeden, to będą tylko kłótnie, sprzeczki. No to weźmiemy...
– Ty – wskazał Belghara. – Idziesz ze mną, a Ty wybacz mi, ale zostajesz. – Kapitanie chyba to będzie ostatni. – Kapitan odprowadził krasnoluda do swojego namiotu. Po chwili przyszedł na plac, a generał Yernon dalej tam stał. – Zastanawiam się nad ostatnim – zwrócił się częściowo do sibie, a częściowo do kapitana. – Proszę, mi tu przyprowadzić jakiś magów, kapitanie...
 
__________________
En Taro Tassadar!
Antari jest offline