Wątek: Złamany Świat
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2009, 19:45   #1
AC.
 
AC.'s Avatar
 
Reputacja: 1 AC. nie jest za bardzo znanyAC. nie jest za bardzo znany
Talking Złamany Świat

Memo:
Od czwartego roku studiów dorabiałeś jako ochroniarz w pobliskim Instytucie Naukowym, w którym zresztą zamierzałeś pracować jako naukowiec po ukończeniu studiów. Pewnego dnia wydarzył się tam wypadek. Zostałeś wybrany do zespołu, który miał zabezpieczyć podziemia. Zjechaliście na jeden z niższych poziomów. Dość szybko okazało się, że jesteście zdani na siebie. Wędrując po korytarzach spotkałeś ludzi uwięzionych w czasie eksperymentu i legiony złych, owadopodobnych obcych. Okazało się, że Instytut Naukowy badał zjawisko alternatywnych rzeczywistości. Przypadkowo (z drobną pomocą zwolenników diabłów) został otwarty portal prowadzący prosto do Kuźni Lucyfera. Część pozostałych przy życiu ludzi uciekając przed wielkim potworem z koszmarów uciekła przez czerwony wir, inni pojechali działającymi windami. Niestety wszyscy znajdowali się już w Strefie Mroku - wszyscy powędrowali do Piekła. Przez dwa lata byłeś niewolnikiem w samych Czeluściach Piekielnych - w niebywale zaawansowanych technicznie Kuźniach Lucyfera. Kolejne cztery lata twojego życia upłynęły pod znakiem przygód w różnych rzeczywistościach. W końcu stałeś się epicką manifestacją ognia i węży. Wszystko skończyło się w nieoczekiwany sposób, który najlepiej opisze dokładniejsza retrospekcja: W dzikim szale Memo postanowił raz na zawsze wykończyć swoich przeciwników rzucając na oślep swoje czary we wszystkie kierunki. Mosty łączące tą platformę z innymi zostały przerwane i wszyscy poczuli jak cała płaszczyzna, na której stali dość szybko, ale równo "zjechała" kilkadziesiąt metrów niżej. Ognisty holokaust Mema trafił w Caina w momencie, w którym ten chciał wyrzucić jednego z węży w otchłań. Rzut się udał jednak o mało i Cain nie spadł, tylko dzięki swojej wilczej zwinności i niedźwiedziosile zdołał przytrzymać się krawędzi i chwilę później wylądować z powrotem na bezpiecznym terenie. Tymczasem dzieci Bałfana rzuciły się na gorejące macki chaosu, ale fala złego ognia holokaustu stopiła ich w jednym momencie. Ku zdziwieniu wszystkich Nosferatu przetrwał początkową falę żaru i zdołał utrzymać uwagę Mema na tyle długo, że Bałfan zdołał odskoczyć i rzucić swoje czary. Sądowy Żniwiarz nie podołał zadaniu, okazało się, że holokaust całkowicie niweluje działanie radioaktywności. Gluty i słowo mocy natomiast dały radę... dwa węże zostały zneutralizowane w momencie, gdy Nosferatu w końcu poległ pod naporem macek chaosu. Pozostał ostatni wąż. Memo zaślepiony nienawiścią rzucił się z kłami na Bałfana w celu odgryzienia mu twarzy. Pojawił się Janus w obu postaciach i tak jak poprzednim razem zatrzymał czas tak, że tylko Cain nadal mógł się ruszać. Olbrzymie zębiska węża były mniej niż milimetr od skóry twarzy Bałfana, kilka czarów holokaust zamarło w powietrzu. Ze spokojem Janus oświadczył, że w końcu udało mu się pokonać barierę i przybyć wam na pomoc. Zdaję się, że trzeba usunąć aż takie zło z waszego towarzysza, prawda? Zadał retoryczne pytanie i spojrzeniem rzucił jakiś tajemniczy czar na Mema-Węża. Zanim jednak cokolwiek się stało przybyła kobieta ubrana w srebrny kombinezon. http://grammarpolice.net/archives/images/gozer.jpg i powiedziała Nie. Janus pobladł, zwłaszcza ten młodszy. Cain trochę zdezorientowany stał tylko i przyglądał się. W końcu kobieta kazała Janusowi stanąć z boku i zobaczyć jak to się skończy, ona zrobiła to samo. Cain wiedząc już, że oni nie zamierzają uratować Bałfana skoczył aby jednak uderzyć węża i zmienić jego tor lotu. Było już za późno. Ostatni wąż odgryzł całą twarz Bałfana: mniej więcej od brwi aż do przedniej części żuchwy. Drgające ciało czarnoksiężnika padło na plecy i zaczęło konać, gdy czar Janusa zaczął działać. Wąż zamienił się w Mema. Trochę przestraszony Memo błyskawicznie wstał z wciąż ciepłych zwłok Bałfana i wypluł krew, skórę i kawałki kości, które miał w jamie ustnej. Noga Bałfana wciąż drga. Macki Chaosu zniknęły. Cain i Memo stanęli przy zwłokach czarnoksiężnika zdezorientowani... odechciało im się walczyć. Cain również wrócił do swojej ludzkiej postaci, jednak moc zmiany w Wilkołaka pozostała. Memo natomiast odzyskał wszystkie swoje poprzednie czary plus wciąż ma możliwość rzucania Macki Chaosu i Holokaustu. Poziom adrenaliny powoli spadał, obaj nie mieli ani jednego zadrapania na swoich ciałach. To była dość długa przygoda. Kobieta, która okazała się jednym z aspektów czy też postaci Yog-Sothotha razem z Janusem zawarli zawieszenie broni. Po tym jak Cain zlikwidował dziewczynę nie mogła ona urodzić dziecka Yog-Sothotha, walka Mema i reszty była tylko odzwierciedleniem emocji... ludzkich emocji, których bóstwo takie jak Yog powinno się wystrzegać. Złość. Gniew. Nienawiść. Główne uczucia, które rozpoczynają konflikty. Walka była przednia, ale w tym momencie należy ją przerwać. Czasem nie ma zwycięzców, czasem pojawia się Janus czy inna potężna jednostka przechylając szalę na którąś ze stron. Ciekawi Cain i Memo spytali się kto by zwyciężył w tej walce i otrzymali odpowiedź: Szał i wściekłość Mema przysłoniły mu umysł i po pokonaniu Bałfana z pewnością zostałby zrzucony w nicość przez Caina, który do końca zachował zimną krew i swoje zdolności regeneracyjne. Przed szereg wyszedł U-Janus i oświadczył wam: Jednym z warunków zawarcia zawieszenia broni jest odesłanie was do innej rzeczywistości, w której wasze moce odrobinę zmodyfikują się, ale przynajmniej zachowacie życie. To taki moment, w którym rządzący zawierając ugodę wyrzucają bohaterów na margines istnienia. To smutne, ale konieczne w tych okolicznościach. Jeszcze się spotkamy. W zupełnie innym miejscu i zupełnie innych okolicznościach. Zanim jednak odejdziecie, chcę pokazać wam, że nawet wśród największego zła jest odrobinę dobra. Ciało Bałfana odbudowało się, a on sam otworzył oczy i powstał. Nie jest żywym trupem, został wskrzeszony. Chwilę później pojawili się żywi Mośko (w swoim ciele, ale z mocami które posiadał jako Timothy) i Mayday. Powiedziano też wam, że gdy lód się rozpuści i Amrik uwolni się ze swojego dobrowolnego więzienia, gdy już jego nieumarłe ciało poradzi sobie z konsekwencjami zamrożenia on też stanie się żywym człowiekiem. W Memo i Cainie jednak narosło trochę wściekłości, że tak ich załatwiono. Prawdopodobnie już nigdy nie wrócą do swoich domów. Złość prócz powodowania konfliktów również łączy ludzi. I choć teraz nie było wypowiedziane przez nich ani jedno słowo to jednak jest to początek sojuszu. Sojuszu, który na zawsze odmieni rzeczywistość, do której zostaną odesłani. Otworzył się portal i przeniesiono was wszystkich. Co do przedostatniego zdania Janusa: rzeczywiście spotkaliście ponownie Janusa w innym czasie i w zupełnie innym miejscu. Po tych wydarzeniach Memo uczestniczył jeszcze w ostatniej wojnie ludzi i wampirów w jednej rzeczywistości tylko po to, żeby uciec i znaleźć się z paranoją na pokładzie cywilnego samolotu w 1940 roku z grupą czarnych obywateli USA. Z tej przygody nie wyszedłby żywy, gdyby całkiem przypadkowo nie przebył do Złamanego Świata. Ze starymi znajomymi Amrikiem i Mośkiem i nowopoznanym MelManem zjawiliście się w okolicach Astra Porta w lesie. Badając urządzenie doszliście do wniosku, że prowadzi ono do innych planet. Powciskaliście kilka przycisków na konsoli sterującej, ale zanim otworzyliście portal pojawiło się dwóch ludzi ze zwykłej rzeczywistości. Był to Siloth i Savinius. Skracając historię: znaleźliście w lesie broń od obdartych ze skóry żołnierzy, pokonaliście posterunek przypadkowo spotkanych rebeliantów, uwolniliście Greglickiego, który zaprowadził was do swojej rezydencji. Po walce zabezpieczyliście teren, Greglicki wam uciekł, ale za to przywołał obiecany śmigłowiec bojowy. Chcieliście go przejąć do swoich niecnych celów, ale niestety Siloth strzelając do nich, gdy jeszcze byli w powietrzu ostrzegł załogę. Amrik odrazu zabił pilota powodując katastrofę. Siloth uciekł w prawie niekończący się Sad, a Memo i Mośko ruszyli za nim w pościg łazikiem z CKMem. Jadąc za szybko przeoczyliście uciekiniera i wyjechaliście na trawiasty teren nieopodal posterunku, który wcześniej zniszczyliście. Pijąc znalezione w rezydencji piwo Żywiec Memo uświadomił sobie (a może tylko mu się ubzdurało), że tego właśnie dnia ma trzydzieste drugie urodziny. To już dziewięc lat mija jak go nie było w domu... choć właściwie, gdy wróci to być może czas w ogóle nie minie ani o sekundę. W końcu raz po sześciu latach wróciłeś do twojej rzeczywistości i byłeś w tym samym dniu, w którym przekroczyłeś portal do Piekła za pierwszym razem... Mośko nagle stał, mówiąc coś że musi się odlać zniknął pomiędzy zdziczałymi roślinami sadu wiśniowego. W tym samym momencie usłyszałeś lecący śmigłowiec... musi być gdzieś w pobliżu rezydencji gdzie został Amrik, MelMan i Savinius. A potem usłyszałeś serię wybuchów i wiedziałeś, że bez szans na śmigłowiec życie stanie się trudniejsze. Wszystko przez Silotha.


Erland:
Często dorośli nie radzą sobie z naporem nadnaturalnych spraw. Pojawia się niewiara - ostateczna obrona porządku przed magią i chaosem. Ty jednak od najmłodszych lat czytałeś o cudach, magii, elfach i czarodziejach. Wierzysz w technikę, wierzysz w rzeczywistość, a jednak twój umysł nie został całkiem zamknięty. Od pewnego czasu zresztą widzisz rzeczy... rzeczy niepojęte, o których nie mówisz bo w najlepszym razie by cię wysłano do psychologa w najgorszym byś był pośmiewiskiem szkoły. Życie szesnastolatka z jednej strony jest łatwe - ograniczona odpowiedzialność, nie musisz chodzić do pracy, nie wypełniasz zusów, pitów, srytów... z drugiej jednak strony wszyscy cię mają za dzieciaka. Jesteś całkiem sprytny i inteligentny, ale nadal nie traktują cię poważnie. Jednak czemu im się dziwić? Zadaj sobie pytanie czy będąc dorosłym traktowałbyś siebie małego poważnie? Jednak wracając do twojej sytuacji. Widziałeś duchy... byłeś pewien, że widzisz duszę gościa, który wpadł pod samochód na skrzyżowaniu Grójeckiej i Banacha. Otworzył się taki świetlisty wir i duch spłynął w górę z siłą wodospadu. Pewnego dnia spojrzałeś w lustro i spostrzegłeś, że twoje rysy się wyostrzyły przez noc. Wyglądasz tak samo, a jednak... obco. Twoje uszy się trochę powiększyły i zrobiły spiczaste, schudłeś i to mocno, ale nie czujesz się słabo. Poczułeś się inaczej, w pewnym sensie lepiej, w innym gorzej. W końcu zamknąłeś oczy, a gdy je otworzyłeś byłeś już w Złamanym Świecie. Patrzy w twoją stronę jakaś ładna dwudziestolatka, a obok ciebie stoi starszy koleżka z fajnym aparatem fotograficznym. Jesteś w dość ciemnym lesie. Poczułeś, że twoje życie właśnie stało się trudniejsze. Jakaś część ciebie najchętniej by się rozpłakała - widzenie duchów to jedno, a bycie w innym świecie to zupełnie inna sprawa. Inna część ciebie zaśmiała się w duchu - w końcu będziesz mógł sam zrobić łuk i upolować coś i być bohaterem i gdy już się nim staniesz nikt nie będzie żartował z twojego wieku.


Ryjek:
Życie jak kulka - toczyło się. Niestety i kulkę można popsuć przynajmniej w Strefie Brzasku gdzie zwykłe rzeczy nie dzieją się zbyt często. Pewnego dnia doszły cię słuchy o wilkołakach kręcących się w okolicznym lesie. Chwyciłaś aparat i ruszyłaś w drogę. Takie zdjęcia to by było coś... nawet jeśli to jakiś świrnięty przebieraniec. Musi mieć dobre przebranie skoro nawet policja się tym zainteresowała. Dość łatwo ominęłaś służby porządkowe i wkroczyłaś do mroźnego lasu. Wiatr nie był akurat zbyt duży, tylko ciemno jak cholera. Trochę tego nie przemyślałaś, ale ta noc może być jedyną szansą zrobienia mistrzowskiego zdjęcia. Flasz powinien sobie poradzić... a przynajmniej taką miałaś nadzieję. I do tego nie byłaś sama - w oddali widziałaś światła policyjnych latarek. W końcu usłyszałaś kroki, może to człowiek... może to był jednak błąd. Zaczęłaś klikać przycisk w aparacie. Błyski ukazały ci straszną, srebrną bestię ubraną w krótkie spodenki z kościanym naszyjnikiem na szyi. Straciłaś przytomność. Przez kolejne kilka dni byłaś więziona w strasznych warunkach w jakiejś opuszczonej ruderze przez dziwną parę czterdziestolatków. Bez wdawania się w szczegóły były to najgorsze dni twojego życia. Pomyślałaś wtedy, że dwa lata katorniżej pracy w Kuźni Lucyfera gdzie nawet umrzeć się nie da były pewnie dużo cięższe... nie wiesz skąd taki pomysł przyszedł ci do głowy, ale w jednym z koszmarów z tamtego okresu zobaczyłaś wielu niewolników Piekła wśród których rozpoznasz Mema, gdy go tylko spotkasz... w tamtych czasach był oczywiście dużo młodszy, ale wyglądał gorzej. Dużo gorzej. W końcu przyszła kobieta i nałożyła ci na głowę kościany naszyjnik z małym srebrnym medalikiem, który w jednym momencie wypalił ci okrągły znak pomiędzy, trochę poniżej piersi. Następnie zdjęła medalik, ale zostawiła naszyjnik, a ty przemieniłaś się w Wilkołaka. Przemiana bolała jakby... ból wszystkich zębów, ale przeniesiony na każdą kość. W końcu zmieniłaś się w wilkołaka i znów straciłaś przytomność. Przez rok wędrowałaś z Plemieniem Wilkołaków po dziwnej krainie, która tylko geograficznie przypominała Polskę. W końcu Wódz Plemienia, któremu nigdy nie mogłaś się sprzeciwić zginął w walce z potężnym Władcą Żywych Trupów. Twoje plemie następnie rozpadło się, a ty sama przez kilka miesięcy błąkałaś się po nieskończonych borach. W końcu zdjęłaś naszyjnik i wróciłaś do swojej ludzkiej postaci. Niestety świat, w którym przyszło ci żyć okazał się być bardzo niebezpieczny dla młodej kobiety - byłaś zmuszona znów przemienić się w wilkołaka. Szukając drogi do domu dotarłaś nad morze, a potem trafiłaś do lasu, w którym ostatni raz miałaś kontakt ze światem z którego pochodzisz. Straciłaś przytomność. Obudziłaś się w szpitalu w Słupsku. Znów byłaś człowiekiem, chciałaś dotknąć swojej obolałej głowy, ale ręce nie drgnęły. Spędziłaś miesiąc w szpitalu, okazało się, że policja znalazła cię tej samej nocy w lesie - pobitą i zmarźniętą. Wydarzenia, które przeżyłaś przez ostatnie dwa lata były jedynie sennym koszmarem. W końcu po miesiącu zostałaś wypuszczona ze szpitala. Pół roku minęło normalnie, nic szczególnego się nie działo. Aż pewnego letniego dnia, na ulicy znalazłaś kościany naszyjnik. Ze strachem dotknęłaś go i w jednej chwili chodnik, na którym stałaś zamienił się w zacienioną ściółkę leśną, a przed tobą rozpościera się las... i gdzieś tam przed tobą słyszysz serię wybuchów. W ręku trzymasz naszyjnik i masz ochotę zwymiotować, ale powstrzymałaś się. Odwróciłaś się i zobaczyłaś wysoki, metalowy okrąg - Astra Porta, czy też Gwiezdne Wrota przed którymi prócz panelu sterującego stoi mężczyzna z aparatem i jakiś chudy chłopiec. Jeden z nich ma w rękach aparat.


Merlin:
Różne są koleje losu, ale jeśli porównać życie do taboru kolejowego to twój pociąg wykoleił się w najmniej spodziewanej chwili. Ostatnimi czasy interesy szły nadwyraz dobrze, nie mogłeś uwierzyć, że miałeś okazję sprzedać kilka zdjęć za całkiem niezłą gotówkę. Nie były zbytnio artystyczne - po prostu byłeś w odpowiednim miejscu i czasie. Napad na kantor, wypadek samochodowy, bijatyka uliczna, walka policji z grupą chuliganów - każdy mógł zrobić zdjęcie czegoś takiego, ale tylko ty miałeś aparat fotograficzny. W pewnym momencie zwróciłeś nawet uwagę, że funkcjonariusze służb porządkowych śledzą cię. Nie mieli powodu... ale rzeczywiście, zawsze gdy coś się działo to ty byłeś w pobliżu. Postanowiłeś wyjechać na jakiś czas. Dawno nie byłeś nad morzem, więc właśnie tam pojechałeś pociągiem. Podróż była spokojna, było może trochę za ciepło, ale w końcu to był letni dzień. Po jakimś czasie dotarłeś do Słupska. Pewnego dnia robiłeś zdjęcia w mieście, aż zacząłeś zwracać uwagę bardziej na ludzi. Usiadłeś na ławce i cykałeś. Jedno, drugie, trzecie, dwudzieste... w końcu sfotografowałeś dłoń nastoletniej dziewczyny, miała sztucznie przedłużone paznokcie każde pomalowane na inny kolor. Zainteresowało cię to i obejrzałeś na ekranie dokładniej to zdjęcie. I gdy tak się patrzyłeś twoja prawa dłoń zmieniła się w jej dłoń. Mniejsza, delikatniejsza... i te paznokcie. W szoku wyłączyłeś aparat i zamknąłeś oczy chcąc odzyskać swoją dłoń. Spojrzałeś raz jeszcze i wszystko było w porządku. Ręka taka sama jak rano... twoja ręka. Wtedy zobaczyłeś ładną dziewczynę i na moment zapomniałeś o tej nierealnej sytuacji. Zrobiłeś jej dwa zdjęcia, gdy szła, jedno gdy stanęła i patrzyła się na ziemię, potem jedno gdy sie schyliła... i ekran aparatu zgasł. Wyłączyłeś i włączyłeś ustrojstwo. Nie było już Słupska, a las. Była jednak ta sama dziewczyna, teraz kilka metrów od ciebie, stała do ciebie tyłem. Przestałeś w końcu ślepić w ekran i spojrzałeś przed siebie. Jesteś w lesie, przed tobą jest ta dziewczyna ze Słupska a obok ciebie jakiś nieznany chudy i dziwny nastolatek. Nie siedziałeś już na ławce, a stałeś na ciemnej ściółce leśnej. Część ciebie chce krzyczeć ze strachu... druga część z radości.


Grabarz:
Czasem Strefa Zmierzchu objawia się szarością rzeczywistości. Twoja ponurość sprawiła, że nawet szczęśliwe wydarzenia wydawały się pozbawione koloru. Zazwyczaj ludzie w Strefie Zmierzchu odczuwają wszystkimi zmysłami nadprzyrodzone zjawiska, ale nie ty. U ciebie wszystko było tak samo szare, ponure i wydawać by się mogło, że trwałoby to do końca twoich dni. Ale jednak tak się nie stało. Jak prawie codziennie usiadłeś przed monitorem i czytaniem i pisaniem próbowałeś zagłuszyć przerażający hałas ciszy. W końcu włączyłeś sobie muzykę. Ale nie jakąśtam muzykę tylko Pendulum - The Terminal z krążka Pendulum - Hold Your Colour. Dokładnie na drugiej minucie z dziesięcioma sekundami pojawiłeś się na prawie pustym terminalu lotniska. Muzyka wciąż grała, ale z lotniskowych głośników. Siedziałeś w poczekalni przylotów. Napisy i reklamy pokazały, że jesteś w kraju angielskojęzycznym. Rozejrzałeś się. Kilka osób spało wokół ciebie, jeden dwudziestoparolatek gra na PSP. Prócz dość głośnej muzyki nie ma dźwięków, jest noc. Wstałeś i chciałeś zagadać do tego gracza, ale on niezwrócił na ciebie kompletnie uwagi. Obok niego leżała żółta poduszka z twarzą Spongeboba Squarepantsa, która z uśmiechem i swoim charakterystycznym głosem powiedziała ci, że jesteś na terminalu B, a powinieneś być na terminalu Z. Spytałeś się Spongeboba o co chodzi, ale po chwili uświadomiłeś sobie, że to tylko poduszka, a tylko świry mogą gadać z poduszkami... z drugiej strony jesteś trzeźwy, a masz omamy... zwykłe halucynacje, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. W pewnym momencie chłopak wyłączył PSP, spojrzał na ciebie i kiwnął twierdząco głową. I gdy tylko to zrobił ty zacząłeś się oddalać. Coraz szybciej i szybciej... leciałeś. Wszystko wirowało, a tobie coraz bardziej było niedobrze. W końcu wszystko się zatrzymało, a ty momentalnie upadłeś na kolana i zwróciłeś całą zawartość żołądka, kręci ci się w głowie jak cholera. Klęczysz na ściółce leśnej. Nie ma już muzyki. Wahasz się czy rozejrzeć się czy nie, ale patrzenie w swoje wymiociny nie jest fajnym pomysłem na spędzanie czasu.


Emil - Upiorna Księga Ikon (UKI):
Wkroczyć w Strefę Brzasku można też poprzez śmierć. Bo śmierć to dopiero początek. Zazwyczaj śmierć jest ciekawa, ale nie twoja. Twoja była po prostu głupia. Najlepiej by było, gdyby pozostało tylko słowo śmierć. Śmierć. Śmierć... Śmierć? To słowo ma przed sobą dużą przyszłość nie mówiąc już o ogromie historii. Jak na przykład by wyglądały kryminały, gdyby nie było śmierci? Co nie zmienia faktu, że skręciłeś sobie kark próbując zdjąć książkę z najwyżej półki. Czy ta sytuacja była tragiczna? A może raczej komiczna? Żałosna-haha? Książki były całym twoim życiem, i w sumie nie dziwne, że stały się też przyczyną twojej śmierci. Traf chciał, że książką, która spadła na twoje jeszcze gorące zwłoki była Upiorna Księga Ikon, polski przekład popularnego w niektórych kręgach Necronomiconu. Spadając pochwyciła twoją unoszącą się duszę i wcisnęła ją do ciała z taką siłą, że aż Ponury Żniwiarz musiał pojawić się, żeby swoją kosą jakoś ją wydłubać z twojej trzustki czy gdzie ona tam wpadła. Powoli... powolutku... w końcu Ponury nie wytrzymał i zaczął uderzać w twoje zwłoki ostrzem w dzikim szale. W końcu pochwycił twoje jestestwo, ale nie przestał uderzać aż w końcu duszyczka twoja wbiła się w Upiorną Księgę Ikon. Jak pech to pech. Ponury zaśmiał się okrutnie, wziął UKI i przeniósł się do Piekła (a czemu nie do Nieba? Było nie zirytować Śmierci...). Straciłeś na jakiś czas świadomość swojego istnienia. Z tego co pamiętasz to leżałeś na biurku Janusa młodszego... i widziałeś nawet Mema w czasach, gdy ten był w Piekle. On jednak miał swoje ciało, a ty nie. Twoje znaleziono po kilku dniach, gdy zaczęło już mocno gnić. Nigdy nie przeczytałeś Upiornej Księgi Ikon, dopiero co znalazłeś tą książkę. Cóż "życie", a raczej "śmierć". W końcu po wielu latach Janus przestudiował ją całą i pożyczył komuś z biurokracji piekielnej. Zaginąłeś na wiele lat, może nawet na setki tysięcy lat, ale kto by liczył? Twój umysł zresztą nie posunął się ani o rok. W końcu pojawiła się twoja świadomość, a po kolejnym tysiącu lat nawet mogłeś porozumiewać się telepatycznie z co bardziej zdolnymi diablikami. Jeszcze dziesięć tysięcy lat i za pomocą telekinezy dźwiękowej możesz mówić. W końcu z Piekła trafiłeś znów na Ziemię i ze zdziwieniem odkryłeś, że minęło zaledwie kilka dni od kiedy zginąłeś. Próbowałeś ożywić swoje zwłoki, ale nic z tego. Byłeś świadkiem, gdy przyszła policja, lekarz i w końcu ktoś zabrał zwłoki. Nikt cię nie słyszał. Być może zbyt mocno w to niewierzyli. Tak to już jest z magią, że nie działa gdy niewiara jest zbyt silna. W końcu na początku 2009 roku trafiłeś do domu bibliofila podobnego do ciebie. On cię usłyszał, ale niestety równocześnie UKI rzuciła na niego czar podwładności. UKI sama w sobie ma świadomość, ale w stosunku do ludzkiej bardzo obcą. Nie możesz z nią pogadać, ale możesz spróbować używać jej mocy. Tak czy inaczej Upiorna Księga Ikon nie ma żadnego interesu do tego człowieka, ty za to to inna sprawa. Zechciałeś, żeby podniósł UKI i to zrobił. Zechciałeś, żeby stanął na jednej nodze i to zrobił. Jak jakiś cholerny Terminator 2. Wypowiedziałeś jeszcze jedno małe życzenie, gdy zostałeś przerzucony razem ze swoim nowym podwładnym do Złamanego Świata. Wylądowaliście w zdziczałym sadzie wiśniowym. Dopóki ten człowiek ma przy sobie UKI dopóty ty będziesz mógł przez niego przemawiać i robić co będziesz chciał. Statystyki fizyczne są tego człowieka. Widzisz w każdym kierunku od UKI i dodatkowo tak jak widzą oczy osoby kontrolowanej. Dysponujesz narazie tym jednym czarem, ale on nie będzie działał na wszystkich. Osobę możesz kontrolować na maksimum 15 metrów od ciebie, ale tylko jedną w danym czasie. W pewnym momencie nastąpiła seria wybuchów z jednego kierunku i usłyszałeś czyjeś kroki z przeciwnego kierunku. O innych zmysłach: słuch tylko od UKI, smak, węch i dotyk tylko od osoby kontrolowanej.
 

Ostatnio edytowane przez AC. : 05-01-2009 o 21:51. Powód: uwagi przeniesione do tematu z komentarzami
AC. jest offline