Trudno było dociec gdzie spod kaptura kieruje wzrok mężczyzna, pewnikiem zerkał na ofiarę napadu stojącą przed stolikiem. Wrzucił sobie kęs mięsiwa w usta.
- Zatem nie stójcie tak Panie Orm, siadajcie, siadajcie. - Wskazał ręką miejsce naprzecie siebie. - Mnie zwą Demeroth, i mieliście racje nigdy nie słyszałem o Usatuu. - Nazwa wymówiona przez mężczyznę brzmiał zgoła inaczej, niż ta którą wymówił kupiec, choć można by przysiąc że chodziło o to samo miejsce.
Mężczyzna uniósł trochę głowę, patrząc zapewne na Karczmarza.
- Gospodarzu nasz, daj temu człekowi strudzonemu misę, aby mógł się obmyć. Podajcie też jadła i napitku jakowegoś. Wszak Pan strudzony niesłychanie, widać że w nieszczęście odziany, nie godzi się zostawiać tak człowieka porządnego.
__________________ And then... something happened. I let go.
Lost in oblivion -- dark and silent, and complete.
I found freedom.
Losing all hope was freedom. |