Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2009, 15:30   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nocną wyprawę można by uznać za uwieńczoną częściowym powodzeniem.
Co ogólnie i tak oznaczało klapę.
Z tego, że na dno poszło paru ludzi-krokodyli, natomiast pani doktor - nie, nie wynikało nic. To było ważne dla nich, natomiast prawie nie zmieniało sytuacji rybaków. Trudno było się spodziewać, że w tym rejonie grasowały sobie tylko cztery potwory. Czy zatem rybacy, których wprost paraliżował widok ludzi-krokodyli, znajdą w sobie tyle odwagi, by teraz, gdy wiedzą, co im grozi, stanąć do walki?
Z tego, że zdecydowali się wypłynąć na kolejny połów, nic nie wynikało. Kolejnej nocy, gdy następny rybak zginie, gdy za plecami nie będzie białych najemników, mogą nie zechcieć.
W każdym razie czegoś się dowiedzieli.
Najciekawsze było, co na ich raport powie major Morcinek... Pewnie, że jego ludzie się nieźle popili...


Nie doszedłszy do żadnych rozsądnych wniosków poszedł spać...

Nawoływanie stojącego na nadbrzeżu rybaka wyrwało Kita z krótkiego snu. Słów zrozumieć nie mógł, ale po paru sekundach do głosu człowieka dołączył się nowy dźwięk.

"Statek?"

W parę chwil Kit znalazł się na pomoście.
Daleko, bardzo daleko, zza zakrętu rzeki, wyłaniał się niezbyt wielki stateczek...

- Simba to raczej nie są - skonstatował Kit, przewieszając przez ramię broń. Wrócił do chaty, by spokojnie przygotować się na przybycie niespodziewanej odsieczy. Na przykład ogolić się.



Na pokładzie holownika "Pegasus" oprócz marynarzy tłoczyło się jeszcze kilkanaście osób, w tym kilkoro białych.

- Tacy sami frajerzy jak my - rzucił półgłosem Paddy.

- I frajerki - odpowiedział równie cicho Kit, do którego skierowane były te słowa.
Przez moment wpatrywał się w jakby znajome twarze.

- Znam paru z nich... - powiedział cicho, tak by tylko Paddy go słyszał. - Miałem lecieć z nimi "Dakotą". Tamta blondynka mnie zastąpiła... Ale było ich więcej... Skoro są tutaj, to najwyraźniej ten porucznik nie był tak dobry, jak sądził... - uśmiechnął się krzywo.

Odkładając na później zagadkę "Dakoty" odwrócił się w stronę schodzącego z pokładu dowódcy "Pegasusa". Gdy Patrick przedstawiał wszystkich uczestników misji Kit odwrócił się w stronę nadchodzącej dwójki i spytał półgłosem:

- A gdzie Narinda?

Czyżby Africia nie była ciekawa, kogo dobry los, czy też pech, przygnał do wioski?

Potem zwrócił się do Clementa, który właśnie skończył mówić:

- Witam, kapitanie. Dokąd pan płynie, jeśli wolno wiedzieć?

- Płyniemy do Czterdziestego kilometra. Naszym zadaniem jest patrolowanie i utrudnianie przepraw oddziałom Simba - dodał Clement, odpowiadając na niezadane pytanie.

- A - zaczął Kit, spoglądając w stroną, skąd przypłynął "Pegasus" - nie widział pan czasem "Katangi"? Przywiozła nas tu, miała czekać, aż wrócimy, a zniknęła niespodziewanie.

Postanowił, przynajmniej na razie, nie wnikać w szczegóły ich misji. To już Patrick opisze w swoim raporcie.

Clement pokręcił głową.

- Nie i to jest dziwne. Co więcej nie słyszałem od ponad doby ani by ktoś ją wywoływał, ani by sama coś meldowała.

To było faktycznie co najmniej dziwne. Czyżby buntownicy zdołali przejąć albo zatopić "Katangę"? Dysponowali takimi możliwościami?

- Dziękuję, kapitanie - Kit zasalutował. - Czy potem wraca pan w górę rzeki?

- Popłynę tam, gdzie mi każą. Jak to w wojsku... - kapitan odsalutował, po czym wrócił na pokład.

- Napisz szybko ten raport - spojrzał na Patricka - a potem wracaj i pomóż mi bawić gości - zażartował.


Przy 'lądowym' końcu trapu zgromadzili się pasażerowie "Pegasusa". Z porucznikiem sił lotniczych na czele.

"Słoneczko ci przypaliło piórka, biedaku?" - pomyślał Kit z mieszaniną kpiny i współczucia.

- Witamy na suchym lądzie. Christopher Padawsky - przedstawił się, kierując te słowa do tych, którzy go wcześniej nie znali. - Cóż za niespodziewane spotkanie - dodał, spoglądając na panią Bielanska oraz Haldera i Silvę. - Miło poznać, pani doktor - skinął głową w stronę doktor Torecci.

- Zapraszam - dodał, wskazując wioskę. - Przynajmniej na chwilę.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 11-01-2009 o 19:52.
Kerm jest offline