Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2009, 23:42   #346
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
"Jednak trzeba było wziąć samochód."

Westchnęła kierując się na piechotę w stronę centrum. Zatrzasnęła klapkę telefonu po czwartej, niestety nadal nieudanej, próbie dodzwonienia się do centrali taxi. Miły głos maszyny norweskiej oznajmiał za każdym razem, że może się cmoknąć.

"Tak, trzeba było wziąć samochód i zaparkować na obrzeżach miasta. To by w zupełności wystarczyło."

Ponownie wybrała numer. I w końcu los okazał się łaskawy! Po dwudziestu minutach taksówka z wolna toczyła się w stronę wyznaczonego adresu.
Arakawa zasunęła kaptur głębiej na twarz i bezceremonialnie robiła duże różowe balony z gumy do żucia, uśmiechając się przy tym dość dwuznacznie. Miała dobrą nauczycielkę (tą samą, która jej odpowiednio jaskrawy lakier do paznokci kilka godzin temu dobrała). Zresztą musiała teraz wszystko dokładnie przemyśleć.



Ale pewna rzecz nie dawała jej spokoju. Miała wrażenie, że pakunek powierzony jej przez Lasalle'a-san płonie światłem w ciemności. Mimo, że schowała go w torebce. Co jakiś czas zerkała na kierowcę, ale ten nie zwracał przesadnej uwagi ani na nią, ani na torebkę.

"To tylko moja wyobraźnia. "

Jednak nie mogła się opanować i wyciągnęła kamień ponownie. Trzymała go w dłoni obserwując refleksy światła, które wpadało w regularnych odstępach przez okno taksówki.

"Piękne. Jak zamarznięta tafla wody. Jak kropla rosy na liściu. Jak małe prywatne jezioro w dłoni, jak..."

Samochód zatrzymał się. Lekko zaskoczona Arakawa szybko schowała ponownie kamień i wysiadła.



- Reszty nie trzeba. - rzuciła z nienagannym amerykańskim akcentem.
Kiedy taksówka odjeżdżała, Shizu poprawiła strój, choć niewiele do poprawienia miała, i schowała dłonie do kieszeni.
Warkot samochodu towarzyszył jej jeszcze długo po tym, jak zniknął za rogiem. Już nie była człowiekiem, bestia mruczała gdzieś na dnie jej świadomości. Czekała na swoją kolej.
Obecne nie-życie oferowało dużo. Jak chociażby nowe, niebywałe umiejętności - gra na fortepianie to zapewne dopiero początek. Pod warunkiem, że się zaakceptuje pewne warunki.
Shizu stała przyglądając się swoim butom. Dziwnie kontrastowały z przybrudzonym śniegiem chodnika. Torebka niewątpliwie ciążyła. Ten dziwny podarek "na przechowanie" i pistolet.
Człowiek i Życie. Rodzina i Odpowiedzialność. Maskarada.

Ruszyła wolno chodnikiem, choć to przy pierwszym kroku zdawała się korzystać z całej swojej siły woli.
"Już nie jestem tym, kim byłam. Należy z tym skończyć raz na zawsze. Pokazać, że potrafię i że zrobię dla Matki wszystko."

I do tego ten kryształ. Budził w Arakawie mieszane uczucia, głównie niepokój. Zdawał się być jak oko, jak zwierciadło do innego wymiaru.

"Teraz nie czas na myślenie. Otrząśnij się!"


Pułkownik Conner był właśnie takim człowiekiem, jakiego obawiała się najbardziej. Prostoduszny niedźwiadek. Ale decyzja przecież zapadła.

Słuchała i potakiwała. Uśmiechała się i starała się nie dostrzegać jego emocji. Tylko czemu to takie trudne? Zdawały się iście materialne. Gdyby wyciągnęła rękę, to poczułaby ich galaretowatą powierzchnię. Śliską, przepływającą między palcami, ale pozostawiającą wilgoć na palcach. Przez to "zarażał emocjami". Dusiła się nimi, ale nic nie dawała po sobie poznać. Wesolutka, pełna gracji, uśmiechała się szeroko. Zresztą każdą emocje było widać na twarzy "niedźwiadka". W Nipponie to było nie do pomyślenia.

Ale czy to był powód, aby go znienawidzić?

I w końcu w tym małym pokoiku wykonał ten cholerny telefon i opadł na łóżko. Wstała z niewygodnego, drewnianego krzesła i podeszła bliżej. Zapewne, gdyby jeszcze oddychała, jej oddech gnałby szybciej niż stuk obcasów. Uniosła pistolet, wycelowała.

"To nie takie trudne. Jak do drzewa. Jak do drzewa.
...
Bo cóż dalej go czeka? Jego życie to zbyt wielkie zagrożenie. Dla Matki. Dla Maskarady samej w sobie. Już setki razy o tym myślałam. Lepiej od razu zginąć. To TYLKO człowiek.

TYLKO? "


A jednak mu współczuła. Całą duszą czy też sercem, jeśli je jeszcze miała. Podeszła bliżej. Lewe kolano opadła na krawędzi łóżka, drugie dotknęło jego nogi. Zanim zareagował, przygarnęła go do siebie. Taki bezsilny, mimo że taki masywny. Los bywa przewrotny. Nie mogła... Nie potrafiła... Zwinnym gestem schowała pistolet do torebki, już za jego plecami. Pogładziła mężczyznę delikatnie po plecach. Po prostu przytuliła.
Ile by dała, żeby mógł po prostu o wszystkim zapomnieć. Po jej policzku spłynęła krwawa łza.

"Gdybym umiała, zapomniałbyś. Zapomnij, błagam zapomnij..."
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 17-01-2009 o 23:57.
Latilen jest offline