Torin
Słysząc oklaski, Torin kątem oka starał się dostrzec, na kim wywarł takie wrażenie. Rad był słysząc głos Dietera, gdyż pomimo tak krótkiego czasu, zdołał polubić poczciwego kompana. Trwał jednak w swej pozie jak przystało na prawdziwego rycerza. Wreszcie usłyszał upragniony głos. -Dziękuję Ci za twe słowa pani-powiedział, wstając powoli, a jednocześnie kłaniając się.
Rozglądał się po przyjaciołach. -Nie wątpię, że razem osiągniemy wielkich rzeczy Dieterze. Czuję to!-ozwał się w końcu.-Nasze spotkanie to dla mnie prawdziwe szczęście. Wypowiedziawszy ostatnie słowo zamyślił się. "Szczęście ciekawe słowo Torinie" Oprzytomniał nieco przypomniawszy sobie cichą prośbę. -Twe życzenie jest rozkazem.-powiedział pogodnym głosem, uśmiechając się do dziewczyny o setce warkoczy.
Zrzucił zza pleców swój niegdyś błękitno-niebieski, teraz więcej brązowo-brudno-szary worek. Grzebał w nim chwilę przemierzając pozawymiarowy wielki magazyn z setkami przedmiotów, a może to tylko wina bałaganu panującego wewnątrz? W końcu jest! Znalazł to czego szukał. Malutki instrument z drewna niewiadomego pochodzenia. Torin słabo znał sie na roślinach, nigdy tez specjalnie nie próbował dociekać. Liczył się, że dźwięk wydobywający się z piszczałek, związanych rzemieniem był czysty i do tego znośny dla ucha. Piszczałek w owym instrumencie było 7, prawie tyle ile nut w gamie. Szczęściem najwyższy dźwięk można było otrzymywać dmuchając odpowiednio w pozostałe otwory, tak że całość sprawiała pozytywne wrażenie.
Chłopak spoglądał na fletnię z wyraźnym sentymentem, zupełnie jakby kogoś mu przypominała. Sięgnął pamięcią beztroskich czasów, gdy siedział na kolanach ojca, a ten wygrywał na niej przepiękne melodie. Melodie tak piękne, że kiedyś potajemnie pożyczył ją, a potem coś się zdarzyło i fletnia została w jego rękach do dziś przypominając mu o rodzicach.
Chłopak z wahaniem wybierał utwór. Muzyka była dla niego ukojeniem. Często w samotności tworzył własne melodie, radosne, czasem smutne, ale zawsze niepowtarzalne i wyjątkowe. Chciał zagrać coś co kilka godzin temu zaplątało mu się w głowie, piękną melodię powstałą z ich spotkania. Przymierzył się, ale nie potrafił. Coś wewnątrz go blokowało. Zamiast niej w powietrze uniosły się dźwięki starej jak świat i dobrze znanej większości ballady o rycerzu z Estalii. I tak poszła najpierw jedna, potem druga ballada. Swym graniem Torin starał się zachęcić resztę do dobrej zabawy, coraz patrząc na dziewczęta i kompanów wymownym wzrokiem. |