Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2009, 10:24   #161
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Diego

Diego dobrze wybrał rozmówczynię.
Być może dziewczyna dostała jeden policzek za dużo. Być może w grę wchodziły jakieś sprawy osobiste, bo wychodząc z Diego zerkała wyzywająco na barmana. Najważniejsze, że nie dość, że wyszła z wyglądającym niezbyt bogato, przynajmniej w tym otoczeniu, estalijczykiem, to jeszcze nie wyśmiała jego konspiracyjnych szeptów.
Ale gdy Diego wypytywał dziewczynę o warunki pracy, do niewielkiego pomieszczenia za barem weszła druga piękność.
Dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Widać było, że to wejście nie jest przypadkiem i że nawzajem się pilnują przed zbyt nachalnymi, niedostatecznie bogatymi klientami.
Wtedy Conchita skinęła koleżance głową, przyzywając ją do siebie.
- Ktoś wreszcie się zainteresował. Wiesz czym – powiedziała do nowoprzybyłej jednocześnie wyciągając do Diego rękę po mieszek.

- Weźmiesz go do swojego pokoju? – Dopiero, gdy otrzymała sakiewkę bez skrępowania przekazała estalijczyka koleżance. – Zaopiekuj się nim. Ja do was dołączę jak uspokoję Bernarda. To mój … brat – uznała za stosowne złożyć Ci wyjaśnienie.

Odeszła uśmiechnięta, podrzucając do góry pękaty zarobek.
Druga z dziewcząt miała na imię Lilia i była Bretonką. Tak ci powiedziała. W ogóle mówiła cały czas, o wczorajszej ulewie, dzisiejszym porannym występie, zwykle są tylko wieczorem, ale Brońska arystokracja bawiła się dziś ze świąteczną intensywnością, o tym, że bolą ją nogi i się nie wyspała, i jest dość chłodno i na ile lat wygląda, jak Ci się wydaje, czy jest starsza czy młodsza od Conchity? Wyprowadziła Cię z zaplecza ukrytymi w obiciu ściany drzwiami. Znalazłeś się we wnętrzu „drugiego domu”, tego, który służył do poruszania się służbie i pracownikom, tak by mogli bezszelestnie i niewidocznie wykonywać swe obowiązki.
Lilia odwróciła się do Ciebie.
Mamy i pokoje dla gości, ale skoro chcesz tylko porozmawiać, mój - choć niebogaty, powinien ci wystarczyć. Masz szczęście, że na nas wpadłeś. Randal ci sprzyja, marynarzu. I uważaj na schody, nieprzyzwyczajeni mogą się na nich połamać.– Mówiła lekkim tonem tak, że zastanawiałeś się czy z Ciebie nie żartuje i co w tym wszystkim ma być owym żartem. Ale po chwili odrzuciłeś podejrzenia. Lilia była za ładna żeby mieć poczucie humoru i ukryte intencje. Z pewnością wolny czas spędzała przed lustrem i trudno jej się dziwić, też byś tak na jej miejscu robił.
Pokój dziewczyny nie był wcale taki skromny. Pachniał korzennymi perfumami, zapachami, które gdybyś faktycznie był oficerem kupieckiego statku z pewnością potrafiłbyś rozpoznać. Panował w nim bałagan z rodzaju tych przyjemnych, tworzony przez porozrzucane stroje i pióra, nadmiar kwiatów, odrobinę przywiędłych, trochę używanych naczyń, wodę w misce, niewylaną od porannej toalety, byle jak zaścielone łóżko. Nawet ten nieporządek był zmysłowy.
W pokoju Lilia potwierdzając twoje przypuszczenia natychmiast usiadła przed lustrem.
Nie odgarnęła dla Ciebie rzeczy z drugiego krzesła ani z obitej aksamitem skrzyni, na której z pewnością można by usiąść wygodnie, gdyby ubrania pozostawiły choć odrobinę miejsca. Usiadłeś więc na łóżku.
Nawet gdybyś próbował robić co innego, wzrok i tak zaraz by Ci wracał do tej wpół rozebranej piękności. Lilia przypudrowała buzię, wydęła do lustra usteczka, kilkakrotnie poprawiła gorset, który niestety wcale nie opadał. Potem wstała z krzesła i postawiła na toaletce nogę, najpierw jedną, potem drugą, sprawdzając wiązania podwiązek i ukazując przy tym gładkie różowe uda. Pewnie niechcący odchylała niby-suknię dalej niż to było konieczne.
Nagle Lilia usiadła obok Ciebie i poczułeś dotyk jej warg na ustach i dłoni na spodniach. Opadliście na pościel by kontynuować to zapoznawanie. I wtedy do pokoju weszła Conchita. Zamknęła za sobą drzwi, po czym obdarzyła koleżankę zdziwionym spojrzeniem. Z uniesionymi w górę brwiami wyglądała oszałamiająco.
Lilia stoczyła się z Ciebie i znowu wydęła usta, najwidoczniej lubiła to robić.
- No co? Kazałaś się zaopiekować.
Chciałeś zająć chociaż pozycję siedzącą, ale dziewczyna powstrzymała cię gestem.
- Nie krępujcie się. Zmienię tylko sukienkę – powiedziała Conchita faktycznie zmieniając strój. Widziałeś jak miękki materiał powoli opadał na ziemię. W tym czasie Lilia jedwabnymi wstęgami, wydało się dlaczego wisiały u wezgłowia, przywiązywała Ci ręce do łóżka.
- No to która z nas jest ładniejsza? – zapytała ponownie podążając za twoim wzrokiem
A potem poczułeś nacisk noża na krocze.
- Gadaj co wiesz? Kto Cię przysłał? Kim jest przetrzymywana w piwnicy kobieta? I gdzie zniknęła Weronika? – Lilia nawet nie zmieniła tonu.
Przebrana Conchita sprawdzała więzy.


Peter
Strażnik najpierw skrzywił się brzydko. Dopiero gdy wyciągnąłeś monetę, jedną, drugą, trzecią i tak doszedłeś aż do 10 gildorów, zaczął z Tobą rozmawiać.
- Zrobię co w mojej mocy. Proszę zaczekać w części prywatnej, jaśnie panie. – Wskazał krwistoczerwoną ciężką kotarę.
Zasłaniała ona szeroki i elegancki korytarz. Gdzieniegdzie stały tu fotele i stoliki, w donicach rosły egzotyczne kwiaty, a malowidła na ścianach skupiały się na realistycznym ukazywaniu kobiecych wdzięków. Dominowała tu czerwień, było dość ciemno i w stłumionym świetle świec musiałeś podchodzić blisko każdego obrazu, by uchwycić wszystkie detale i móc w pełni rozkoszować się kunsztem artystów. Było to całkiem przyjemne miejsce na czekanie. Jeszcze zabrałeś jakiemuś prawie kompletnie odzianemu dziewczęciu do połowy pełny kieliszek z tacy z brudnymi naczyniami, odnoszonymi gdzieś na tyły i nawet brunetki nie brakowało Ci tak bardzo do szczęścia.
Za to było strasznie głośno. Z sali dobiegał nasilający się gwar, ewidentnie zawitała tam duża grupa nowych gości.
- Od razu na pokoje – usłyszałeś i przestało być spokojnie, bo przez kotarę wlał się w korytarz tuzin młodych, pijanych mężczyzn, prowadzony przez wypindrzonego szlachcica.
A za nimi pokazała się Twoja ślicznotka. W ręce trzymała butelkę gorzałki i posłała Ci powłóczyste spojrzenie.
Nie był to najlepszy moment.
- Skąd wiedziałaś, że cię potrzebuję? –pijany arystokrata zwrócił się do dziewczyny i wtedy zauważył Ciebie – Do tego paskudy szłaś? – Zatoczył się na Ciebie z zamiarem popchnięcia. Odskoczyłeś na bok. Niestety wokół Ciebie zgromadzili się wszyscy towarzysze pijaka.
- Co się tak krzywo gapisz moczymordo? – W bójce sam na sam nie miałby z Tobą szans, ale towarzystwo młodzieńca nie wyglądało na grające fair. Dziewczyna wycofała się. Strażnik zajrzał… i zrobił to samo.


Danst
Nie odszedłeś jednak daleko, gdy okazja do wejścia do środka napatoczyła się sama. Przed Zajazdem wyhamowały trzy powozy - każdy z herbem którejś z najlepszych briońskich rodzin. Wysypał się z nich tuzin wstawionych młodych mężczyzn. Złota młodzież ewidentnie bawiła się od wczoraj. Podtrzymałeś jednego przed upadkiem w błoto.
- Dzięki Pierre, przyjacielu – usłyszałeś.
Obejmując nowego znajomego, wszedłeś z tym tłumem do środka.
Z ogólnego rozgardiaszu wyłowiłeś kilka nazwisk. Grupkę prowadził Oktawian Maurissaut, najlepszy klient nieszczęsnego Machata.
Bez trudu znalazłeś się w środku tego sławnego lokalu. To był chyba idealny dzień na takie przedsięwzięcie, bo Zajazd Hrabiego pękał w szwach. Wczorajszy kataklizm jednych skierował do świątyń, innych skłonił do rozpusty. I jednych i drugich było bardzo dużo.
- Od razu na pokoje – zarządził chwiejący się na nogach Oktawian i cała grupa zaczęła się wpychać na czerwony korytarz.
Ty trzymałeś się nowego przyjaciela próbując pociągnąć go za język. Tak kojarzył Malte’a, nie, nie widzi go w tym tłumie, może jest gdzieś z jakąś dziewczyną, na lekcji muzyki. Tak pokoje są za tą kotarą, po schodach na górze.


Eryk
Maurice nie zajął proponowanego miejsca. Sam natomiast zasugerował modlitwę. Wołałbyś raczej zjeść śniadanie, ale nie Ty dyktowałeś warunki. Wąskim korytarzem doszliście do głównej nawy świątyni, tyle, że teraz znajdowaliście się bardzo wysoko, zaledwie kilka metrów od zwieńczenia jej kopuły - na niewielkim balkonie na wprost olbrzymiego posągu Boga Mórz. Z tej perspektywy Świątynia była jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj. Mogłeś podziwiać wszystkie podniebne płaskorzeźby, nieznani ci z imienia artyści stworzyli tu cały świat, morskie potwory z legend połykały statki, syreny uwodziły pięknem, a z plątaniny zdobień co i raz spoglądała twarz Mananna, niezwykły widok, dostępny tylko wybranym. Wszystko rozświetlone słońcem wpadającym przez szkło się w samym centrum sklepienia.
I dzisiaj w Świątyni był tłum ludzi. Tak jak wczoraj atmosfera w świątyni była ciężka od powagi i strachu. Trudno się dziwić, skoro los tego miasta tak bardzo zależał od morza i tak wielu ludzi z niego się utrzymywało. Słyszałeś szum powszechnej modlitwy i płacz i tych, którzy czekali na swych bliskich.
Kapłan modlił się z wyrazem uniesienia na twarzy a modlitwę zakończył dziwną prośbą by Manann nie odwracał się od Ciebie.

- Chciałbym wytłumaczyć Ci co czuję. – potem, siedząc na ławeczce i wyraźnie odwlekając moment odprowadzenia Cię do apartamentu zaczął Ci się zwierzać - Jesteście dla mnie jak bracia i siostry a tymczasem wciąż zrażam was do siebie. A tylko próbuję pomóc. Ty zdajesz się nie wierzyć, ze jesteśmy złączeni mistycznymi więzami, ale ja to czuję. Dlatego nie powiedziałem nikomu jak ważna jest ta bransoleta. – Wskazał na Twój napięstek - Bo chcę żebyś mi zaufał, a pewnie odebraliby Ci ją siła. Ja wiem, że ona należy do naszego Boga. I że on chce byś mu ją oddał. Ale powinieneś zrobić to sam, dobrowolnie. Żeby powstrzymać jego gniew. Żeby ich bliscy – pokazał ludzi na dole – wrócili.
-Ta dziewczyna, Leah - zmienił temat - spotkałeś ją? Myślę ze tak. Bo takie jest nasze przeznaczenie, spotykać się nic nie wiedząc o sobie. A gdybyśmy wiedzieli, złączyli siły, wspólnie pokonalibyśmy zło, wiec ta dziewczyna też mi nie zaufała. A teraz przestałem ją śnić, boję się, ze nie żyje. – gdy mówił z jego twarzy nie znikał natchniony wyraz.
I wtedy wyciągnął z kieszeni swej szaty list. Widziałeś, że sam się jego obecności zdziwił, ale gdy czytał przynajmniej zamilkł na chwilę.
 
Hellian jest offline