Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2009, 01:29   #21
Crys
 
Crys's Avatar
 
Reputacja: 1 Crys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwu
Padła do łóżka, nad podziw zmęczona, nie tknąwszy nawet artykułu. Nie można było powiedzieć też, że dobrze spała. Niespokojny sen targał nią z boku na bok, zrzuciła kołdrę na ziemię i jakby poddając się temu, co śni rozrzuciła ręce...

Kucała na parapecie, w tym samym oknie, które widziała podczas spaceru, w tym samym, gdzie widziała lub wydawało jej się, że widziała dziwną postać. Patrzyła prosto w oczy człowiekowi. Tak, to zdecydowanie była istota ludzka, o ciemnych, brązowych i przykuwających uwagę oczach. W jasnych, nieco ubrudzonych dżinsach i skórzanej kurtce, zapiętej niemal do końca, jednak odsłaniajacej delikatnie zarysowane pod gładką skórą kości obojczyków. Sam mężczyzna nie wyglądał delikatnie, ani krucho, wręcz przeciwnie, czuła bijącą od niego siłę i pewność, za to nie było w nim ani odrobiny strachu. Strach za to zdecydowanie poczuła w sobie - lodowatą kulkę, która rosła nieubłaganie na dnie żołądka, która zaczęła promieniować w stronę lędźwi i płuc. Niewytłumaczalne, przecież wcale nie czuła się przestraszona. Na nagły ruch mężczyzny, przytuliła się gwałtownie do szyby i zamknęła oczy. Poczuła, że ten przesunął się bliżej niej i pochylił. Pachniał specyficznie, inaczej, ale nie nieprzyjemnie. Oparł się lekko swoim ciałem, na jej podkurczonej nodze. Drgnęła w momencie zetknięcia się jego ręki z jej nogą, poczuwszy mrowienie, takie jakby iskra przeskoczyła między nimi. Nagle usłyszała trzask tłuczonej szyby i zarejestrowała na wpół świadomie, że spada...

Obudziła się gwałtownie, z sercem obijającym się o żebra, wyciągnęła rękę w stronę szafki, próbując się jej złapać, ale nic to nie pomogło. Gruchnęła na dywan obok łóżka, razem z kołdrą.
- Kurwa – burknęła lekko przytłumionym głosem, ponieważ twarz miała zanurzoną w pościeli, a ręce nienaturalnie rozłożone. - Mistrzostwo świata – oznajmiła w przestrzeń, ostrożnie przywracając kontrolę nad swoim ciałem i sprawdzając położenie nóg i rąk w stosunku do reszty siebie.
Alex usiadła wciąż lekko nieprzytomna na podłodze, skoro już na niej się znalazła, i wyciągnęła spod nocnego stolika paczkę Marlboro, która spadła razem z nią, kiedy dziewczyna bezskutecznie próbowała nie runąć na podłogę. Włożyła sobie papierosa do ust i zapaliła. Przekręciła się lekko w bok, opierając plecami o łóżko i spojrzała przez balkonowe drzwi. Niebo wyglądało na niezdecydowane, czy znowu przypiec ulice i zlać przechodniów żarem, czy dalej ostudzać rozpalone miasto strugami deszczu.
Tak, ostudzenie wyraźnie przydałoby się jej osobiście, ponieważ serce, wciąż niespokojne, biło nieco za szybko. Wolała się nie zastanawiać, czy ze strachu, czy z podniecenia, bo odpowiedź mogłaby ją jeszcze zdziwić. Oparła głowę na kolanie i przekręciła w stronę drzwi z szafy, które były gładką taflą lustra.
Nie, nie wyglądała kwitnąco. Miała lekko podkrążone oczy i siniaka na ramieniu, a nawet nie poczuła, że o coś stuknęła, nawet ramiączko z satynowej koszulki zsunęło jej się niesfornie, jakby podkreślając katastrofę.
- No, ale przynajmniej nogi mam świetne – powiedziała do swojego odbicia i ostrożnie wstała, rozciągając nieco zastałe mięśnie i podchodząc do popielniczki, aby strzepnąć papierosa.
Zamyślona sięgnęła po telefon. „08:09” głosił napis na komórce, potwierdzając niemal idealnie wersję szkarłatnego napisu na suficie. Wystukała smsa i wysłała.

Dzięki Beniątko. Będę uważać. Cieszę się z Twojego wyjazdu, ucz się pilnie. Zajrzę do Karen, ku obopólnej rozpaczy. Buziaki.

Dwie godziny później wysiadała już pod siedzibą redakcji, razem z papierowym pudełkiem z kupionymi kanapkami w jednej ręce, kawą w drugiej, z torebką na ramieniu i kluczykami z samochodu wiszącymi na palcu, który wspierał kubeczek z kawą. Nogą zatrzasnęła drzwi i ryzykownie, acz udanie, wcisnęła przycisk aktywujący alarm na pilocie.
Kiwnąwszy głową portierowi i wcisnąwszy się do upchanej po brzegi windy, poprosiła o naciśnięcie niebieskawej 8, rozglądając się przy tym w miarę możliwości po bokach. Skład, jak zwykle, niemal niezmieniony, czyli „Ludzie, Którzy Wpadają do Pracy Późno, Ale Bez Przegięcia”, te same twarze, czasem te same ubrania, gadżety, nawet te same ukradkowe spojrzenia nurkująco-płoszące w jej dekolt. Niekontrolowanie parsknęła, ni to poirytowana, ni rozśmieszona i wysiadła na swoim piętrze.
Uśmiechała się do mijanych ludzi, współpracowników, współwrogów i współprzyjaciół i po krótkiej podróży wyłożonym brązowo-burą tapetą korytarzyku, weszła do dużego pokoju, w którym stały cztery metalowe, jednak nieco już poobijane biurka.
- Cześć – rzuciła z werwą i postawiła wszystkie swoje piastowane dotąd w rękach rzeczy, kluczyki do samochodu chowając w wewnętrzenej, bocznej kieszeni torebki.
- Hej – odpowiedział jej jeden, słabiutki głosik. Jonas, chłopaczek świeżo po studiach, traktowany przez lwią część ekipy prawie na równi z gońcem zatrudnionym w redakcji, tęskno spoglądał na jej kawę. Na policzku odciśnięty miał wzorek ze spinaczy. Beate tymczasem, jak zwykle nienagannie ubrana w biurowy komplet w kolorze oberżyny składający się z żakietu i spódnicy, wyglądająca, jakby dosłownie przed chwilą zaplotła swój perfekcyjny warkocz, zmierzyła Alex pogardliwym wzrokiem i nie raczyła odpowiedzieć na przywitanie. Raczej wyrażała całą sobą głęboką niechęć. A była kobietą słusznych rozmiarów... Panna Spatz uśmiechnęła się do siebie, zadowolona, że biurko Beate stało na drugim końcu pokoju.
- Spałeś, Słonko? - spytała chłopaka.
- Skąd wiesz?! Wyczułaś? To twój instynkt?- odpowiedział serią pytań, wyrażając swoim spojrzeniem podziw i zaskoczenie.
- Jon, masz odciśnięte spinacze na twarzy.
- Ach – odpowiedział zawiedziony – Szkoda, że sam zawsze zapominam, że kawa z naszego automatu jest obleśna. Może dasz łyczka?
- To jak zwykle podwójna latte z czterema torebkami cukru. Nie smakowała ci ostatnim razem. Ani przedostatnim. Ani przedprzed...
- Wiem. Czekam aż zmienisz swoje przyzwyczajenia.
- Nie licz na to – odpowiedziała, siadając przy biurku i włączając komputer.
- Naczelny wspominał, że masz bombę – wrócił nieśmiało do rozmowy Jonas.
- Ba, prawdopodobnie nawet parę, ale wyjdzie w praniu. Teraz cicho Młody, trzeba pracować, skoro już tu jestem...
Alex rzeczywiście wróciła do pisania, ignorując pokładającego się w różnych pozycjach na swoim biurku Jonasa i wstając od własnego tylko w celu kilkukrotnego wpadnięcia do papierowego archiwum redakcji. Po dwunastej miała wpaść do naczelnego, który w odpowiedzi na jej wczorajszego maila kateogrycznie zażądał jej przybycia. Cały czas próbowała się również skupić na pisanym przez siebie materiale, który sam w sobie był świetny, a przyozdobiony jej kunsztem pisarskim wyglądał jeszcze lepiej, ale koncentrację psuły jej intensywne brązowe oczy ze snu, które co i rusz, nieproszone pojawiały się w jej głowie jak żywe...
Potrząsnęła głową, odsuwając jednocześnie krzesło na metr od biurka i przechylając się całym ciężarem swojego ciała na oparcie. Spokoju nie dawała jej również informacja, którą podał jej brat. Steker umarł, ponieważ został PRZESTRASZONY na śmierć. Jasne, słyszała i czytała o takich przypadkach, nawet jej redakcyjny kolega napisał kiedyś nieco bardziej naukowy artykuł do wtorkowego dodatku o samobójcach-skoczkach, którzy przed roztrzaskaniem się o chodnik, bądź inną powierzchnię, zazwyczaj płaską, umierali na zawał, ze strachu. Zaś skoro śmierć Stekera miała związek z brudnymi interesami i była wyrokiem, to... kto lub co było w stanie przestraszyć tak potężnego człowieka, jakim był pan prezes, tak, żeby ten zakończył swój podły żywot zawałem?
Odwróciła fotel w stronę ogromnego okna, które zaczynając się na wysokości pasa siedzącego człowieka, sięgało aż do sufitu i wyjrzała na ruchliwą ulicę w dole. Nie lubiła takich wysokości, ale zauważyła jakiś czas temu, że duża wysokość i poczucie przestrzeni ułatwiały jej skupienie się. Tym razem do głowy przyszły jej dwa pomysły... pierwszy, który sugerował, że powinna spróbować dotrzeć do budynku, gdzie widziała człowieka siedzącego na parapecie. Zdawała sobie sprawę, że może jej się nawet nie udać rozpoznać budynku, ale musiała spróbować. Jej upartość znów wzięła górę nad rozsądkiem. Oraz drugi, który przyszedł nagle i był jak olśnienie. Karl Sthall kazał zajrzeć jej do książki telefonicznej!
Zerwała się gwałtownie z fotela i nim ten przestał się kręcić, już biegła do restroom-u, aby jak najszybciej dopaść grube tomiszcze z numerami i żeby wykonać czynność, która przyszła sama z siebie i zupełnie naturalnie... zadzwonić...
 
__________________
Ich will - ich will eure Phantasie
Ich will - ich will eure Energie
Crys jest offline