Modlitwa akurat w tej chwili nie była Erykowi potrzebna do szczęścia, Osobiście wolałby solidne śniadanie, na przykład dużą michę jajecznicy i parę pajd świeżego chleba. Oraz parę grubych plastrów szynki.
Najwyraźniej jednak tak przyziemna rzecz jak jedzenie nie znajdowało się na liście priorytetów młodego kapłana, zaś Eryk, który w tym miejscu znajdował się w charakterze mieszani gościa i więźnia miał świadomość, że jego osobiste pragnienia niekoniecznie musiały być brane pod uwagę. Przynajmniej natychmiast.
Ruszył za Maurice'em z dużo mniejszym entuzjazmem, niż to okazywał. Młody kapłan wiódł go krętymi korytarzami, aż w końcu dotarli na małą galeryjkę. "Ciekawe, czemu akurat tutaj" - pomyślał Eryk, trzymając się profilaktycznie z dala od niezbyt wysokiej barierki.
Widok stąd był olśniewający, jednak Eryk nie do końca uznał to miejsce za odpowiednie do modlitwy. Być może kapłan był natchniony i pełen wiary, ale spoglądanie z góry na modlące się tłumy i stawanie na równi z kamiennym co prawda, ale obliczem boga, do najwłaściwszych nie zależały i świadczyć mogły nie tyle o wielkiej wierze i oddaniu, co o wielkim zarozumialstwie Maucice'a. Zdecydowanie bardziej odpowiednie byłoby powędrowanie w dół i korne pokłonienie się przed posągiem, a nie spoglądanie na wszystkich modlących się z góry.
Może modlitwa w tym miejscu miała stworzyć odpowiedni nastrój. A może kapłan wolał, by nikt poza nimi dwoma, i oczywiście Manannem, nie usłyszał ani jednego słowa z tych, które między nimi zostaną wypowiedziane.
Już pierwsze słowa o braciach i siostrach nastawiły Eryka niezbyt pozytywnie, informacja o mistycznych więziach do niego nie przemawiała, zaś na wspomnienie bransolety wewnętrznie się zjeżył. Czego z pewnością nie zauważył pogrążony w swych wywodach Maurice. "Moja bransoleta... Ciekawe, co i od kogo o niej wiesz... Najlepiej zrobisz, jeśli dasz sobie z nią spokój."
Jakoś nie bardzo chciał uwierzyć Maurice'owi, że to właśnie ów kapłan jest tym jedynym sprawiedliwym. Dlaczego więc tak nieposzlakowany człowiek oszukuje swego... zwierzchnika? sojusznika? towarzysza? Trudno było z całkowitą pewnością ocenić, kim był dla Maurice'a Pierre. Ale i tak oszukiwanie go źle świadczyło o kapłanie.
Poza tym Erykowi uwierzyć w to, że noszony przez niego napięstek ma jakikolwiek związek z gniewem Mananna. Dlaczego niby złożenie jej w ofierze miałoby uspokoić gniew boga?
Imię dziewczyny zdało się Erykowi znajome. Słyszał je bodajże raz, ale skojarzenia nie były zbyt pozytywne...
Nim jednak Eryk postanowił poinformować Maurice'a o swoim zdaniu na temat bransolety kapłan, nie wiedzieć czemu, sięgnął ręką do kieszeni.
Chociaż nie wyglądało na to, by kapłan nosił w kieszeni jakąś broń, to Eryk, na wszelki wypadek, odsunął się w stronę wyjścia i przygotował się na odparcie ewentualnego ataku.
Jednak kapłan wyciągnął z kieszeni list. I można było sądzić, że sam fakt jego znalezienia stanowił dla Maurice'a niespodziankę.
Gdy kapłan czytał list Eryk zastanawiał się, czy czasem nie skorzystać z odpowiedniej chwili i nie ulotnić się. Mimo tego postanowił poczekać i, jeśli się da, zapoznać z treścią pisma.
Oczywiście nie zamierzał zabierać go siłą. Jeśli kapłan miał dobre zamiary, to nie tylko powie, co przeczytał, ale i pokaże list. Jeśli tego nie zrobi... Wtedy sytuacja stanie się trochę jaśniejsza. |