Serce Maxa waliło jak oszalałe. Towarzysz niedoli, jakim okazał się Antoine w ostatnich dniach normalności a w pierwszych tej gehenny - miał na twarzy wymalowane to samo uczucie jakie Morgan widział nie raz i nie dwa na froncie.
W oczach chłopaka była desperacja i szaleństwo. Ale jego spokój - beznamiętna obojętność budziła w Maxie przerażenie... Gdyby chłopak chociaż się bał można by go pocieszyć, dotrzeć do jego motywów, wpłynąć na zachowania - a tak zerkający co chwila młody mężczyzna bezowocnie starał się odgadnąć co siedzi w głowie chłopaka.
Jak mawiał sierżant Maxa w czasach o których lepiej zapomnieć- "Nie przypieraj wroga do muru bo będzie walczyć do końca jak szalone zwierzę". Antoine nie był wrogiem. Jeszcze. Jeśli Max jakoś nie załagodzi sytuacji i nie da chłopakowi ostoi normalności, to lepiej nie myśleć, co się może stać.
-Hej! Stary! Spokojnie! -przerwał nerwową ciszę, jednocześnie nie będąc pewnym co powiedzieć - Nikt nie mówi, że nie jedziemy po twoją dziewczynę, przecież właśnie do niej prujemy! Zaraz jak tylko ją znajdziemy to zwyczajnie zabieramy się z powrotem do domu, no nie? Tam będziemy wszyscy bezpieczni. Ty, ona, twój brat i wasza mama. Tam sobie przeczekamy to... - Max zachłysnął się i odkaszlnął z nerwów.
-Tylko błagam, schowaj na chwilkę tę broń - bojąc się spojrzeć chłopakowi w oczy, nawet w lusterku, Morgan skulił się nad kierownicą rozpaczliwie wpatrując się w zagruzowaną drogę przed nimi.
Myśli niespokojnie krążyły wokół schowanego starego bagnetu za paskiem i stojącym na progu załamania lub szaleństwa, siedzącego zaraz za kierowcą chłopakiem. Pot perlił się na zmarszczonym jakby od wysiłku czołem kierowcy...
__________________ "All those moments will be lost... In time... Like tears... In the rain. Time to die."
Ostatnio edytowane przez Templarius : 23-01-2009 o 02:00.
|