Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2009, 19:06   #5
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
23 przecznice od Aldon House

Przystanęli na chwilę w ruinach zdemolowanego sklepu. Schronili się w cieniu szerokiego gzymsu. Uklęknął i wyciągnął mapę z podręcznego zasobnika, ukląkł rozkładając plan na kolanie. Malec drżąc przylgnął do jego pleców, wpatrywał się wraz z Timem w schemat alei i ulic, który był ich przepustką do ucieczki z tego cholernego miasta.

Liczył powoli i uważnie przecznice, które dzieliły ich od celu – najwyższego budynku w mieście – biurowca Aldon Hous. „Dwadzieścia trzy” – wyszeptał pod nosem… droga przez piekło, przez Gehennę tego co kiedyś było pięknym i zaludnionym miastem. Droga, która mieli odbyć byłaby w zwykły dzień nieco dłuższym spacerkiem. Teraz była walką o przeżycie. Zainfekowani czaili się bowiem w najmniej oczekiwanych miejscach.

Spojrzał na Słońce… powoli zniżało się ku horyzontowi. Dzisiaj zdążą przebyć może jeszcze kilka przecznic… ale potem będą musieli znaleźć jakiś wygodny dach lub inne schronienie przez białymi. Spędził już tak w mieście cztery dni… cztery dni od ewakuacji. Podniósł z ziemi plecak, wypełniony czterema minami typu Claymore i zapasami żarcia. Z supermarketu wziął kilka butelek wody mineralnej i tyle batoników i innych słodyczy, ile tylko się zmieściło. Energia i woda… dwa czynniki warunkujące przetrwanie w ekstremalnie niesprzyjających warunkach. Ciekawe czy sierżanci z Ranger School mieli właśnie to na myśli, mówiąc o ekstremalnie nieprzyjaznych warunkach? Nie miał teraz czasu się nad tym zastanawiać. Sprawdził czy magazynki do snajperki i dwie kasety z nabojami do SAW –a są na swoich miejscach, M24 przerzucił przez plecy. M 249 przestawił w tryb ognia pojedynczego, nie chciał marnować amunicji, a przez te kilka dni wypraktykował oszczędny sposób zabijania białych – headshot – zniszczenie centralnego układu nerwowego wyłączało ich z gry.

Pochylił się nad dzieciakiem:

- Jak masz na imię bohaterze? – starał się by jego głos był ciepły i łagodny.

Chłopiec dotąd patrzył na niego z nieufnością i dystansem… podniósł delikatnie głowę i wyszeptał:

- Alex…

- Miło mi Alex, ja jestem Tim. Jesteś bardzo dzielny wiesz? Naprawdę. Wiesz musimy się schować, przed tymi złymi białymi ludźmi… zrobimy tak. Ja będę szedł przodu i gdy będzie bezpiecznie, dam Ci znać a ty przybiegniesz do mnie? Zgoda? I tak co jakiś czas.

- Nie zostawisz mnie … Tim?

- Jasne, że nie. A z kim zjem te wszystkie Snickersy, które mam w plecaku? Nie bój się, nie stracisz mnie z oczu.

*****

Pochyleni i schowani za dużym kawałkiem żelbetonu, spoglądali z daleka na budynek biblioteki miejskiej. Konkretnie na jej wieżę, która wydawała się być idealnym schronieniem na dzisiejszą noc. Wskazał ją Alexowi:

- Widzisz kolego? Tam spędzimy dziś noc. Będziemy tam bezpieczni jak w zamku.


Sprawdził przez lornetkę teren wokół biblioteki, nie zauważył nigdzie szwendających się zainfekowanych. Wstali i ostrożnie ruszyli chodnikiem w stronę budynku. Zasłonił dziecku widok zmasakrowanego ciała żołnierza, który zamieniony w krwawy strzęp zwisał z burty transportera opancerzonego. Cały korpus wielkokalibrowego karabinu Browninga, wraz z taśmą amunicyjną leżał wyrwany tuż obok wozu, wprost schodów prowadzących do ich miejsca spoczynku.

Nagle zbliżający się mrok wieczora, przeciął snop ostrego światła, a w panującą ciszę wtrącił się odgłos piłowanego silnika jakiejś terenówki. Jakiś świr pędził chodnikiem wprost na nich. Odepchnął chłopczyka w stronę wyry w murze, a sam z bronią gotową do strzału stał na trasie auta. Pisk opon… swąd palonej gumy i chromowany grill Jeepa, zatrzymał się metr od niego.

Głośna muzyka zgasła zaraz po silniku. Położył palec odziany w nomeksową rękawicę na spuście karabinu. Drzwiczki otwarły się by za chwilę zamknąć z umiarkowanym trzaskiem.

Mężczyzna… średniego wzrostu… takiej samej postury…biały… na oko koło trzydziestki o prawie białych włosach. Facet był chyba jebnięty… spojrzał pustym wzrokiem na celującego do niego Rangersa i nawet nie zwolnił. Ruszył w kierunku schodów biblioteki.

- Stój skurwielu… albo rozwalę Ci łeb. Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych… zgodnie z przepisami stanu wyjątkowego mam prawo Cię wylegitymować i przeszukać. W razie stawiania oporu, otworzę ogień bez ostrzeżenia.

powtórzył zimno regułkę, której kazali im się nauczyć w śmigłowcu, tuż przed akcją.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline