Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2009, 01:33   #348
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wrzuta.pl - Budka Suflera - Sen o dolinie

Wyłączył radio i wyjął słuchawkę z ucha. Tyle było z jego miłości do Mercedes, co w tej smutnej piosence. „Znowu w życiu mi nie wyszło, uciec pragnę w wielki sen, na dno tamtej mej doliny, gdzie sprzed dni doganiam dzień, w tamten czas lub jego cień …”

- Miło cię było poznać, Mercedes. Szkoda, że nie dane nam było zakończyć tego inaczej, lepiej niżeli los sprokurował. Trzymaj się. Mam nadzieję, że czeka cię jeszcze długie, fascynujące istnienie, takie, jakie najbardziej lubisz, i da ci wiele satysfakcji – zwrócił się do Toreadorki Antoine przed rozpoczęciem ataku. Mówił to spokojnie, luźno nie zdradzając żadnych objawów zdenerwowania, czy niepewności.
- Antoine, dlaczego mam wrażenie, jakbyś się ze mną żegnał? Niech ci nawet nie przychodzi do głowy, że pozwolę ci tutaj zginąć - pogładziła go po policzku. - Jak to się skończy, wyjedziemy na jakieś wakacje, dobrze? Odpoczniemy i pomyślimy co dalej. Ale na razie skup się na tym żeby to przeżyć. Zrobisz to dla mnie, prawda? – Dodała wyjątkowo poważnie. Szkoda, że nie traktowała tak ich związku wcześniej. Zresztą, jakiego związku? Faktycznie, między nimi nic nie było … prócz może jakiejś skromnej nici podczytej egoizmem sympatii z jej strony oraz szalonego uczucia z jego. Tiaaaaaaa … nic nie było, ech …
- Nie twierdzę, że zginę podczas tej walki. Nie, tego nie mogę zrobić. Ale nie sądzę, żebyśmy pojechali gdziekolwiek, ani na wakacje, ani nigdzie. Pojawił mi się duch Banka, jak swego czasu Makbetowi - powiedział wspominając słynną scenę szekspirowskiego dramatu. - Masz rację, to pewnie nasze "farwell", bo nie wiem, czy starczy mi czasu, aby uczynić to później. Kocham Cię, kocham jak nie kochałem dotąd nikogo. Kocham każdą cząstkę twojego ciała, każde twoje spojrzenie, gest, mrugnięcie oczu. Nawet ten paskudny charakter – puścił oczko. - Chciałbym, żebyś znalazła swoje szczęście i szkoda tylko, że to już … – na jej zaskoczone spojrzenie uzupełnił – … zobaczysz.
Odpowiedzią było krótkie muśniecie jego warg. Krótkie, lecz nie mniej czułe, niż gdyby trwało godzinę. To także szkoda, że nie wcześniej.

***

- Zajmę uwagę hrabiny, a ty zabij bliźniaczki. Pospiesz się. Później razem mamy szansę ją wyeliminować. Obym ustała do tej pory – rzuciła Mercedes.
- Wytrzymaj. Przyjdę, żeby cię ocalić. Przeżyjesz. Zdążę, zdążę w tę karmazynową noc – dokończył na głos, nie wiadomo do kogo. – Panie proszą panów. Niech żyje bal – szepnął wysuwając kły, czego nigdy wcześniej nie robił. - Zaczynamy tańce – dodał ruszając już do ataku i nucąc pod nosem jakąś piosenkę.

Wrzuta.pl - Izabela Trojanowska - Karmazynowa noc

- Wie pani – nienagannie uprzejmy Lasalle podniósł dłoń ubraną w idealnie białą rękawiczkę odpowiadając czarownicy - myślę, że ona panią dalej kocha. Może dlatego, iż ma najwspanialsze serce na świecie? Ponadto – zmienił nagle temat, gdy wiedźma, zdaje się, z jakiegoś powodu dotknięta, wydała rozkaz ataku, - ma pani ładne oczy. Aż dziw, ze kobieta o takich oczach nosi dziurawe rajstopy – z trudem uniknął pierwszego, wściekłego ataku bliźniaczek, które dla ułatwienia ponumerował, X i Y.
- Szanuje kobiety, nawet takie, które mi niszczą garderobę – trzasnął w głowę X, która zanurkowała mu pod ramieniem rozcinając sztyletem marynarkę – ale to nie znaczy, że im na to pozwalam. - Akcelerowany cios w potylice niemal przybił ją do bruku, podczas gdy jej siostra Y ledwo zdołała uniknąć gwałtownego ciosu maczetą trzymana w prawej ręce.
- Nie biję kobiet! – Sprzedał leżącej kopniaka, że aż się kilka razy katulgnęła po ośnieżonym barwiąc biel spadającego z nieba puchu intensywną czerwienią. – Kobiet, mówię! Nie czarownic.
- Zresztą, była mowa o biciu, a nie o kopaniu
– dodał w myślach waląc jeszcze raz z całej siły nogą. – Au! – Wrzasnął, bo zajmując się siostrą X nie zauważył nagłego ataku jej równie uroczej bliźniaczki, o ile, rzecz jasna, ktoś gustuje w socjopatkach.

Ból przytępiony, niczym uderzenie o spróchniała deskę, przeszył mu ciało zostawiając krwawe smugi na szyi, do której usiłowała sięgnąć dziewczyna. Odskoczył i machnął maczetą wściekły na swoją nieuwagę. Wycie skaleczonej bliźniaczki zawtórowało wyciu zabłąkanego na pole walki, przestraszonego do granic ostateczności psa, który porwał jej odcięte właśnie ucho w zakrwawioną szczękę i usiłował uciekać.
- Jesteś teraz niczym van Gogh. Zapytaj Mercedes, ona mogłaby ci powiedzieć, co to za pan – ale ona chyba nie dosłyszała, lecz w pełnym wściekłości bólu skoczyła do kolejnego ataku masakrując po drodze psa biegnącego z jej uchem. Ten moment wykorzystał skacząc do przodu z wyciągniętym ramieniem. Rozrywany na strzępy pies dał mu mgnienie oka czasu, w którym uwaga dziewczyny skupiła się na czymś innym, niż Lasalle.
- Ucho ma niewielkie znaczenie dla piękności, gdy w sercu noc – prychnął wpijając szpic klingi z całej wampirzej dopalonej krwią siły w głowę dziewczyny. Zgrzyt, kiedy węglowa stal przebijała kość przypominała tarcie metalem o szkło. Był zimny, przerażający, nieludzki, niemal tak nieludzki, jak każdy z walczących tu potworów. Jeszcze próbowała unieść głowę, jeszcze ruszyć ręką i wrazić pazury w ciało Toreadora, ale to były już podrygi. Legła na rozczłonkowanym ścierwie psa, którego półoberwany łeb dalej trzymał ludzkie ucho.

Jedna padła. Zaryzykował zerknięcie. Z Mercedes było kiepsko, tak kiepsko, że jego serce przeszedł skurcz rozpaczy, czy zdąży, czy mu się uda. Dwie ofiary są niepotrzebne, jeżeli był już potrzebny ktoś, to on się zgłosił na ochotnika. Ona nie! Ona niech ocaleje. Mercedes złamała go, rozrywając swoją epikurejską obojętnością serce Lasalle’a, niczym przed chwilą córka czarownicy psa. Ale kochał ją nawet tym strzępem, który pozostał, och, jak bardzo …
- Zdążę – powtórzył jeszcze raz blokując szybki atak ocalałej bliźniaczki, która wreszcie pozbierała się po ciosach na początku walki. Nie była już piękna. Złamany nos, porozcinane wargi, napuchnięte oczy pod okrwawionymi skrońmi, lecz może jeszcze bardziej nienawistne. Stała teraz o parę kroków, tuż przed przekrzywioną latarnią, na której zatrzymała się po poprzednim kopnięciu Toreadora.

Maczeta! Została w głowie dziewczyny i teraz była bliżej jej rozpalonej wściekłością siostry, niż jego. Chyba zauważyła ten ruch, bo uśmiechnęła się paskudnie, co przy jej zniszczonej twarzy, nadawało tylko jeszcze ohydniejszy wygląd, niż na początku. Stała przez chwilę radując się niespodziewanie uzyskana przewagą. Ona miała sztylety, a on stracił swoja śmiertelnie zabójcza klingę. Toteż delektowała się przez chwila myśląc, jak dokona słodkiej zemsty i kreśląc jakieś wzory w powietrzu uzbrojonymi w zabójczą stal dłońmi.

Nie miał szans, a przynajmniej niewielkie. Wcześniej nie tylko mógł zadawać ciosy, ale wiedźmy, obawiające się klingi, nie mogły atakować na całość, gdyż każda odsłona dawałaby szanse szybkiemu uderzeniu maczety. Ale teraz … teraz Lasalle stracił swoja broń, więc radowała się przez moment, upajając się tą chwilą poprzedzającą atak. A on tam stał chwilę patrząc w wirujące układy ostrzy szykującej się do natarcia wiedźmy, po czym … wyjął z marynarki pistolet, i spokojnie pociągnął spust. Kula w sercu powodowała zawsze jednaki efekt, czy to człowiek, czy wiedźma.
- Hasta La Vista, Baby – rzucił na odchodne odwracając się w stronę, gdzie walczyły Mercedes i potężna czarownica.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 25-01-2009 o 21:11.
Kelly jest offline