Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2009, 02:24   #349
Kutak
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Wściekły Gangrel wpadł prosto do jego gabinetu, z rządzą mordu i krwi wypisaną nie tylko w oczach, ale w całej jego postawie. Sytuacja przerażająca. Acz niekoniecznie bez wyjścia. Robert przez lata swoich rządów w Carcassonne nauczył się, że w takiej sytuacji jest wręcz zadziwiająco wiele wyjść. Bo chociaż bestia była potężna i nieobliczalna, to przy tym również… głupia. Tak, głupota to chyba najlepsze słowo, jakie książę znalazł w tej chwili na jej określenie.

Strach był jednak wyczuwalny w pokoju. Finney. Bała się. Widział to po niej, widział to w jej twarzy, w jej ruchach, w jej oczach… Zresztą, czemu się dziwić. Ona wciąż była słaba, miała potencjał, ale nie posiadała mocy, siły... A jeżeli ten zwierz coś jej zrobi…?

Niepokój zawitał w sercu Aligariego.

- Wypuść dziewczynę. – stwierdził Ventrue, wstając. Jego głos… Można by rzec, iż nie był to jego głos. Nie był spokojny, nie był zirytowany, sarkastyczny… Był mocny. Z pewnością nie pasował do starego, kalekiego wampira.

- Ooo nie… Zaraz po tym, jak rozszarpię ciebie, zajmę się nią… Może jeszcze będziesz wtedy żył, będziesz to widział… Finney, tak? Kawałek niezłego ciałka, sporo niezłej krwi… O taaak… - mówił Brian filmowym głosem szaleńca.

- Uciekaj. – rzucił nagle do córki, widząc, że przeciwnik stał już na środku pomieszczenia. Niestety, nie docenił zdolności Gangrela, który momentalnie dopadł do drzwi i chwycił kobietę swymi mocarnymi łapami za ramię.

- Borowicz! – ryknął nagle Aligarii, robiąc krok w kierunku „rozmówcy”, nie wspierając się przy tym laską, a jedynie gestykulując nią – Ty nigdy tu nic nie znaczyłeś. Dzikus, wilczy pomiot, śmieć wyjący do księżyca. Ktoś taki w Radzie? Na Boga, to przecież była kpina! Kimże Ty jesteś? Człowiekiem bez nazwiska, bez twarzy, bez honoru… Śmieciem.

Twarz Jacka znów zwrócona była w kierunku Stańczyka.

- Naprawdę cieszę się tym, że mogę ci to dziś powiedzieć. To wszystko. To ja, kto inny, ja zleciłem twoją śmierć! To przeze mnie trafiłeś tu w takim stanie! Na moje marne życzenie, dla mojego kaprysu, dla chęci zachowania czystej krwi wśród wampirów. I nie liczyłem, że przeżyjesz, ale teraz dokonam tego, co wcześniej mi się nie udało. Zarżnę cię tak, jak zarżnąłbym twojego ojca, jak zarżnąłbym wszystkich twoich bliskich! – krzyczał. Proste słowa działały naprawdę mocno na ogarniętego szałem Borowicza. Jego umysł nie odebrałby teraz zbyt delikatnych aluzji, ale też nie wyczuwał kłamstw i dawał się prowokować w prosty i efektywny sposób.

Gangrel odrzucił wampirzycę na bok, po czym powolnym, ciężkim krokiem ruszył w kierunku Aligariego.

- I wiesz co jeszcze? – spytał Robert, „celując” do niego laską, jak celuje się przy tego typu rozmowach palcem.

Wampir chwycił za laskę. Prosty, prymitywny odruch, który – mimo zmiany „sposobu” egzystencji – ciągle działał na wielu, wielu kainitów.

- Co? – spytał po chwili ciszy

- To. – z tym pełnym satysfakcji uśmiechem, tym spokojnym głosem, oznajmił Robert. A po chwili popchnął mocniej laskę – wypolerowane drewno prześlizgnęło się przez uchwyt dłoni i uderzyło końcówką o klatkę piersiową. Dokładnie w serce.

Klik.

Wystrzelony z laski kołek wbił się w serce Gangrela, który w ostateczny sen zapadł z twarzą wykrzywioną nienawiścią.

- Słodkich snów, panie Borowicz… - wyszeptał książę, a potem – odrzucając laskę – szybkim krokiem podszedł do swej córki.

- Finney... Finney- szeptał, pomagając jej wstać i tuląc do siebie – Wszystko w porządku…?

- Tak… - odpowiedziała łamiącym się, cichym głosem, głosikiem wręcz – On…

- On już nie istnieje. – odparł Robert, gładząc kobietę po włosach.

- Sir, ja… Ja nie wiem, jak to możliwe… Ale… Przepraszam… - mruczał gramoląc się znad stołu, który przewrócił swoim ciałem, Walter.

- Nic nie szkodzi. Mówiłem, takimi przeciwnikami lepiej się nie zajmuj. – powiedział spokojnym głosem VentrueOdpocznij trochę. A potem weź go do piwnicy, polej benzyną i podpal. Zostaw otwarte drzwi.

- T… Tak jest… - Sing nie miał już siły na zadawanie pytań.

***

- Tu Aligarii. Mieliśmy małe problemy, które jednak zostały w sposób drastyczny i ostateczny rozwiązane. Jacek Borewicz winny jest napaści w szale na księcia miasta, jego ciało właśnie płonie. Proszę państwa, byłbym wdzięczny za meldunki.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline