Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2009, 23:55   #4
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
- A ty gdzie znowu idziesz? – zapytała. Tommy nienawidził tego wścibskiego tonu starej, lekko szurniętej babuni. Musiał jednak odpowiedzieć. Chociaż…
- Do kolegi. – rzucił, zabierając skórzaną kurtkę z szafy.
- O drugiej w nocy? – babcia nie poddawała się. To było dla Tommiego nieziemsko frustrujące. Czego ona od niego chce? Ma 17 lat, może robić co mu się żywnie podoba!
- Tak, babciu, o drugiej w nocy, a teraz oddaj mi proszę moje klucze.
- Nie będziesz się wymykać w środku nocy w domu, co by powiedziała twoja mama na to?
- Nic by nie powiedziała. Jej szczątki leżą na cmentarzu, po wypadku nie można było nawet jej odlepić od siedzenia – odegrał się. Nienawidził tego tematu, nie cierpiał, kiedy babka mu to wypominała. Bezpardonowo podszedł do kuchni, i wyjął z najwyższej pułki koszyczek, a z niego klucze. Chciał się urwać, już nawet odciął się od słów tej starej szkapy, starał się nawet nie domyślać, co do niego gada. Stara wariatka, pieprzy trzy po trzy, kto by słuchał jej gadania. Nawet dziadek ją olewał. Zresztą on był warzywem. Szczęściarz.

Wyszedł, trzaskając drzwiami. Światło ulicznych latarni przecinało gęsty mrok, nikogo nie było na ulicy oprócz niego. To była dość spokojna okolica. Wszędzie, cholera, daleko. Nienawidził tego miejsca, w ogóle wszystkiego nienawidził. Należał do młodego pokolenia anarchistów, a jego poglądy można było uprościć do słów „Fuck the system”. Jak tu cholernie spokojnie. Przeszedł kilka przecznic dalej, zapalił papierosa. Chodząc tak, podziwiał zadbane płoty i ogródki średnio zamożnych Brytyjczyków. Rząd równo zaparkowanych samochodów po tej stronie ulicy denerwował go. Przeszedł na drugą stronę, prosto przed jakimś samochodem. Facet wyjrzał z samochodu, coś tam przeklinał. Tommy pokazał mu ładnie wyprostowany środkowy palec, i poszedł dalej. Co go obchodził tamten koleś? Co z tego, że mógł wpaść pod samochód, zwisa mu to. Spojrzał na białą ścianę muru, okalającego jakąś posesję. Czy oni nigdy nie dadzą za wygraną? Samochód przejechał dalej, nie było nikogo żywego. Stał dokładnie pod latarnią, zupełnie, jakby na kogoś czekał. I się doczekał. Z mroku uliczki wyłoniła się grupka ludzi. Wszyscy podobni do niego, z kolorowymi fryzurami, w skórach, obdartych spodniach, z ponaszywanymi gdzieniegdzie napisami, agrafkami, w glanach, albo trampkach. Było na co popatrzeć. Wszyscy nieletni, wszyscy z papierosami w ustach.
- No to co, do roboty? – rzekł na zachętę Mark, jeden z kumpli Tommiego.
- Czemu nie – odparł, wyciągając zza pasa sprej. Reszta rozstawiła się na czatach, uważając na psy, gdy tym czasem Tommy i Mark malowali graffiti na białym murze. No, teraz to już nie był biały. W połowie malowania dobiegł ich cichy gwizd. Niedobrze, z reguły na ucieczkę w takim momencie było mało czasu. Tommy nigdy nie lubił przerywać w połowie. Tymczasem gdy inni już uciekali, on spokojnie dokańczał swój napis. Oczywiście nie zdążył. I jak zwykle historia potoczyła się tym samym kołem. Jak zwykle? Czy jak zwykle policjanci wychodzą z samochodu i zaczynają lać dzieciaka do nieprzytomności? W przypadku Tomma, tak. Był im bardzo dobrze znany. A miało być tak pięknie...

***

- Znowu, kurwa, za szybko! – wydarł się Steve.
- Za późno kurwa wchodzisz, za szybko kurwa wychodzisz, czy ty w ogóle kurwa wiesz, co robisz, i co kurwa trzymasz w łapach? No kurwa odpowiedz mi, bo jak Boga kocham, to ci przypierdolę tak, że zęby będziesz zbierał przez pięćdziesiąt lat!

Standardowa sprzeczka, Steve był jakimś cholernym przewrażliwionym dzieckiem muzyka. Kto normalny słyszy jak ktoś spóźnia się z riffem o 1/32! W sumie nie taka standardowa, zazwyczaj Tommy olewał go i jakoś dochodzili do porozumienia. Tym razem bez ostrzeżenia walnął go w twarz. Steve coś się pomylił, czując językiem wyrwę w uzębieniu. Gdyby nie reszta zespołu, z pewnością by się pozarzynali. Tamten nie dawał za wygraną, próbując wyszarpać się z objęć kolegów, przeklinał matkę Tommiego. Normalnie Tom poprawił by mu z buta. Tym razem poprawił mu gitarą. Teraz rzucili się na obydwóch, do sporu dołączył się jakiś facet, chyba ojciec jednego Steve’a, bo to u niego grali w garażu.
- Odczep się od mojego syna, ty popaprańcu! – krzyczał za nim ten grubas. Tommy wziął gitarę i wyszedł przez drzwi garażu. Z chęcią wpieprzył by im wszystkim, był nieziemsko wkurzony.

W sumie to nie wiedział, co zrobić. Mógł wrócić do domu i słychać jęków tej starej szkapy, mógł iść do dziewczyny, która by pewnie zaczęła pieprzyć o tym, co zrobił, o czym zapomniał i czego nie zrobił. Mógł też iść do baru i urżnąć się w trupa. Tak, to było najlepsze wyjście. Chociaż, od kiedy osiągnął pełnoletniość takie rzeczy kojarzyły mu się ze szczeniackimi wybrykami. Używki nie ciągnęły jak dawniej, kiedy to były dla niego zakazane. Jednak dobrej szkockiej każdy może się napić, bez względu na podziały. Wszedł do baru, i od razu pożałował. Zły miejsce i zły czas. On zawsze miał pecha. Nie dość, że ostatniej nocy z jego powodu urządzono tutaj pobojowisko i regularną bijatykę, to jeszcze teraz stał przed kolesiem, któremu przeleciał dziewczynę.
- Patrz, tam jest! – pokazała na niego palcem dość ładna brunetka. Wszystkie lecą na gitarzystów, tylko czemu potem musi się to tak kończyć? Nie trzeba mu było więcej, aby załączył się u niego impuls, każący mu uciekać, gdzie pieprz rośnie. Koleś wzrostem przypominał sporą, dębową szafę jaka stała jego babki w pokoju. Nie uciekł jednak dalej, niż za drugą stronę ulicy, przypadkiem przewrócił się boleśnie o czerwony hydrant. Bez interwencji przechodniów się nie obyło, a i policja okazała się niezbędna.

***

Tommy uważał, że jego życie jest bezsensu. To było dla niego wieczne pasmo cierpień. Czasami nadchodziła taka sytuacja, że to może nie wszystko, że będzie lepiej. Po czymś takim zazwyczaj boleśnie spadał w dół, by przekonać się, że to kłamstwo. Bo właściwie, kogo to obchodziło?

Byli na trasie koncertowej po Europie. Tommy Canoda, młody gitarzysta, który zdobył jakąś tam sławę swoją ekspresyjną grą na instrumencie, podróżował teraz ze swoim zespołem po świecie promując swoją nową płytę. Gitara była dla niego jedyną rzeczą, z której był dumny w życiu. Zaczynał od zera, z miejsca, w którym każdy by powiedział pas. A on grał dalej, i generalnie wciąż był takim samym buntownikiem jak dziesięć lat temu. Trafiło tym razem na Florencję. Stare, zabytkowe miasto miało się ugiąć teraz pod potęgą ostrego brzmienia. To miało być coś.

- Damy czadu, jak zwykle. – stwierdził Michael, wokalista. Siedzieli teraz w jakiejś kanciapie, za kilka minut miał się odbyć koncert. Fani skandowali nazwę zespołu, słychać ich było nawet w teoretycznie dźwiękoszczelnej garderobie.
- Tommy, zobacz, co o tobie piszą! – mężczyzna w długich włosach siedział, albo raczej leżał na wielkim, skórzanym fotelu i przeglądał jakieś pismo.
- Twierdzą, że jesteś „heteroseksualistą”, hah, już wiem czemu nie możesz znaleźć żadnej laski. Obrażają się, że jestem gejem i nasyłają swoich chłopaków, hahahah. – koleś miał świetną zabawę, nagrywając się z niego.
Reszta też podchwyciła smykałkę.
- W łeb dawno nie dostałeś? - odparł.
- Luźno, stary, tylko żartowałem.

Dokopie mu po koncercie, na imprezie. Po takich koncertach zawsze jest ostra impreza.

Wyszli na scenę. Zaczęli pierwszym utworem z ich nowej płyty. Potem „klasyki”, czyli ich sztandarowe utwory, którymi wybili się pośród innych. Dym, ostre brzmienia gitar i gryzący uszy „śpiew” wokalisty, prawie jak w Lemmy. Potem jakiś cover mało znanej bandy, nikt nawet nie wiedział, że to nie ich piosenka. Tommy wyczyniał jakieś tricki z gitarą, obracał ją, grał zębami, ogólnie było świetnie. Tylko, że gdy podszedł bliżej krawędzi, do fanów, jakiś koleś uderzył go w twarz. Tommy się tym nie przejął o dziwo, trochę wypił przedtem. Znowu go ktoś uderzył, i jeszcze raz. Teraz już do niego dotarło, co się dzieje, i za pomocą gitary spuścił facetowi taki łomot, że nie mógł się pozbierać. Zaraz potem ktoś się znowu na niego rzucił. Tommy zdzierżył go flaszką, którą znalazł gdzieś na ziemi. Na głowie mężczyzny wykwitł piękny krwawy kwiat. Wrócił na scenę, zespół grał dalej pomimo wyczynów Toma, o dziwo. Po występie, jakby nigdy nic, pojechali do klubu, w którym mieli uczcić udany koncert. Oprócz dwóch ofiar nic się nie stało, a taki przypadek zapewne gwarantował im większy rozgłos. A Tommy miał trochę poharataną twarz, ale ponoć alkohol najlepszy na takie rany. Trochę jednak przesadził, i stwierdził, że musi się przejść. Toteż wyszedł. Rano chyba nie wrócił... Pewno zapił, albo zaćpał się na śmierć, kto go tam wie. Z każdym, potrafił mieć na pieńku.
 
Revan jest offline