Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2009, 22:51   #4
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Nieczęsto miewał kobiety w łożu od tamtego czasu, gdy algierski pirat zgwałcił i zamordował jego piękną, doskonałą w każdym calu Elanor. Przez rok w ogóle nie ciągnęło go do zaspokajania chuci, a i potem, przez długi czas, czując pod sobą niewieście ciało, całując usta, piersi, wreszcie biorąc tak, jak to robi mężczyzna ze spragnioną oddawania się kobietą, wyobrażał sobie żonę. Jednakże to powoli minęło. Ot po prostu, nie pakował się nikomu na siłę do łóżka, ale jeżeli dochodziło co do czego, to nie miał już oporów. Tak jak teraz z tą służką, która przyszła do niego w nocy. Taki jednorazowa miłostka nastawiona wyłącznie na zaspokojenie chuci. Obydwoje o tym wiedzieli. Od czasów Elanor nie zakochał się w innej i nie miał stałych związków, a piersiasta brunetka pewnie zdołała już przepuścić pomiędzy swoimi nogami połowę garnizonu. Teraz jęczała przygnieciona jego ciałem, a on, jak zawsze, robił swoje milcząc. Od tamtej pory nigdy nie odzywał się podczas łóżkowych igraszek, jakby z premedytacją ustawiając milczącą barierę pomiędzy sobą a aktualną kochanką.


Potem zasnęła wtulona w jego ramię, ale rankiem dziewczyny już nie było. Nie planował powtórzenia tej nocy i ona pewnie także nie, skoro nie podała mu nawet swojego imienia. Najpierw hrabina kazała jej i jeszcze jednej dziewczynie odprowadzić go do komnaty. Później wieczorem, kiedy przyszła przynieść wieczerzę zaczęła się nieco przymilać i tak oto zakończyło się na przykrytej skórą kozetce. Ale teraz nie myślał już o tym. Noc odeszła. Był wolny, zastanawiając się co robić.
- Może tutaj zapytam o jaką służbę? – Zastanawiał się. Chociaż z drugiej strony hrabina Henrietta nie wyglądała na do końca zdrową osobę. Już sam fakt potraktowania córki o tym świadczył. Owszem, znał rodziców, którzy krótko trzymali swoje dzieci, ale takich, co by bili i tulili na przemian, zwłaszcza przy obcych, to raczej nie do tej pory spotykał. Ale co on miał do tego? Żałował wprawdzie tej ciemnowłosej panny, jednak, z tego co słyszał, miała i tak zostać oddana wkrótce za mąż za jakiegoś Rochelle. Może jej mąż okaże się całkiem przyzwoitym mężczyzną, który, poza zapewnieniem ciągłości rodu, będzie się przynajmniej od czasu do czasu interesował żoną?

Życie jednak szybko zweryfikowało jego przypuszczenia. Wjazd wicehrabiego do zamku Saumur przypominał połączenie dumy zdobywcy z pewnością siebie wschodniego satrapy. Towarzyszył mu orszak kilkunastu jezdnych uzbrojonych po żeby i tyluż pachołków. Straż przy bramie witała go czołobitnie widząc w nim swojego przyszłego pana. Zatrzymał się na chwilę przy dybach, gdzie hrabina wrzuciła biednego Fredericka, kazawszy go wcześniej wybatożyć. Pewnie strażnik miał szczęście w nieszczęściu, że albo Henrietta nie wyznaczyła pokaźnej liczby uderzeń, albo kat okazał się łagodny, bo choć krew pokrywała jego plecy ściągając bzyczące głośno muchy, wedle Enrica powinien wyjść z tego cało. Pewnie zapytał, za co siedzi ów przestępca, bo ktoś ze służby gorliwie wyjaśnił mu o co chodzi. A potem podciągnął za włosy wystającą z deski głowę mężczyzny i splunął mu w twarz, a potem poprawił w nos okutą w żelazo pięścią. Nawet z tej odległości słuchać było rozpaczliwy krzyk skazanego i chrupot chrząstek łamiącego się nosa.

Tfu! Sept Tour nie lubił bohaterów, którzy zamiast stanąć z kimś równym twarzą w twarz wyżywali się na tych, co nie mogą oddać. Wycofał się do komnaty nie chcąc oglądać tego dupka. Usiadł przy osłoniętym rybim pęcherzem oknie, przez które poranne słońce wpuszczało smugę światła do komnaty. Zamyślił się, a potem zaczął krotką, zwyczajowa modlitwę, którą często powtarzał w Palestynie.


- A to tu pan jesteś? – Głos otwieranych drzwi i słowa Rochelle’a dobiegły go niemal równocześnie przerywając wymawianie kolejnych łacińskich strof.
- Czego on tu chce? – Zastanowił się. – Musi się tu czuć niemal jak król, skoro wchodzi do cudzego pokoju nie pukając. Pan na włościach – ocenił poły ironicznie, poły złośliwie, ale po wyglądzie twarzy nie dał niczego poznać.
- Pan sobie życzy? – Zapytał krótko tłumiąc wzburzenie.
- Jestem wicehrabia de Rochelle – odparł dumnie przybyły nie zauważając chyba chłodnego przyjęcia.
- Witam szlachetny panie, Enrico de Sept Tour, do usług
– wygłosił zwyczajową formułkę. – W czym mogę pomóc?
- W niczym, ale słyszałem, że uratowałeś moją narzeczoną. Ja, wicehrabia de Rochelle przybywam oznajmić, że dobrze się spisałeś
– klepnął Enrica po ramieniu – i przyjmuję cię w skład swoich wojaków jako nagrodę. Służ mi wiernie, a będziesz miał czego dusza pragnie, zdradź … no, przecież nie zdradzisz swojego dobroczyńcy … - łaskawie w swoim mniemaniu pokiwał dłonią przystrojona w kilka pierścieni.
- Jestem szlachetnie urodzonym rycerzem, mości wicehrabio Enrico dalej trzymał nerwy na wodzy.
- Tym lepiej, ha. Mam ci kilku młodszych synów rycerskich rodzin. Służą mi. Tobie także się spodoba.
- Jestem szlachetnie urodzonym rycerzem
– powtórzył – i chociaż wynajmuję swój miecz, to tylko ja decyduję, kto może być moim pracodawcą. Dlatego wybacz, ale wpierw muszę zastanowić się nad twoją propozycją. Nie byłem nigdy na tych ziemiach i nie słyszałem o tutejszych rodach. Planowałem ruszać dalej, dlatego nie wiem, czy chciałbym gdziekolwiek iść na służbę – chciał odmówić, ale nie miał ochoty się narażać na niechęć możnego władcy. Po co? Spokojnie planował odjechać z tych ziem, choć … szkoda, naprawdę szkoda tej ładnej hrabianki dla takiego draba. Cóż, nie pierwsza i zapewne nie ostania była przymusowo ładowana w niechciane małżeństwo z okrutnikiem i pyszałkiem.
- Twardy? – De Rochelle zimno uśmiechnął się. – Lubię takich. Ale mnie się nie odmawia, rycerzu. Jednak uratowałeś moją narzeczoną, dlatego wybaczę ci impertynencję. Masz czas na decyzję do mojego wyjazdu. Nie zmarnuj swojej szansy, rycerzu – kontynuował wicehrabia, a potem jeszcze dłuższy czas perorował nad wspaniałością służby u siebie jednoznacznie dodając, że takich ofert jak jego, się nie odrzuca. Wreszcie wyszedł, a Sept Tour natychmiast postanowił przewietrzyć pokój, żeby powietrze odtęchło po nieprzyjemnej wizycie i wykąpać się.

***

Wieczorna uczta była przygotowywana od kilku dni. Hrabina ściągnęła wędrownych wagantów, którzy uprawiali swoje pokazy przed zamkowa gawiedzią. Byli rozmaici trefnisie, żonglerzy, linoskoczkowie, a na samej sali biesiadnej miała przygrywać niewielka kapela. Przyjęcie miało olśnić Rochelle’a i zaprezentować odpowiednio ród Saumur. Trzy stoły uginały się pod rozmaitymi frykasami. Prosiak zapiekany z jabłkiem w pysku kusił wspaniałym zapachem, pieczeń z dzika, smażony ogon bobra, tudzież inne rozmaite rodzaje mięsiw i ryb zachęcały do spróbowania i zapchania żołądka aż po samo gardło. A oprócz tego picie: dla znamienitszych gości małmazja, wino cypryjskie, a dla służby lekkie piwo lub pośledniejsze gatunki win. Hrabina posunęła się do tego, że każdemu z gości postawiono przy jego miejscu łyżkę i nóż, czego nie spotykano na innych dworach. Na najwyższym miejscu siedziała hrabina, jako senior lenna Saumur, obok niej zaś córka i Rochelle. Obydwie damy w szerokich suniach, ustrojone były w drogocenne bransolety i naszyjniki, a wicehrabia w jedwabny, biało czerwony strój, przyozdobiony srebrem i strusimi piórami na czapce.

Muzyka nie grała głośno. Dla hrabiny był to jeszcze okres żałoby, dlatego wszelkie większe przyjęcie byłoby bardzo niechętnie przyjęte przez wielu ludzi, ale Henrietta miała dość doświadczenia, żeby stworzyć coś, co łączyło w sobie i wytworność hrabiowskiej uczty i czyniło zadość zwyczajowi żałobnemu. Ona sama, zresztą, żeby dobitniej wyrazić ten fakt, była przyodziana w wytworna, lecz czarną suknię, przyozdobiona znacznie mniej niżeli barwny strój córki. Widać było, iż czuje się tu panią, ale można było także dostrzec, że stara się przypodobać wicehrabiemu, zagadywać go, że zawsze ustępuje mu kroku. Równie dostrzegalna była natomiast zimna niechęć Lyonetty, która zbywała Rochelle’a półsłówkami. Przynajmniej tak się wydawało Enrico, który siedział przy bocznym stole i objadał się ogonem bobrowym zapiekanym w winogronach.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 01-02-2009 o 23:04.
Kelly jest offline