Konto usunięte | Energia zawirowała i skumulowała się tuż koło Sabine, jednak jej dłoń ani wskaźnik nie poruszyły się.
- Chcę ci pomóc. Jak mogę to zrobić? – powtórzyła, dokładnie wymawiając każde słowo.
Czasami bywało, że duch po prostu nie chciał zostać „schwytanym” przez medium, dlatego niemożliwym było nawiązanie kontaktu, mimo obecności tamtego. Tak jednak nie było w tym przypadku. Wydawało się, że zbłąkana dusza naprawdę chciała porozumieć się z dziewczyną, lecz jakby... nie potrafiła zrobić tego za pomocą tablicy. Dziwne. Sabine zacisnęła mocno powieki i z całej siły poczęła koncentrować się na tej więzi, jaka istniała między dwoma energiami i przetłaczać swoją siłę w to drugie, niematerialne istnienie, by miało możliwość wpłynięcia na świat rzeczywisty. Niestety, wskaźnik leżał jak zaklęty, a dziewczyna czuła rosnący ból głowy i duszności.
Kiedy już miała zerwać kontakt, obawiając się, że po prostu zemdleje, nagle jej telefon komórkowy zsunął się ze stolika i upadł na podłogę. W tym też momencie medium poczuła, że jest zupełnie sama w pokoju, że jej gość wrócił do swego świata.
Ze zdziwieniem spojrzała na telefon i już poznała odpowiedź, a przynajmniej natrafiła na jej ślad. Na ekraniku bowiem wyświetlało się zapytanie: Połączyć z Kurt W.?
Za dobrze już znała swój niepoważany fach, żeby zignorować tego typu wskazówkę i określić jako przypadek. Uśmiechnęła się pod nosem, po czym cicho szepnęła: - Nie bój się, dowiem się jak ci pomóc.
I na tym zakończyła seans.
Po godzinie dość pospiesznych przygotowań i zjedzeniu szybkiego śniadania, Sabine Schwartzwissen była gotowa do wyjścia. Zajrzała jeszcze tylko do ciotki, co u niej słychać i jak się okazało, słychać było całkiem sporo: biegające w te i z powrotem słonie, kotłownie, maszynerie, turkot pociągu... słowem: KAC.
Nie potrafiąc zostawić swej opiekunki na pastwę losu, dziewczyna wyskoczyła jeszcze do sklepu po odpowiednie tabletki i kilka produktów ułatwiających „przeżycie”. Do strzelnicy trafiła zatem dopiero kwadrans po dwunastej.
Jak się okazało, jej dziwny znajomy już na nią czekał. Bez antenek kosmity, ale za to z porządnie obitą twarzą. Takich obrażeń nie powstydziłby się zapalony uczestnik karczemnych awantur. Przez chwilę nawet Sabine zastanawiała się czy nie ma do czynienia z kimś tego pokroju, jednak jedno spojrzenie w poważne, nieco smutne oczy Kurta, w których teraz zapaliły się nieśmiałe iskierki, odsunęło od niej myśl o wielbicielu bijatyk. - Co ci się stało? – wypaliła wprost, gdy tylko usiadła naprzeciwko Kurta w strzelniczej kafejce.
- Cóż, musiałem się jakoś inaczej wyróżnić z tłumu. – zażartował - Niestety UFO-antenek nie było w sklepie z gadgetami... Może następnym razem coś dostanę...
- Powinieneś się postarać je dostać, bo inaczej długo nie pociągniesz. – odpowiedziała tym samym, choć ze wzruszenia zakręciły jej się w oczach łzy.
Zauważył to. Patrzył się w jej oblicze z namysłem, zupełnie zapominając gdzie jest i że coś powinien mówić. To było krepujące, ale też i niezwykłe dla niezbyt popularnej u chłopców nastolatki. Pozwoliła mu na to.
Wreszcie po minucie albo i dwóch, jego policzki zarumieniły się.
- Wybacz, ja...
- ..Odpłynąłeś. Zdarza się. – dopowiedziała z uśmiechem, lecz i ona wróciła do rzeczywistości, przypominając sobie o obietnicy względem ducha – [B]Kurt[/b], muszę zadąć ci pewne pytanie, typowe dla... no wiesz, profesji medium.
- Zabrzmiało groźnie. Zamieniam się w słuch.
- Czy... masz kogoś, no wiesz...
- ...Dziewczynę?
- Nie! Ja... – spąsowiała – Ja chciałam spytać czy masz kogoś zmarłego! W sensie... No, kogoś, kto by szukał z tobą kontaktu i... Nie, no! Zapultałam się.
- Spokojnie. – uścisnął jej dłoń.
Jego dotyk faktycznie od razu ukoił nieco nerwy, lecz gdy już miała opowiedzieć mu wszystko o próbie kontaktu, jego telefon komórkowy się rozdzwonił. Kurt niechętnie spojrzał na wyświetlacz, jednak widząc znajomy podpis, przeprosił Sabine i odszedł na bok. Dopiero tam odebrał.
Wrócił do stolika po jakichś dziesięciu minutach burzliwej, choć niemożliwej do usłyszenia przez dziewczynę, rozmowy. Nawet nie usiadł.
- Wybacz mi. Musze iść. To pilne.
- Rozumiem, ja...
- Możemy się spotkać wieczorem? Chciałbym w ramach przeprosin zabrać cię na kolację. Wtedy pogadamy... bo chyba musimy.
- No dobra.
- Świetnie. Więc o 19 będę pod twoim domem. Trzymaj się i jeszcze raz przepraszam.
- Ale... – umilkła, bo już go nie było.
„Ale skąd znasz mój adres?”
Resztę popołudnia spędziła na strzelnicy, w ten sposób uciekając przed natrętnymi myślami i pytaniami bez odpowiedzi. Dopiero około 17 zdecydowała się na powrót do mieszkania i odświeżenie przed... bądź co bądź – randką.
__________________ Konto zawieszone. |