Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2009, 11:41   #5
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Szczupła, ciemnooka dziewczyna o krótko przyciętych, czarnych włosach rozpięła haftowany w barwne ciągi znaków kożuch, ukazując czerwono-niebieski sweter. Każdy fragment jej odzienia był zdobiony i innego koloru, z pozornego chaosu barw wyłaniał się jednak doskonały porządek i właściwość, niczym na skrzydłach motyla, które to wrażenie pogłębiał jeszcze niepewny wdzięk dziewczyny.

Zagubiona i przestraszona Ravna uśmiechnęła się do Inny, uśmiech odsłonił przerwę między zbyt dużymi górnymi jedynkami. Teraz przypominała cokolwiek chomika, i dobrze o tym wiedziała, ale mało ją to obchodziło. Znalazła drugi punkt odniesienia. Każde słowo i gest starszej kobiety przypominał jej Sirri. Oczywiście, Sirri była dużo starsza, ale Inna miała w oczach to samo ciepło i chęć zrozumienia. I też wyglądała na obcego ptaka, który tylko na chwilę osiadł w tym miejscu. Ravna zaczęła wierzyć, że dziki i gwałtowny Ovlin wybrał jednak najlepszą moskiewską grupę, a kierował się przy tym nie tylko własnymi sympatiami.

- Ravna Turi. Albo Ava - miała miły, cichy głos. Zdradzał też jej wiek. Musiała być starsza, niż wyglądała na pierwszy rzut oka. - Napiłabym się czegoś ciepłego... jeśli to nie będzie kłopot. - I zawstydzona, że ściągnęła na siebie uwagę, zaczęła wytrząsać śnieg z omotanej dookoła szyi chusty.


Poranek

"Umieść wkręty b12 w otworach A1 na listwie IIa, jak przedstawiono na rysunku".

Ravna przeczytała punkt 9 instrukcji montażu kanapy po raz kolejny i spróbowała wbić to, co uznała za wkręt b12, w domniemany otwór A1 listwy potencjalnie będącej IIa. Wkręt nie pasował. Do tego listwa-prawdopodobnie-Ia sterczała z ramy pod dziwnym i zdecydowanie bezsensownym użytkowo kątem, celując w świeżo pomalowany sufit oskarżycielsko niczym palec boży w grzesznika. Ravna westchnęła i przekartkowała instrukcję.

"Kanapa "Natalia deLux" w gustownym kolorze świeżej brzoskwini, wygodna i tania, zapewni Wam wygodę i tchnienie luksusu podczas odpoczynku po trudach dnia. Wyjątkowa i prosta w montażu..."

"Akurat".

Ravna próbowała złożyć brzoskwiniowe tchnienie luksusu w sensowną całość od 2 w nocy, kiedy po paru godzinach przewracania się z boku na bok porzuciła nadzieję, że uda jej się w końcu zasnąć. Na odgłos bębna wwiercający się w duszę nie pomogło tym razem ani cykanie poczęstowanego miodem Świerszcza, ani nawet solidny łyk paskudztwa, które koledzy z pracy w wielkiej tajemnicy przed szefem pędzili w szopie na łodzie. Pozostało wstanie z łóżka i zajęcie się czymś w miarę konstruktywnym. Na przykład skręceniem kanapy dla Adama. I tak ukradkiem zrobiła się 7 rano, bęben w końcu zamilkł, a Natalia deLux leżała na podłodze w formie poskręcanych przypadkowo części i stosu pomieszanych śrub i wkrętów, a zrezygnowana Ravna stwierdziła po raz kolejny, że niemożność czynienia zmian w Sferze Materii to przebiegły sposób, w jaki jej duch chroni świat przed następstwami jej dyletanctwa.

Kolejna próba. Listwa na-50-procent-Ia sterczała z ramy pod kątem nieco innym, niewątpliwie ciekawym estetycznie - i dalej całkowicie bezużytecznym. Ravna odłożyła śrubokręt i dała za wygraną. Sam pomysł, żeby kupić kanapę dla Adama, który do tej pory sypiał na podłodze lub na fotelu, był nietrafiony.

- Nie jest potrzebna. Bo powinieneś spać ze mną - powiedziała do zdjęcia przyjaciela. Adam na fotografii uśmiechał się znad talerza z blinami. Wyznanie swoich uczuć przyjacielowi było znacznie trudniejsze niż czynność zastępcza - montaż opornej Natalii. Ravna bezskutecznie zbierała się w sobie już drugi rok.
Na zdjęciu obok dumny Ovlin prezentował Sirri medal zwycięzcy w wyścigach sań, a kwaśna mina siedzącego obok Nilpy jasno sugerowała, że Ovlin znowu oszukiwał. "Jacy są starzy... Wszyscy nasi szamani są starzy. Oprócz mnie. Jeśli urodzi się następny, oni umrą, nim dorośnie. Tylko ja będę mogła uczyć. Jeśli będę godna".
Ravna zgarnęła rozsypane śrubki na kupkę i wygrzebała z kieszeni swetra telefon.

Tik, tiiiiiik. Tik.
Z drugiej strony dobiegło ciamkanie i odgłosy intensywnego przeżuwania.
- Halo, maleńka? No co tam?
- Chciałam ci powiedzieć, że się zdecydowałam. Idę dzisiaj na to spotkanie.
Milczenie po drugiej stronie.
- Adam? Halo?
- Cicho... Żegnam minutą ciszy dzisiejszą kolację.
- Nie wiem, kiedy wrócę, ale zrobiłam pieczeń. Możesz przyjść, przecież masz klucze.

Przez głowę Ravny przemknęła nieśmiała nadzieja, że Adam podczas czyszczenia lodówki do spodu zauważy fragmenty Natalii i wybawi ją od kłopotu ze skręcaniem mebla.
- Przyjdź, naprawdę.
- Z tobą chciałem zjeść.
- Zadzwonię, jak się skończy, dobrze?
- Pewnie. Śniło ci się co?
- Nie. Dzisiaj nie spałam. Ale wczoraj...
- No? Poczekaj, wyjdę ze stróżówki, no, mów.
- Szłam przez śnieg, była noc. Nasza noc, zimowa. Wszędzie leżał śnieg, było zimno jak w piekle. To było jakieś pustkowie. Zapadałam się w śniegu, byłam zmęczona i głodna. Byli tam inni, ale nie widziałam ich twarzy. Szliśmy po śladach renów, ale niewłaściwie.

Ciamknięcie. Chrząknięcie.
- Czemu?
- Bo w złą stronę. Nie za nimi, tam, gdzie poszły, ale w przeciwnym kierunku. Tam, skąd przyszły.
- Eee? Co w tym niewłaściwego?
- To zły kierunek. Idzie się zawsze za renami. Skoro opuściły jakieś miejsce, znaczy, że pastwiska się wyczerpały, albo coś złego je stamtąd wypłoszyło.
- Może szliście zobaczyć, dlaczego stamtąd odeszły?
- Ale tak się nie robi, Adam. Reny to życie, idzie się za renami, tam, gdzie podążają. Opuściły jakieś miejsce, bo tam nie dało się żyć. Po co to sprawdzać? Chyba że ktoś szuka śmierci. Zawsze tak było.
- Nie wiem. Nie znam się na reniferach. Ale wydaje mi się, że północ a Moskwa to inna para butów. Tu raczej się sprawdza, co wypłoszyło zwierzęta
- zawyrokował Adam. Ze słuchawki dobiegło trzeszczenie śniegu, musiał dreptać w miejscu, żeby się rozgrzać, i Ravnie zrobiło się głupio, że trzyma przyjaciela na mrozie.
- Może - mruknęła.
- Co dalej?
- Wywróciłam się i upadłam w śnieg. Nie miałam siły wstać. Ktoś mnie podniósł i powlekł za sobą. Powiedział, że mam iść przed siebie. Jeśli się zatrzymam, umrę.
- Widziałaś twarz?
- Nie. Ale rozpoznam głos. Tak sądzę.

Adam pukał paznokciem w telefon.
- Chcesz, żebym poszedł z tobą?
- Chcę. Ale to... eh. Nie byłoby raczej mile widziane.
- Zadzwoń.
- Zadzwonię.


Na schodach Amalia Pietrowna, sąsiadka Ravny, tupała walonkami i wzdychała ciężko pod ciężarem licznych toreb.
- A co tak stukałaś po nocy, serdeńko? - spojrzenie emerytki pomimo miłych słów było lodowate jak syberyjska noc.
- Przepraszam, pani Amalio, pani wie, remont... Jeszcze sie do końca nie urządziłam. - Ravna wyjęła z rąk kobiety torby i ruszyła w stronę drzwi sąsiadki.
- A tak, tak. No dobrze - zgodziła się łaskawie Amalia. - A musisz tak rzępolić codziennie?
- Bardzo przepraszam. Gram w filharmonii. Muszę ćwiczyć. Ale ściany są grube, nie powinno nic słychać. Musi być jakaś dziura. Jeszcze dzisiaj ją znajdę i zalepię, obiecuję.

Ravna podejrzewała, że żadnej dziury nie ma, za to szacowna Amalia podsłuchuje pod drzwiami. Wniosek wysnuła z plotkarskiej natury sąsiadki. Dwa tygodnie temu, ledwie Ravna się wprowadziła i zrzuciła torby na podłogę, do drzwi zapukała Amalia Pietrowna i w pół godziny przybliżyła nowej sąsiadce porządki panujące w kamienicy. Że Michaił to pijak i bije żonę, że Natasza ma kochanka, co raz to innego, że... I że Ravna kupiła mieszkanie, w którym w wybuchu gazu zginęło młode małżeństwo. Amalia Pietrowna nie zapomniała przypominać Ravnie przy każdej okazji, że zmarli byli cichymi i spokojnymi sąsiadami.
"Zaiste, musieli być ponadprzeciętne spokojni, skoro nie narazili się emerytce. I ponad miarę skryci, skoro nawet nie pamiętała ich nazwiska". Ravnę sensacyjna wiadomość o tragicznej śmierci poprzednich lokatorów na początku ścięła z nóg. Podświadomie oczekiwała, że stanie się coś... dziwnego. Ale w pachnącym świeżą farbą mieszkaniu pierwszej nocy zamiast jęków duchów usłyszała znajomy głos bębna, i po raz pierwszy w życiu ten dźwięk ją ucieszył. Był swojski. Był jej. Konieczność sprawdzenia, kim byli poprzedni lokatorzy i co spowodowało wybuch gazu, odkładana z dnia na dzień, zdawała jej się coraz mniej ważna.

***
Ravna-w-lustrze nie podniosła twarzy znad trzymanego na kolanach bębna, gronostaj na jej ramieniu kołysał się sennie, wzory na wyleniałej sierści zdawały się pulsować. Poblask niewidocznego ogniska tańczył na znakach bębna. "Droga... Ptak... Słońce... Czarownik" Ravna przystanęła i odczytywała znaki.

"Ja? Noaidi?"

Rytm bębna pulsował. Ravna-w-lustrze podniosła twarz. Twarz starej kobiety.
Ktoś klasnął jej przed twarzą, szarpnął za rękę.
-Jeśli nie potrafisz się nie zatrzymać i nie spoglądać w lustra to tylko biegnij w portal, a potem przez salę z lustrami. To pomaga. - Robert powlókł opierającą się dziewczynę za sobą.

***
"Ja? Noaidi?"

Głos Roberta nie był głosem z jej snu. Była niemal pewna, choć słowa były podobne.
Ale zaczęła rozumieć, co było istotą wczorajszego snu. Może i odnalezienie przyczyn jakiegoś zjawiska było ważniejsze niż zachowanie własnego życia. Ale istotą było to, że Ravnę-we-śnie ktoś podniósł ze śniegu. Nie pozwolił zamarznąć. Nie zostawił na śmierć na lodowym pustkowiu.

Ravna prześlizgiwała się wzrokiem po twarzach zgromadzonych magów. Na ogół unikała Przebudzonych. Czuła się przy nich źle i obco. A teraz... czuła nadchodzącą zmianę, jakby jakiś fragment jej życia dobiegł końca i zaczął się nowy.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 29-01-2009 o 11:45.
Asenat jest offline