Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2009, 15:12   #125
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Chłodne powietrze orzeźwiło zmęczone zmysły. Zmierzchało, kiedy Staszek wyszedł na podwórze. Które teraz przywodziło obraz pożogi i zniszczenia. A więc w taki sposób gospodarstwa stają się „zapuszczone i zdziadziałe”? Równe rzędy kolorowych doniczek z kwiatkami, były teraz porozbijane i porozrzucane w koło. Drzwi były mocno uszkodzone, trawnik zniszczony. A Burek opłakiwał swą kompletnie zniszczoną budę. Szkoda psa…

Powiadają że rozwiązania siłowe są prymitywne. Powiadają że do niczego nie prowadzą. Łże gadanie pseudo wyintelektualizowanych teoretyków sztuki. Ból, cierpienie, poświęcenie i ekspresja była jedną z najbardziej pierwotnych dróg do wyzwolenia. To też Staszek poczuł wyraźną ulgę. Ba! dumę, gdy powiedział Staremu samą prawdę. I ból w ramieniu nijak nie przeszkadzał mu w tej najwłaściwszej ocenie sytuacji.

Tak samo tylko trochę przeszkadzało mu owe ramie, w wyciągnięciu papierosa i zapaleniu. Gryzący dym irytował go i pobudzał. Ale i od wielu lat ułatwiał spojrzenie za zasłonę. Czuł jak duchy ciągnęły do tego dymu i emocji które wyzwalały się wraz z nim. Tak i teraz rozkoszował się dymem i pozwalał aby uchodził w pustkę. Rozprężał się w nicość, stając się efemerycznym nośnikiem emocji.

- Przestał byś kurzyć. – głos Starki wyrwał go z zamyślania. Znów powrócił do pełni percepcji otoczenia.
- Co te psy tak ujadają?
Faktycznie. Słychać było ujadanie i warczenie wszystkich psów trzymanych koło gospodarstwa. Wyraźnie zaalarmowany, ruszył szybkim krokiem w koło domu.
- Cicho! Głupie. Czemuście znowu ujadacie? Przecie nikogo nie ma! – Ruta próbowała uspokoić psy. Największy z psów. Wojak zerwał się z łańcucha, na który był wiązany bo zdarzało się że był ostry dla obcych. Psisko podskoczyło i poczęło ujadać w pustkę. Wyprostował się Kaukaz. Ogon uniósł i łeb zadarł wysoko. Głośne szczekanie słychać było w całym obejściu. I tak jak stał zerwał się i pognał w pole.
- No czemuś nie łapał?- zapytała Ruta z wyrzutem. Po czym nie czekając rzuciła się w ślad za goniącym psem. A słychać było tylko nawoływanie do powrotu i Augustynę, która rzuciła się w ślad za starszą z kobiet.

Staszek stał jak zahipnotyzowany. Całe zdarzenie napełniało go dziwną obawą. Odwrócił się w stronę chałupy, by dostrzec Bohatyrewicza, który stojąc w progu przyglądał się całej sytuacji. Wystarczy. Z mocnym postanowieniem ruszył za dom. A dalej niewielką ścieżką prowadzącą w stronę Góry. Nikt nie krzyknął ani nie pobiegł za nim.

Idąc szybkim krokiem, wyczuwał energię ziemi po której stąpał. Czuł dziwne wzburzenie i lęk. A także rękawicę, która słabła z każdym metrem w jakim przybliżała się w stronę Góry. Wyciągnął kolejnego papierosa. Poczym machinalnie wciągnął w usta dym. Poczym wypuścił mącąc czyste powietrze. Powtórzył tak parę razy, by stworzyć opar otaczający jego twarz. Siłą woli skupił się na szarym obrazie widniejącym po drugiej stronie. Odległej twarzy i jakimś kształtom które pojawiały się i znikały w polu ścieżki która to… znikała tuż przed Staszkiem. Który wyciągnął ręce chcąc uchwycić kształt. I choć trafił w pustkę, to z wysiłkiem ujął niewidoczny kształt. Mięśnie zagrały i szary obraz otoczenia pękł. Ciężki dym doleciał do nozdrzy Staszka. Który nie czekając rzucił się w wyrwę rzeczywistości. I zniknął.

Otaczający świat począł dotykać Staszka setkami zmysłów niedostępnych dla osób stąpających po Matce Ziemi. Poczuł lęk, strach, wyobcowanie. W mgnieniu oka odczuł powagę sytuacji. Przed nim widniała Góra. Cała porośnięta drzewami, krzewami, wszelaką roślinnością, pośród której próżno było szukać ścieżki czy drogi. Była jedynie dzicz. W niej jednak nie było zieleni. Całość przykryta była popiołem. Drobnym pyłem układającym się w całun. Całun Góry Popiołów. Z dalekiego wzgórza promieniowała uwodzicielska siła. Wspaniała potęga, która inspirowała i fascynowała. Staś odczuwał jej siłę, choć dziś wielce stłumioną. Przygaszoną.

Lecz tym co w zwykłym śmiertelniku wzbudziło by największe zdumienie, były osoby zgromadzone w koło góry. Wychodziły z za drzewa, siadały na polanie, biegły w sobie tylko znanym kierunku. Pojawiały się i znikały. Były to osoby młode i stare. Kobiety i młode dziewczyny, mężczyźni, starcy. Ktoś po lewo paradował w pysznym kontuszu. Obok niego siedziała dziewczyna w poszarpanym gieźle. Po prawo stał mężczyzna odziany w proste hajdawery i koszulę rozciągniętą na piersi. Nic nie robił sobie z krwawych dziur po wystrzałach.
- Witaj… – Staszek rozpoznał mężczyznę ze swych wizji. Był to ten sam mężczyzna który rzucił się z siekierą na żołnierzy czerwonych. A ginąc pozwolił uciec małej dziewczynce. Staszek chciał coś powiedzieć. Spytać. Albo wyrazić swój szacunek. Lecz mężczyzna uniósł tylko dłoń i oparł na piersi Staszka. Wymownie pokiwał głową przecząco. Jedno spojrzenie w stronę Góry wystarczyło.

To nie było miejsce dla niego. Wyczuwał groźbę związaną z tym miejscem. Namacalne niebezpieczeństwo. I myśl – nie powinieneś tutaj być.

***

Kiedy wracał w stronę domu, wciąż pozostawał w zawieszeniu między dwoma światami. Oczywiście stąpał po Ziemi! Lecz myślami wciąż pozostawał gdzie indziej. Kiedyś śmiał się z tego że duchy nie pozwalały mu tak łatwo odejść. W tym samym czasie starsi magowie przestrzegali go przed niebezpieczeństwem takiego stanu rzeczy. Lecz Staszek postrzegał to raczej jako gest szacunku i uznania dla istot które pozwalały mu gościć w swej domenie.

Zbliżał się do domostwa, kiedy poczuł dziwne szarpnięcie. Coś irytująco próbowało przykuć jego uwagę. Z życzliwą kurtuazją raz jeszcze spojrzał. Tuż koło jego ramienia wił się dziwny stwór. Rozmyty i nieokreślony w swym kształcie. Wietrzniak. Kołował przy nim raz po raz nęcąc spojrzenie. I kierując je w stronę domostwa. A dokładniej sporej donicy…

Tuż koło niej widać było ślady krwi. Staszek nachylił się bliżej, by dostrzec ślady butów. Jakby ktoś wszedł w kałużę krwi i pobiegł dalej. Tuż obok leżała pożółkła kartka. Na której sprawnie nakreślono koniunkcję symboli Mars – Księżyc – Ziemia. Staszek postąpił dalej i dostrzegł kawałek oderwanego i skrwawionego materiału. Tego było zbyt wiele. Wyprostował się aby rozejrzeć w okolicy. I nagle poczuł zawrót głowy.

***

Spoglądał na starą altanę. Była piękna. Cała malowana w bieli, na bazie koła. Zdobne poręcze i schody nadawały jej lekkości. Tuż obok, pod krzakiem jaśminu, siedząc bawił a się mała dziewczynka. Mówiąc wciąż do siebie, zaaferowana ubierała lalkę w szykowną suknię. Może szły razem na bal do altanki? Cały obraz był pożółkły i niejasny. Tak jakby wydarzenia te z daleka emanowały o sobie. Nagle poczuł jakiś szorstki język który przejechał po jego ręku. To Burek, przysiadł obok i tak jak on przyglądał się dziewczynce. Warczenie.

Z za drzewa wychyla się jakaś postać. Ciemno odziany mężczyzna w kapeluszu. Zdaje się obserwować dziewczynkę. Chwile upływają, a warczenie narasta. Burek ruszył bliżej mężczyzny, kiedy ten wyciągnął buteleczkę i szmatę. Nachyla się bliżej, kiedy to już nie Burek lecz piękny rasowy owczarek niemiecki rzuca się na niego. Mężczyzna dostrzega psa i rzuca się w ucieczkę. W tej samej chwili dziewczyna zrywa się i z płaczem biegnie do domu wołając coś po niemiecku. Koniec.

***

Kiedy Staszek wszedł na podwórze przywitały go spojrzenia domowników. Zgromadzeni w koło wykopanego dołu w ziemi spoglądali w jego czeluść. I tak jak jeden mąż odwrócili się do Staszka. Jedna Augustyna powiedziała przez łzy:
- Burek nie żyje.

***

Była już ciemna noc. W głównej izbie wciąż paliło się lekkie światło. Godzinę temu pokój Augustyny pogrążył się w ciemnościach nocy. Spała. W pokoju obok Jej matka również pogrążona była we śnie. Jedynie Starka nie mogła zasnąć. Wierciła się z boku na bok szukając wygodnej pozycji. Bolało ją biodro. Ot starcza przypadłość.

Staszek wyczuwał to tak samo dobrze jak obecność Bohatyrewicza. Który pogrążony we własnych myślach siedział w Izbie. Wciąż nie zamienili słowa. Staszek wybrał ławkę przed domem. Lubił na niej siadać i wpatrywać się w gwiazdy.

Zwalisty kształt ułożył się naprzeciwko niego. Z wyraźnym sapnięciem Wojak opadł i począł wpatrywać się w Staszka. Zabawnie to wyglądało kiedy kolejny pies – Kaja – ułożył się na prawo od Wojaka. Zaraz za nią Sonia, a między nimi młode szczenię, które od paru dni mieszkało z nimi, a nie w schronisku. Widząc małą mordkę, krzywe nóżki i cały bok wyliniały od grzybicy
Augustyna zlitowała się nad małym stworzeniem. Zabawnie było patrzeć jak wszystkie cztery ułożyły się i poczęły wpatrywać się w Staszka. Wyczekująco, niemal namolnie i zdecydowanie zbyt świadomie.
Wiedziony instynktem, raz jeszcze tego dnia raz jeszcze spojrzał w świat duchów. I ujrzał…

Zamiast suczki Kai stała szczupła nastolatka w pięknym półkontuszu i zielonej sukni, z sobolowym kołpaku na miedzianych włosach zaplecionych w warkocze, ze strzelbą na ptaki na ramieniu. Skinęła z uśmiechem, w geście powitania. Pokraczny kundelek z grzybicą okazał się równie pokręconą, małą istotą o sprytnych, rozbieganych oczach, długich, powęźlonych palcach - przywodził wspomnienie ducha drzewa. Zamiast Wojaka stał obszarpaniec w mundurze Wehrmachtu, z paskudną oparzeliną na policzku. Zamiast Soni - czerwonooka paskuda, wypisz wymaluj wyjęta ze staropolskiej bajki o strzydze.
Cała ferajna spoglądała w baczeniu na Staszka, choć wyraźnie zdawali się odczuwać ulgę, widząc że Werbena właściwie zwrócił na nich uwagę.
- Witaj Stanisławie. Jam jest Adelajda. – odezwała się dziewczyna. Po chwili pomiarkowała i przedstawiła kolejno:
- Jurgen, Sękacz i Strzyga.
- Miło mi. Staszek jestem.

Z pewną obawą spoglądał na duchy. Z jednej strony nie powinien być tak bardzo zdziwiony, z drugiej jednak – żyć pod jednym dachem z duchami i nic o tym nie wiedzieć?
- Burek był waszym przyjacielem? Jednym z was?
Jurgen przytaknął, nie komentując szerzej. Trudno było doszukiwać się zgoła ludzkiej reakcji. To oczywiste.
- Wyczuwam że coś się zbliża. Chyba ma to związek z koniunkcją trzech ciał niebieskich. Orientujecie się o co chodzi? Mam wrażenie że sam powinienem się tym przejąć.
Słaby żart został zignorowany. Duchy spojrzały po sobie, poczym odezwała się Adelajda.
- Zbliża się koniunkcja…
- Boimy się
–wycharczała Strzyga.
- Bardzo.
- Tak.
- To czas kiedy kajdany nakładane na duchy opadają. Wtedy przychodzą. Część duchów przenika do świata ludzi. A nierozważni ludzie do świata duchów.
- Bywa.
- Noo.
- Rękawica może wtedy pęknąć.
- Ale tak bywa.
- ciągle wtórowała Strzyga.
- Wtedy też Stary mag pójdzie na górę i obudzi Panią.
- Odważny! Taaaa! Odważny! Bardzo! Dobrze! Dobrze. Dobrze!
- A co z dziewczynami? Coś im zagraża? Mam dziwne wrażenie…
– próbował pytać Staszek. Duchy wyraźnie przestraszyły się czegoś. Adelajda spochmurniała.
- Tego się boimy. Że przyjdzie czarownik i ją zabije. Augustynę.
- Już przyszedł. Ale Burek ją obronił.
- Tak.
- A co się stanie gdy nadejdzie koniunkcja.
- Nie wiemy. Ale czarownik rośnie w siłę. Boimy się. Nie wiem czy zdołamy ją obronić.


Zapadłą niezręczna cisza. Strzyga poczęła wiercić swymi pazurami w ziemię, spuszczając wzrok jak podlotek. Jurgen podrapał się po głowie i wzruszył ramionami. Jeden Sękacz zaczął coś dyszeć, sapać i pokrzykiwać.
– Mówi że zapach czarownika był taki jak wtedy. Kiedy przyszedł zabić matkę Starej.
Więc to był ten owczarek niemiecki? Staszek próbował sobie wyobrazić Strzygę jako wspaniałego rasowego psa.
- Musisz nam pomóc. Znajdź czarownika.
- I zabij! Zabij! Zabij!
- Kiedy nastąpi koniunkcja?
- Za pięć dni.


***
- Masz coś jeszcze?
- Coś.

Staszek usiadł koło Bohatyrewicza. Przed starszym magiem stała szklanka i na wpół opróżniona butelka wódki. Chwilę trwało milczenie.
- Napijemy się?
- Czemu nie.
- Mam nadzieję że za bardzo nie dostałeś. Z nosem już lepiej?
- Nos? Nie. Nic się nie stało. Że też miałeś odwagę. Kurcze, nie powiem. Prawie zaimponowałeś mi.
- Bohatyrewicz spojrzał jakoś dziwnie na Staszka. Z szacunkiem i uznaniem? – Nie miałeś szans, a rzuciłeś się na starszego i silniejszego!
- Grzegorz…
- A co? Może jednak na coś się nadasz. Góra potrzebuje takich jak ty. Może, może…
- Ale zbliża się koniunkcja. Prawda? Masz jakieś plany?
- Lepiej trzymaj się od tego z dala.
- Jasne. Ale powiedzieć możesz . O co chodzi?
- Planuje obudzić Panią Popiołów. Tak aby ze Ślęży znów popłynęła moc.
- Świetnie. A nie sądzisz że wspólnie…
- Nie. Dam sobie radę.

Zapadło milczenie. Przerwane nalewaniem wódki i szybkim opróżnieniem szklanic. Po chwili Bohatyrewicz się odezwał.
- Po wojnie tylko ja tu zjechałem. Nie było rzadnego werbeny. Rozumiesz? Nikogo. I nikt poza mną tu się nie pofatygował. A Ślęża… Kiedyś była potęznym miejscem. Były tutaj trzy węzły. Trzy święte miejsca.
Dom nad Ruczajem – tutaj teraz siedzimy. To była siedziba kapłanek Bogini. Zawsze towarzyszył im jeden z nas, który był strażnikiem, obrońcą i ojcem następnego pokolenia. Jako jedyne przetrwało, bo dopóki żyją kobiety i nie została zerwana nić następujących po sobie pokoleń, węzeł będzie żywy. Kiedyś było ich więcej - teraz został jeden ród.
Kolejny to Dom nad Otchłanią - po drugiej stronie góry. Zniszczony przez hitlerowców. Mieli ze sobą magów, zniszczyli to miejsce jako pierwsze. To była siedziba wojowników. To straszne miejsce, pełne mściwych duchów zabitych magów.
I w końcu Dom ponad Mgłami - na szczycie góry. Najważniejsze miejsce. Miejsce pielgrzymek i siedziba Bogini, Niedźwiedzicy, Pani Popiołów, czy jakie tam miała jeszcze imiona. Tam rozegrała się najgorsza scena. Magowie którzy przyszli z polecenia Nephandi, a tak po prawdzie hitlerowcy zabili werbeny, a Paną schwytali i uwięzili. Ale nie starczyło im sił aby ją pokonać. Zdołali jedynie spętać i uśpić.
- mężczyzna pociągnął znów wódki. - planuje w noc koniunkcji wykorzystać osłabienie więzów i obudzić boginię.
- Ale to nie koniec…
- Ale to nie koniec. Tak. Bo ja zginę wtedy.
- Grzegorz…
- Kurwa, nie przerywaj. Zginę, a ty masz mnie zastąpić. Rozumiesz? Koniec mazania. Trza dorosnąć Stachu. Beata da ci wszystkie rękopisy, wtedy wszystkiego się dowiesz. Ale nie możesz iść ze mną na górę. Trzymaj się jak najdalej od Ślęży. Kobietom nic nie zagrozi podczas twojej nieobecności. Wtedy… pojawią się inni.
- To znaczy co za inni?
- Tak, inni Werbena. Nawet twoi. Znajomi. Przyjdą, bo uwierzą w kłamstwo kultystów. Ale czy nam osądzać Kult? To zawsze były żmije... Ale żmije, które kłamią dla naszego dobra, które plują jadem na naszych wrogów i giną deptane ich butami, to nasze żmije. Pamiętaj o tym. Ceń przyjaźń Kultu. I zadbaj, aby spłacić im każdy zaciągnięty dług. A na marginesie, Arletta mnie obsobaczyła, że jestem skurwysynem i cię męczę za bardzo i masz koszmary? Męczę cię?
- Nie, kurwa.
- No. Ale jest inny problem. Augustyna. Jak ona zginie to… wszystkie węzły na Ślęży będzie można potłuc o kand dupy. Rozumiesz? Bez niej węzeł zginie. A Ruta nie może mieć już dzieci. A tymczasem jest skurwiel który chce zabić Augustynę. Podczas poprzedniej koniunkcji jakiś czarownik , usiłował zabić matkę Beaty, wówczas małą dziewczynkę. Przepędził go jeden z duchów, które strzegą Domu nad Ruczajem - imię tego ducha to Wierzbowa Witka. Podczas poprzedniej koniunkcji Bogini nie spała, i jej mocy nie tłumiły biesy, które hitlerowcy przywiązali do szczytu Ślęży, dlatego duchy-strażnicy gospodarstwa byli silni. Wtedy Witka pogonił kota czarownikowi. Dzisiaj Witka musiał zginąć, żeby odpędzić wroga.

Starzec chwycił mocno rękę Staszka, potrząsnął nim i spojrzał w oczy.
- Musisz zajebać skurwysyna.
Usłyszeli kroki i do pomieszczenia weszła młoda dziewczyna. Zaspane oczy i niepewny chód skierował ją w stronę lodówki. Otworzyła i machinalnie wyciągnęła mleko.Dopiero wtedy zorientowała się że nie jest sama.
- Nie śpicie?
- Nie maleńka. Tak sobie z wujkiem gadamy z wieczora.
– Bohatyrewicz uśmiechnął się pogodnie w stronę Augustyny. Ta coś odpowiedziała pod nosem, po czym ruszyła w drogę powrotną do łóżka.
- Chwile. – Staszek spojrzał uważniej na Starszego – To ja mam jej zrobić dziecko? Augustynie?
- No co? Przecież udowodniłeś że potrafisz.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.

Ostatnio edytowane przez Junior : 29-01-2009 o 22:40.
Junior jest offline