Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2009, 18:14   #24
wojto16
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
-Owszem podzielam zdanie lekko zapitego kompana i reszty ekipy. Gdybyśmy ruszyli z miejsca niewyspani i nieprzygotowani nasza misją skazana byłaby na przegraną co spowodowało by niechybna śmierć, więc mój drogi zakuty panie, będziesz musiał podzielić nasze zdanie i ruszyć z nami do karczmy, chyba że śluby zabraniają więc niedaleko znajdzie się zapewne jakaś kapliczka do modłów byś mógł spędzić czas na kontemplacji.

- Jak śmiesz drwić sobie z obyczajów mej szlachetnej profesji, z której żaden z was, włóczędzy, nie godzien był nawet zdrapywać końskiego gówna. Skoro chcecie leźć do karczmy i upić się do przytomności miast zło wielkie mieczem na potępienie wieczne wystawić to proszę bardzo. Nie będę wam jednak towarzyszył w tym hulackim procederze ani nie będę marnotrawił czasu na zbędne modły. Po prostu sam pójdę i bestii żywoty ukrócę – odrzekł uroczystym tonem rycerz.
- Podejrzewam, że orkowie prędzej cię o głowę ukrócą niż ty ukrócisz ich życia. Nie powstrzymuję cię. Możesz iść i spróbować szczęścia. Zawsze mniej roboty dla nas. No i mamy jeszcze jednego przewodnika w rezerwie – odpowiedział Garret nie siląc się na uroczysty ton.
- Myślisz, że się przestraszę i ucieknę, ale mylisz się. Praworządność i czystość przegnają zło z tych ziem. Tak przysięgam wszem i wobec. I z tym drugim przewodnikiem to życzę wam szczęście – dokończył uśmiechając się tajemniczo.
Nie zwlekając Lancelot opuścił kompanię kierując się ku stajniom. Determinacja na jego twarzy świadczyła o tym, że wcale nie żartował co do swoich zamiarów. Reszta drużyny spojrzała na niego z lekkim politowaniem i ruszyła za Vorenusem, który skomentował to wszystko słowami „pieprzona dziewica” nie tłumacząc jak dziewica mogła przetrwać w tej wiosce.

Gdyby nie fakt, że po drugiej stronie izby stała lada, a za ladą gruby karczmarz ciężko byłoby wziąć ten gmach za karczmę. Gdyby nie walające się tu i tam kawałki połamanych stolików oraz krzeseł można byłoby pomyśleć, że trafiło się do jakiejś podrzędnej elfiej knajpy, w której wszyscy siedzą na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i w takiej pozycji konsumują zamówione dania. Tak samo tutaj większość klientów siedziała na podłodze pijąc piwo i podśpiewując sprośne piosenki. Za taki stan rzeczy było odpowiedzialnych kilku ostatnich gości, którzy połamali wszystkie wolne miejsca w trakcie zażartej bójki, a właściciel nie miał pieniędzy na nowe meble. By zaradzić takim incydentom w przyszłości utworzył specjalny, wolny kąt zwany „Wmordodajnią” gdzie nadto energiczni klienci mogli twórczo i bez ograniczeń wykazywać swoje największe talenty.
Nasi bohaterowie usiedli blisko kominka. Kominka, w którym nikt nie palił od półwieku, ale wesołej kompanii to wcale nie przeszkadzało. Na zewnątrz było bardzo ciepło.
Vorenus, nie marnując czasu na czczą gadaninę, podszedł do lady i powrócił z kilkoma pełnymi, pienistymi kuflami. Rozdał je wszystkim siedzącym, a następnie sam przysiadł na podłodze.
- Za wasze zdrowie i powodzenie na misji – podniósł kufel i opróżnił go nie odrywając ust. Reszta drużyny poszła za jego przykładem.
- Gorzkie jak cholera – stwierdził – i ciepłe na dodatek. Czy oni do tych trunków sikają przed podaniem czy jak? Ale nie wnikajmy w szczegóły. Liczy się piwo, którym w żadnej postaci pogardzać nie można. Pochodzę z rodziny Piwowarów. O warzeniu piwa i jego degustacji wiem tyle co burmistrz o wpływie chędożenia na rozwój społeczeństwa. Czyli stosunkowo dużo. No, ale pozostawmy historię filozofom, a filozofię historykom czy jak to tam leciało. Skupmy się na miłej i wspólnej degustacji. Karczmarzu! Jeszcze jedną kolejkę poproszę.

- O szesz w morde. Chyba troszeczkę przehlo… przeholw… pszeszadziliszmy – uznał Vorenus po jakimś czasie. Gdyby nasi bohaterowie byli trzeźwi z pewnością, by pokiwali głowami na znak zgody. Teraz nawet kiwanie głową było dla nich prawdziwym wysiłkiem.
- Wcale nie! Nie godzę się – odpowiedział Garret niewyraźnie. Reszta kompanii nie prezentowała się dużo okazalej. Hughes Vetinari drzemał, Aiden przytulił się do Tirga patrzącego gdzieś w przestrzeń za oknem i nie zwracającym uwagi na to co się wokół niego działo, Vladimir wraz z Rufusem śpiewali razem z grupą pijaków piosenkę o szybkim przemijaniu w odniesieniu do alkoholu. Ith’ilian i Markus jako jedyni zachowali jako taką trzeźwość umysły choć też kiwali się na boki i wszystko dla nich wyglądało strasznie niewyraźnie.
- Nie ma co się sprzeczać. Panowie, kończmy to już nim przeszadzimy i przejdziemy się na te orki.
Nagle do karczmy wbiegł jakiś wieśniak krzycząc wniebogłosy:
- Orkowie, orkowie są w wiosce!
W tym momencie padł na ziemię wraz z włócznią sterczącą z jego pleców i wychodzącej z jego brzucha.
- I dobrze takiemu. Spać ludziom nie daje – rzekł jeden z właśnie przebudzonych pijaków. Vetinari, już przebudzony, schował głowę pod jeden z nielicznych stojących jeszcze stołów i wydał z siebie serię charczących odgłosów po czym stojący przy tym stole poczuli dziwną wilgoć na stopach.
Garret przez chwilę siedział wciąż powoli i ospale analizując świeżo nabyte informacje. Wreszcie podniósł się, chwycił swój miecz i wyszedł na środek izby.
- Tym oto orężem wytępię wszelkie plugastwo, które naszło wasze ziemie. Pójdę zaraz i tym orkom pokażę jak bolesne może być starcie z tym orężem.
Odwrócił się w stronę drzwi i chwiejnym krokiem wyszedł na zewnątrz.
Jeden z pijaków zwrócił się do karczmarza:
- Karczmarzu, dlaczego ten krzykacz wziął miotłę i powiedział, że nią wytępi orków?
- Nie wiem. Dziwni ci najemnicy. Ale odwagi mu nie brakuje. To mu trzeba przyznać. Ja biorę jego miecz. Będzie się efektownie prezentował na szyldzie.

Sześciu zielonoskórych uzbrojonych we włócznie i topory stało pośrodku ulicy przyglądając się biegającym dookoła ludziom.
- Czego oni się tak boją? – powiedział jeden z nich w swym ojczystym języku.
- Nie wiem. Może mają jakiś festyn i stąd cała ta krzątanina? – powiedział drugi kończąc dłubanie włócznią w zębach. Nie widząc w niej dalszego użytecznego zastosowania odrzucił ją na bok trafiając przez przypadek wieśniaka wbiegającego do karczmy – Przepraszam. Nieważne. Musimy znaleźć tego człowieka i się wynosimy.
- Zaraz, czy to nie ten ? – zapytał się trzeci wskazując jasnowłosego mężczyznę z miotłą właśnie opuszczającego karczmę.
- Tak, opis się zgadza. Chociaż zawsze nosi ze sobą miecz, a nie miotłę. Może po latach obcowania z mieczem zapragnął lekkiego zróżnicowania? Tak było z moją żoną. Od lat jeździliśmy na jednej pozycji aż wreszcie zażądała większego zróżnicowania i…
- Przestań pieprzyć, Gwuhr.
- Nie mogę. Żona nie pozwala.
- Chodziło mi o to żebyś był cicho. Ten człowiek coś chyba do nas mówi.
- A co takiego?
- Nie wiem. Nie znam ludzkiego. Wydaje mi się, że nas wita okraszając nas różnymi pochlebstwami.

- Dobądź broni, zielenino zasrana, i stań ze mną w szranki. Co, boicie się psie syny, impotenci, przez pijanego osła i zdychającą krowę poczęci?
 
wojto16 jest offline