Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2009, 22:16   #25
Fenix
Banned
 
Reputacja: 1 Fenix nie jest za bardzo znany
Wsiadł do auta i od razu włączył odtwarzacz cd. Czerwony, jak wsiąkająca w opatrunek krew, ekranik zaświecił się włączając od razu piosenkę. „Highway to hell”. Z jakiegoś powodu po plecach Ledera przeszedł bardzo nieprzyjemny dreszcz. Czuł jakby ktoś mu się przyglądał. Zerknął w lusterko i nie zobaczył nikogo. ”Ech, zaczynam się czuć jak paranoik.” Złapał za kierownicę i przekręcił w stacyjce kluczyk. Silnik zawarczał dobrze znanym mu dźwiękiem. Ręce mu się trzęsły, a oczy same zamykały, nie spał dobrze. Rozcięta o szkło skóra szczypała.
”Co za chujnia…”, nie mógł pomyśleć nic innego, po prostu czuł się fatalnie.

Po drodze wjechał do McDrive’a, wiedział, że Sara urwałaby mu łeb, gdyby się dowiedziała co zamierzał zjeść na śniadanie. Zamówił mocną kawę i jakąś kanapkę. Zjadł i wypił po drodze. Gdy kawa zaczęła działać zaczął się zastanawiać nad tym wszystkim co spotkało go w przeciągu ostatnich dni. Najpierw tamta feralna sprawa. Potem raport. A teraz? Nie wiedział, że może być gorzej, a jednak na to wyglądało. Może to wszystko przez stres, zastanawiał się coraz częściej łapiąc się na tym, by pójść do policyjnego psychologa. W końcu, taka praca może być bardzo stresująca. Ale dlaczego miał taki koszmar? Jakaś zjawa… Mówiła o jego ojcu, siostrze. Przecież nie miał żadnego rodzeństwa! Był jedynakiem. Zresztą, to był tylko sen. Efekt jedzenia późnej kolacji i nerwów. Nikt nie mógł wejść na ten parapet bez odpowiedniego osprzętu, a i wtedy nie utrzymałby się na nim z taką łatwością.

- Ech… - westchnął cicho zjeżdżając z głównej drogi i kierując się bezpośrednio na komisariat główny. Miał jeszcze trochę czasu, więc zwolnił. Wsłuchując się w muzykę wracał do dzisiejszego poranka. Nigdy nie lunatykował, znaczy, może jak był mały, to zdarzało mu się wyjść z łóżka i obudzić się na fotelu w salonie, ale przecież dzieciaki tak mają, od tamtego czasu nigdy… Był tym bardzo zaniepokojony. Nawet nie chodziło o to, że zrobił sobie krzywdę, ale bardziej martwił się o Sarę. Tak bardzo nie chciał jej martwić, pragnął by była szczęśliwa. Wiele razy też rozmyślał, by zmienić pracę, ale w niczym innym tak naprawdę nie był dobry. Może i mógł przejść tylko do wydziału papierkowej roboty, ale… To nie było to. Zdecydował, że przynajmniej na razie, zachowa to wszystko dla siebie. Nie chciał by Sara się niepokoiła.

Wreszcie podjechał pod komisariat i z duszą na ramieniu wszedł do środka kierując się od razu do gabinetu szefa policji. Gdy był już przed drzwiami odetchnął głęboko i wszedł do środka. Gabinet był dość ładny, przestronny. Za biurkiem siedział „szef wszystkich szefów”. Jak to utarło się mówić na jego komisariacie. Był w randze pułkownika, więc Leder wiedział, że nie warto się z nim sprzeczać w jakiejkolwiek sprawie.
- Muszę przyznać, ze kapitan Kętrzyński zrobił mnie trochę na szaro, ale... To nieistotne. Osobiście wolałbym, aby był pan poza służbą, ale... Jak widzę jest pan na urlopie. W lipcu, grypa…
- Ale o co w ogóle chodzi, co to... – Leder naprawdę już był zszokowany. Nie miał pojęcia co się dzieje dookoła, po co tu jest, o co chodzi. Zacisnął pięści i tylko swojemu opanowaniu zawdzięczał to, że nie rzucił się na tego buca i nie zatłukł go na śmierć.
- Panie Leder, propozycja jest następująca: Mogę Pana przenieść do komisariatu 3, albo może Pan zostać tam gdzie Pan jest teraz. – Pułkownik rozsiadł się wygodniej w fotelu i z dziwnym uśmieszkiem czekał. Will gdyby tylko mógł to starł by mu ten uśmieszek.
- Dobrze, ale chce wiedzieć o co tu chodzi. Bo wiem, że nie chodzi o żaden bzdurny raport, którego nawet nikt nie czytał.
- Raport, ktoś czytał... – szef uśmiechnął się szerzej - Choć oczywiście był to tylko pretekst... Nie wiem ile będzie chciał Panu powiedzieć przyszły przełożony, więc myślę, ze będzie lepiej jeżeli panowie porozmawiają sobie sami... Co Pan na to?
- Nie podoba mi się to, ale widzę, że nie mam zbyt wielkiego wyboru... To... Rozumiem, że mój urlop właśnie dobiegł końca?
- Nie... Nie ma Pan co do tego wyboru. Myślałem o rozmowie tutaj i teraz. O urlopie nie chce decydować... Zresztą dziś jest pan na „zwolnieniu lekarskim”. Jak widzę… Prawda?
- Tak, oczywiście. - kaszlnął teatralnie. - Dobrze. Rozmowa tu i teraz. Dowiem się chociaż kim będzie mój nowy szef?

- Markus Stein, major. Dowódca komisariatu 3. – Will nie usłyszał kompletnie niczego. Stał tak zdziwiony, gdy przed jego oczyma po prostu „pojawił się” major Stein… Który wyglądał może na dwadzieścia lat, do tego jego strój… Wyraźnie świadczył, że ma nie po kolei w głowie.
"To chyba jakiś żart...."
- Wilhelm Leder. Ponoć nowy podwładny. – włożył w te słowa tyle jadu i sarkazmu ile tylko mógł. Jednak na jego rozmówcy nie zrobiło to wrażenia.
- Tylko jeżeli będziesz chciał przenieść się do mojej jednostki... Może powinienem wystąpić w mundurku, ale wracam z imprezy... - Dziwny uśmiech cały czas plątał się po jego twarzy, ale głos pozostawał spokojny, w dziwny sposób miękki, jakby mówił z większej odległości niż metr.
- Ta, jakbym miał jakieś wyjście... - westchnął - O co w tym wszystkim chodzi, jaki był właściwie cel, jeśli chcieliście mnie w trojce wystarczyło powiedzieć, po co ta cala afera z raportem. Nie rozumiem tego.
- Masz wyjście. Możesz się nie zgodzić. Wtedy wszystko zostanie cofnięte, wykreślone z akt i tyle. O zawieszenie wnioskowałem ja na podstawie raportu jaki uzupełniłeś Kurtowi. Tyle, że przekroczyłem uprawnienia wnioskując o Twoje zawieszenie. Więc sprawa nie ma mocy prawnej.
- Powiedz mi coś czego nie wiem. O co w tym wszystkim chodzi. – Widać było, że Markus się waha, jakby zastanawiając się co może powiedzieć.
- Powiedzmy, że z pewnych względów chcę mieć ciebie w Trójce, pomimo tego, że oblałeś mój egzamin...
- Jaki znów egzamin. Ech. Powiedz mi po prostu co to za gierki... Już mnie nic nie zdziwi. - Był zły, ale w pewnym stopniu zainteresowany. Choć gdy patrzył na swego przyszłego szefa miał go juz dość na starcie. Miał zamiar przyjąć tą propozycję. - Po prostu chce wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Zgadzam się, na przeniesienie. Tylko…
- Tylko?
- Co to był za egzamin. Po co to wszystko? Czy ta strzelanina tam była naprawdę czy to kolejna sztuczka. Chce odpowiedzi. To była jakaś gra?
- Nie. To nie była gra... Tam miały miejsce pewne zdarzenia, które pozostawiły takie, a nie inne ślady. Kurt podsunął Ci większość informacji jakie... były prawdą. Ty miałeś tylko przeanalizować fakty i wyciągnąć wnioski. Niezależnie jakie byś wyciągnął - oblałbyś, ponieważ tą sprawę mógł poprawnie rozwiązać tylko ktoś z trójki i to dobry. Byłem ciekaw na ile przypominasz swojego ojca. – w Wilhelmie aż się zagotowało. Od tylu lat nikt nie wspominał o jego ojcu, a teraz ten koleś, zjawa… Co się kurwa dzieje! To jego ojciec pracował w policji? W Essen? Nie w to kurwa nie uwierzy.
- Mojego ojca? Teraz to już przesadziłeś, mój ojciec nie był policjantem, zresztą, prawie go nie znam.
- A kim był twój ojciec? Wiesz czym się zajmował? – tutaj go zagiął. Właściwie nie wiedział o nim nic.
- Dobra. Uznajmy że wierzę w te wszystkie bajki. Że znasz mego ojca, że był on policjantem, pracował w Trójce cokolwiek. No i powiedzmy, że się zgadzam na te przeniesienie. Co teraz?
- Tracę czas. - Jego głos w ogóle się nie zmienił. - Nie powiedziałem, że twój ojciec pracował w Trójce, czy, ze był policjantem... Znałem go, czasami współpracowaliśmy... Jeżeli chcesz się przenieść do Trójki, droga wolna. Ale pomyśl nad tym. Bo dostaniesz najgorszego szefa jakiego można dostać. Najpierw zobaczymy co da się wyciągnąć z Twojego organizmu, a potem może dowiesz się czym tak naprawdę zajmuje się komisariat nr Trzy. – Will już dawno się zgodził w myślach, by się przenieść, robota jak robota. A szczerze mówiąc. Miał przeczucie, że jego szef może mieć dla niego trochę więcej, niż tylko te odpowiedzi.
- Zgoda. Tylko zabiorę swoje rzeczy z poprzedniego komisariatu... A jak na razie to właśnie przechodzę ciężką grypę i wracam do domu.
- Tak, właśnie widzę... Jakbyś czegoś potrzebował, to jest mój numer... – Markus podał wizytówkę - A urlop... Nie widzę przeszkód formalnych... Zaś czy jest to dobry pomysł oceń sam... Czasami szkło bardzo dziwnie się rozsypuje... –Major Stein wstał i wyszedł. Will stał jeszcze tak przez chwilę aż wreszcie spytał pułkownika
- To już wszystko? Jeśli tak to zegnam. I cieszę się, że sprawa została załatwiona.
- Tak. Wszystko. Zastanów się trzy razy czy tego chcesz. On cholernie dba o swoich ludzi, ale... to jest najmniej bezpieczna jednostka w całym Essen. Wykreśliłem już całą sprawę z akt... A major Stein znów dostanie upomnienie...
Ruszył do drzwi i zanim wyszedł z gabinetu usłyszał jeszcze przytłumione: Miłego chorowania.
- Co za buce. – wzniósł oczy do nieba i pokręcił głową. Westchnął znów i wsiadł do auta, czas wracać do domu.
 

Ostatnio edytowane przez Fenix : 29-01-2009 o 22:19. Powód: A łyżka na to niemożliwe.
Fenix jest offline