Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2009, 14:16   #7
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Robert wstał zmieszany, poprawił pistolet za paskiem, przetarł okulary rękawem.

-Że też o tym zapomniałem.

Tymczasem Jon spojrzał z komiczna miną na Amaryllis, wskazał na nią palcem i odsunął się gwałtownie.

-Ej, ludzie, zabierzcie odemnie to-małe-irytujące-coś-au-moja-noga-argh. Już? Dobra. Po prawej znajdują się pokoje Rady Fundacji, wypasione apartamenty z niezależnym Paradygmatem i projektem wymagającym formatowania podstaw dziedziny. Aby dostać taki przywilej trzeba mieć cholerne chody i zaciągnąć się do Rady jako ekspert od śmierdzących skarpetek. Środkowe drzwi to chyba najlepsze co może być, biblioteka, sala narad i wiecznie zamknięta na cztery spusty lecznica. Na prawo zwykłe pokoje i kuchnia.

Gustaw założył ręce i czekał na reakcje starszych magów. Ta nastąpiła szybko, Mistrz Robert powolnym krokiem udał się ku lewym drzwiom, niczym dżentelmen dawnych lat, szedł powoli, ręce trzymając z tyłu. Okute żelazem drzwi zaskrzypiały lekko, Robert, Gustaw, nowi magowie oraz kończący ekipę Abraham dotarli korytarzem. Jeszcze przez kilka chwil dało się słyszeć delikatną melodię Grigorija który został tak gdzie był, nie przejmował się ugoszczeniem nikogo.
Wrażenie za drzwiami było fenomenalne, długi, wygięty niczym łuk korytarz jaśniał. Zapach popiołu i świeżo ściętego świerku mieszał się w oszałamiającą woń. Kończyły go drewniane drzwi, na zewnętrznej, kamiennej ścianie łuku osadzone były drzwi, pełno drzwi. Nawet przy najlepszych chęciach nikomu nie dało się ich policzyć. Nie wydawało się ich znowu tak dużo, lecz było coś w tym takiego obcego i majestatycznego. O kamień podłogę biły promyki światła z drugiej ściany. Cała oszklona kryła za sobą niebo, sunące z wolna błękitne obłoki i gdzie niegdzie wzlatujące ptaki. Jakby Dziedzina była zwieszona w chmurach. Ze względu na powolne tępo Mistrza Roberta, Jon miał czas mówić. Ten człowiek chyba uwielbiał prowadzć monologi.

-Pokój przysługuje każdemu. Lecz żywność trzeba samemu dawać, Aureliusz źle patrzy na stwarzanie jej. Poza tym są tutaj dość spartańskie warunki.

Gustaw wyjął mosiężny kluczyk i wskoczył do jednego z pokoi spanikowany.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków – Pokoje Zwyczajne

Zwyczajny, dostępny każdemu pokój nie zachwycał. Nawet gorzej – nie wydawał się wcale miłym lokum. Dwa pomieszczenia, kamienna aczkolwiek ciepła podłoga, ściany obite drewnem i szklany sufit ukazujący niebo. Ułożone z prostych beli łóżko pięło się dumne obok biurka, krzesła, jedynej wtyczki z prądem oraz potężna, rzeźbiona szafa przy przeciwległej ścianie. Tylko łazienka sprawiała wrażenie całkiem normalnej z białymi kafelkami i prysznicem. Ale z relaksujących kąpieli nici.
Co prawda wielu lokatorów dokonywało przeróbek to nie miały prawa być radykalne. Nikt nie burzył się podczas wylepiani pomieszczenia plakatami, ale już zamiana magycznie rzeźbionych szaf to wielka potwarz dla fundującego dziedzinę Porządku Hermesa.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Zadowolony Gustaw dotarł ostatni do kuchni dzierżąc zwykłą, gruba książkę. Rzucił zakurzone tomisko na blat i zaczął czegoś szukać w lodówce. Stojącemu nieopodal Siergiejowi rzucił się w oczy tytuł „Podstawowy interpretacji percepcji magycznej wspólnego opracowania domu Bonisagus”. Ciekawe, nawet bardzo.
Sama kuchnia była olbrzymia, architektura utrzymana została w podobnym stylu jak reszta dziedziny. Jedyny wyjątek stanowiła spora lodówka niczym ze sklepu oraz stanowiący jej centralną część szeroki stuł z kilkunastoma krzesłami. Zarówno Abraham jak i Robert usiedli przy nim pozostawiając Gustawa pośród rozmaitego sprzętu AGD. Mistrz Robert zakaszlał i rzekł.

-Usiądźcie i mówcie czy się czegoś napijecie, a Gustawto zrobi.

Faktycznie, nie minęło wiele czasu jak Gustaw uporał się ze wszystkimi zamówieniami i usiadł z brzegu wczytując się w książkę, zupełnie zostawiając resztę swoim sprawą. Aromat bardzo mocnej kawy pitej przez Roberta w mig opanowała cała kuchnię. Teraz wszyscy widzieli całościowy obraz jego i Gustawa aury, spokojnej, ciepłej, trochę ognistej, domowej. Co wrażliwsi mogli niemal zobaczyć spokojną, czerwona łunę. Abraham założył ręce za głowę i najwidoczniej postanowił trochę pomilczeć i wsłuchać się innych. Korzystając z okazji, Robert przemówił.

-Jak wiecie, porośliśmy o wsparcie. Zostało to spowodowane wzmożonym pogromem. Do tej pory stwierdziliśmy obecność trzech konwencji. Iteracja X zajmuje się głownie bezpośrednimi uderzeniami, Syndykat prowadzi z nami dość czystą walkę, nie wkraczając w zabijanie się nawzajem. Najgorsza sytuacja panuje w relacji z Nowym Światowym Porządkiem. Łącząc walkę o Paradygmat, spryt i bezpośrednie ataki są najgroźniejsi. Poza tym stwierdziliśmy w mieście obecność przynajmniej dwóch wampirów i jednej grupy wilkołaków urzędującej na granicach miasta. Nie jesteśmy sformowani w Kabały, każdy działa wspólnie tedy, kiedy wymaga tego akcji. Jeżeli planujecie coś sami od siebie to najlepiej skonsultować to kimś z Rady Fundacji, mną, Mistrzem Aureliuszem albo Jonem.

Przerwał jakby jakaś nieznana siła zatrzymała mu słowa w gardle swym pojawieniem się. Wkrótce to pozazmysłowe doświadczenie dotknęło Innę Morozow aż pobladła. Wnet do tego odczuwania dołączyli inni magowie, [Gustaw jakby rad wykorzystania książki w praktyce zaczął ją wertować. Czysta fala mocy przetoczyła się przez dziedzinę, metafizyczna siła ogarnęła wszystko. Zaraz po niej przyszły strumienie gorącego powietrza niczym tkanina przeplatane mrozem, zimnymi nićmi. Te ciepło-zimno utrzymywało się długo, a słabsze, już nie tak majestatyczne fale energii znikły do poziomu nikłej wyczuwalności. Amaryllis zrazu wyczuła niepokój swego poufałego który udzielał się także jej samej. Abraham błyskawicznie sprawdził odczyty na palmtopie i bez słowa popędził ku holu Dziedziny Białych Kruków. Za to Mistrz Robert upił łyk kawy i skomentował całe zajście flegmatycznie.

-Mamy gościa.

Szpital Moskiewski nr 3

Anna spojrzała na Samuela z pewnym pomyślunkiem i dystansem. Po telefonie nie miała już tak dobrego humoru, lecz jakby nie chcąc odbijać na nowej osobie swych żali naprała powietrza, a trzeba wiedzieć, że miała czym oddychać, i zaczęła mówić, wpierw powoli z nuta emocji potem rozpędzając się niczym mały samochodzik do zwyczajnego tonu.

-Ja żyję jakoś normalnie. Rodzice mieszkają w mieście, matka Rosjanka, ojciec Niemiec... Ehh... Ja sama żyję z giełdy ale ostatnio się mi nie przelewa. Życie. A, za alkohol dziękuje. Przez najbliższy tydzień nie mogę pić, palić i podobne, a chce się mi tak zapalić.

Wyświetlacz komputera zakomunikował powolny proces wszystkich skryptów, prócz kilku pasków ładowania trwały także stylizowane na prędkościomierze wskaźniki wydajności, a ta nie była największa. Anna poprawiła sobie włosy po raz zawiewając jakby niechcący w stronę Szamila swoje perfumy. Uśmiechnęła się rozbawiona na jakąś myśl której nie zamierała wyjawić. Niemniej uśmiech byłby piękny gdyby podczas śmiechu nie zakrywała ust dłonią.

-Z tego co słyszałam od mojego mentora to Cyryl został wrzucony na to stanowisko jako najmniej radykalny kandydat. Chyba nawet mój mentor się tym zajmował osobiście. Ale właśnie... Nie znasz jeszcze nikogo prócz mnie? Jeśli możesz jeździć na wózku to może poznałbyś Wiktorię i Grigorija w klubie. Najlepsze miejsce w całej Moskwie pomijając naszą Dziedzinę.

Mrugnęła radośnie, telefon wypal jej na ziemię. Dźwięczne echo uderzenia o posadzkę był niczym alarm dla jej jaźni, dzwonek przypominający o złych wieściach otrzymanych drogą telefoniczną. Z trudem go podniosła i wlepiła wzrok za okno.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Ciepłe i zimne powietrze po pewnym czasie minęło, także fale Kwintesencji. Robert jeszcze chwile pił kawę zanim znowu wydusił słowa.

-Najpewniej rozmawia z nim już Diakon więc ja mogę się w spokoju zając wami. Zakończyłem na naszych informacjach, tak? Obecnie próbujemy przejąć pod wpływy uniwersytety i poradzić sobie z mafią.

Gustaw bez słowa wyszedł z kuchni zabierając za sobą książkę, dopiął guzik w koszuli zamykając za sobą drzwi. Jedyny z starych magów Fundacji który został, Mistrz Robert odprowadził go wzrokiem.

-Jakieś pytania?
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 30-01-2009 o 14:18.
Johan Watherman jest offline