Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2009, 16:26   #8
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Kawa, zbawczy napój, szczególnie po nieprzespanej nocy. Ravna czuła, że powoli zaczyna myśleć na normalnych obrotach. Tymczasem Mistrz Robert wyliczał zagrożenia i...

- Poza tym stwierdziliśmy w mieście obecność przynajmniej dwóch wampirów i jednej grupy wilkołaków urzędującej na granicach miasta.


Ravna wytrzeszczyła oczy. Gorący płyn stanął jej w gardle i cofnął się gwałtownie. Dziewczyna zakrztusiła się i zaniosła kaszlem. Walcząc spazmatycznie o oddech, nie zwróciła uwagi na przelewające się przez fundację fale Kwintesencji. W końcu opanowała kaszel i otarła twarz niebieskim rękawem.

- Przepraszam. Trochę za gorąca. Walczycie ze zmiennokształtnymi?
- wyraz jej twarzy mógł świadczyć zarówno o głębokim zdziwieniu, jak i o strachu.
- Nie. Nie mamy z nimi kontaktu.
Teraz Ravna wyglądała na zaskoczoną. Dolała sobie kawy, zaraz też starła rękawem kilka kropli, które uroniła na stół. W Moskwie panowały osobliwe porządki. W rodzinnym mieście Ravny nieutrzymywanie kontaktów z miejscowymi zmiennokształtnymi uznawano za wielką i niewybaczalną gafę. Jak zresztą unikać własnego krewnego, sąsiada czy choćby dentysty? Nawet w Petersburgu, gdzie Ravna spędziła kilka lat, choć spotkania były rzadsze, to jednak obie grupy wiedziały o sobie... cokolwiek. Nie mieściło jej się w głowie, że ktoś może mieć inny pogląd na te sprawy.
- Zdążyliśmy zaobserwować pewne rzeczy, w tym lokację caernu, trzymamy się od niego z dala...
"A, a więc jednak cokolwiek". To cokolwiek to było jednak zbyt mało, aby uniknąć pomyłek. Ravna zatęskniła do Tromso, gdzie granice były wyraźnie wytyczone, i to tak dawno, że zdążyły się pokryć patyną czasu. Wzajemne relacje regulował mało skomplikowany, niezbyt sztywny ceremoniał i zwykły zdrowy rozsądek.
- Hm. To trochę... mało. I dziwi mnie, że tak mało - w głosie dziewczyny pojawiła się delikatna nuta przygany. - Pytam, bo jestem niejako na cenzurowanym, a wieści obecnie krążą bardzo szybko. Tam, skąd pochodzę, utrzymujemy z wilkołakami... - Ravna zamilkła, szukając odpowiedniego słowa. - Jesteśmy sąsiadami. Znamy się. Czasami sobie pomagamy, a czasami drzemy koty. Czasami jest między nami gniew, ale nigdy nie ma nienawiści. Chcemy utrzymać te relacje. Jeśli zrobię tutaj, w Moskwie, coś głupiego... może nie przysposobią sobie z mojej skóry bębna, a z piszczeli kołatki, bo porzucili ten zwyczaj jakieś pół tysiąclecia temu, ale będę miała kłopoty. Wszyscy moi będą mieli kłopoty.

Mistrz Robert zmierzył ją dokładnie wzrokiem, jakby zadając niewysłowione pytania. Ten grad w milczeniu trwał kilka dobrych chwil nim napił się kawy nie spuszczając kobiety z oczu. Wnet przemówił.

- Nie wiem z kim możesz mieć kontakt. Ostatni raz jak chciałem ich poprosić o pomoc to ledwo uszedłem z życiem. Nasze wilkołaki miały akurat swoje święto, jak przypuszcza Diakon, trzeba było w nim zabić kilku ludzi. Są dość dzicy i cieszymy się niezmiernie, że krążą po lasach i nie nękają zbytnio ludzi. Spory udział w tym stanie rzeczy ma technokracja. Zapewne, kiedy załatwimy bieżące sprawy to się nimi zajmiemy. Ja miewałem kontakt z wilkołakami, ale... Ale nie z tymi tutaj.

To rzuciło nowe światło na podejrzaną milkliwość Adama, gdy Ravna wypytywała go o nową grupę. Dziewczyna wbiła wzrok w blat stołu i przygryzła wargi. W ustach poczuła gorzki smak wyrzutów sumienia.
"To za mną tu przyjechał".

- A bieżące sprawy to...?
- skubnęła rękaw swetra, wyplotła z niego nitkę. Obwinęła ją nerwowym ruchem wokół palca.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 30-01-2009 o 17:00.
Asenat jest offline