Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2009, 22:10   #127
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Krzysztof Bursztyński i Jola Jawornicka

Wrocław, zakład zegarmistrzowski na ul. Więziennej, poniedziałek, 9 rano

Chris pędził biegiem przez wrocławski rynek. Wpadł w stado gołębi, wyminął zręcznie rozchichotane nastolatki, roztrącił dwóch szacownych biznesmanów dyskutujących zawzięcie w języku, który obydwaj uważali za angielski, i zdyszany wpadł w przejście prowadzące z Rynku na ulicę Więzienną.

Jola stała pod dawnym miejskim więzieniem i paliła papierosa. Jej strój odcinał się od ponurych murów barwną plamą i przyciągał spojrzenia nielicznych przechodniów.

O, jest. Jola zagasiła papierosa na nosie mosiężnego krasnoludka Więźnia.


Dlaczego do jasnej i nagłej cholery Kamil zrobił swoim uczniem tego nieudacznika? - zastanowiła się po nie wiadomo który od wczorajszego wieczora. Kamil niczego nie robił bez przyczyny. Wyprzedzał wszystkich o co najmniej trzy ruchy, a każde swoje działanie miał przygotowane w pięciu wersjach, na wypadek zajścia zdarzeń przypadkowych. Krzysiek musi być ważny.

- Przepraszam, Jola, wiesz, przez te remonty tramwaje jeżdżą, jak chcą...

Pytanie tylko, dlaczego?

- Olej tę zdzirę - zasugerowała uprzejmie Czarnopióra, wyrastając tuż za Jolą.
- Zdzira to taka, która bierze za to pieniądze - zaripostowała Gołębica zza pleców Krzyśka. - Jeśli ją zostawisz, ona umrze.
- Ona ma cię w dupie. Wykorzysta cię i zniszczy, jeśli tylko wyniesie z tego jakąkolwiek korzyść. Tworzy jakieś koszmarki i MA CIĘ W DUPIE! Nad czym się tu pochylać?
- Kamil ją kocha. Twój nauczyciel. Twój mistrz. Pozwolisz, by mu ją odebrano? Gdy wszystko więdnie i odchodzi, ostatnia umiera miłość. Jeśli ona umrze, co się z nim stanie?
- Nauczyciel uczy i przestaje uczyć, uczeń żyje dalej i sam staje się mistrzem. Chcesz żyć cudzym życiem? Zacznij do kurwy nędzy mieć własne!
- On przestanie być.

Krzysiek przełknął ślinę. Zamachał ręką, odpędzając gestykulujące mu przed twarzą anielice.

- Pięknie wyglądasz, Jolu. Zielony z fioletowym? To teraz modne?
Joli opadły ręce. Będziemy o modzie rozmawiać?
- Idziemy - zakomenderowała.

Dzwoneczek przy drzwiach brzęknął cicho, i jeszcze raz, potrącony zamykanymi drzwiami.

Dwójkę kultystów otoczył Czas.


Tik tak tik tak. Niezliczone zegary odmierzały cierpliwie czas. Ogromny zegar w drewnianej oprawie nagle zaczął wybijać godziny. Trzecia? Na pewno nie.

Tik tak tik tak tik, tak tik tak.

- Czym mogę państwu służyć? - zagadnął uprzejmie łysiejący mężczyzna w średnim wieku. Jego głos zdradzał wyraźny lwowski akcent.
- My do pana Michała Kosteckiego.
- Ach tak! Panna Jolanta i pan Krzysztof - uśmiechnął się zegarmistrz. - Ojciec na was czeka, nie sądziliśmy, że przyjdziecie tak wcześnie. Proszę, rozgośćcie się, ojciec za chwilę was przyjmie. Bardzo się cieszył na wasze odwiedziny. Zaraz przygotuję dla państwa kawę...
Po czym zniknął na zapleczu.

Tik tak tak tik tak tik tak.

- Wiedziałaś, że Kostecki ma syna? - zagadnął Chris.
- Nie.

Tik tak tik tak tik tak.

Jola ruszyła wzdłuż zegarów. Przystanęła, gdy odkryła, że układa kroki do wszechobecnego tykania.
Przed nią, za szklaną przegródką leżał piękny męski zegarek na rękę. Ascetycznie proste wskazówki umieszczone na srebrnej tarczy bezlitośnie mierzyły upływające chwile. Dokładnie taki sam, jaki troskliwy tato umieścił na ręce dziewięcioletniej Joli, idącej na lodowisko, aby nie spóźniła się na kolację. A Jola wywróciła się na lodzie i strzaskała czasomierz.
Tacie by się spodobał. O rany, ale cena!
Stropiona Jola zaczęła grzebać po torbie w poszukiwaniu portmonetki.
Muszę zmienić agentkę. Ta idiotka Zuzanna nie potrafi nic sprzedać.

Tik tak. tik tak, tik tak tik TAK TIK TAK TIK TAK

Chris przez chwilę przysłuchiwał się kłócącym się zajadle anielicom. A potem, ku własnemu zdumieniu, zignorował je i stanął przed zegarem w drewnianej obudowie, wskazującym pięć po trzeciej. Sprawdził własny zegarek i otworzył drzwiczki wiekowego czasomierza. I kiedy już miał przekręcić wskazówki, tarczy zegara dotknęła szczupła chłopięca dłoń. Wskazówki zegara zaczęły się kręcić do tyłu jak oszalałe.
Chciał odskoczyć, ale wysoki nastolatek o ciemnych, splatanych włosach i siwych oczach złapał go mocno za przedramię.
- Patrz!
Dłoń chłopaka, szczupła i muskularna dłoń o długich palcach, zatrzymała zegar na godzinie trzy po trzeciej.
- Patrz!



W podcień wpada biegiem wysoka, mocno zbudowana dziewczyna w długiej, prostej sukni. Spod pielęgniarskiego czepka wymykają się poskręcane, ciemne włosy. W oczach dziewczyny strach. Lewą ręką przyciska do ciała chudą, maleńką dziewczynką. Prawą ściska dłoń siedmiolatka o ostrych rysach. Otwiera kopniakiem drzwi. Słychać strzały. Dziewczyna szarpnęła szczupłą szyją:
- Herr Docteur!
Ale biegnie. Kroki za nią. Coraz szybsze.
Nagle zgina się w pół, zapada. Pękły deski podłogi, więżąc w swoich szczątkach obcas buta dziewczyny. Dziewczynka na jej ramieniu zaczyna płakać. Ostrolicy chłopak przypada do ziemi, szarpie za but.
Kroki.
Łzy toczą się ciurkiem po twarzy dziewczyny.
- Fraulein Amelia! Wezmę Annę.
Dłoń siwookiego chłopaka zacisnęła się na ręce Krzyśka.
- Powiedz jej. Niech przekręci obcas w lewo.
- Fraulein Amelia! - chłopak szarpie ramię pielęgniarki.
Chris widzi nadbiegających żołnierzy.
- Amelia! W lewo! Obkręć obcas w lewo! - krzyczy. Scena przed jego oczami rozwiewa się i znika, ale w ostatniej chwili trafia go jeszcze spojrzenie zielonych oczu młodziutkiej pielęgniarki.
Zobaczyła mnie.
- Zobaczyła mnie? Usłyszała? Powiedz, że jej się udało.
- Tak. Ale to nie koniec. Jola pobiegnie tą samą drogą.
- Powiedz...
- I tak za dużo mówię. Ale to ja będę za to płacił.

Tik tak, tik tak, tik tak Tik Tak TIK TAK TIK TAK TIK TAK

Jola odkryła, że nie ma przy sobie takiej ilości gotówki. Zaklnęła plugawie, mieszając słowa mało święte z wzywaniem imienia Boga nadaremno. Nachyliła się nad gablotą, wpatrzyła pożądliwie w srebrne wskazówki.

Tato by się tak ucieszył...


TIK TAK TIK TAK TIK TIK TAAK TAAAAAAAAK

Ciemność. Jola biegnie podcieniem, migają kolumny. Za nią groza. Ktoś coś krzyczy.

Krzysiek?

Krzysiek biegnie ku niej i krzyczy. Pokazuje palcem na jej stopy. Jola odwraca się, bo po plecach przeszedł jej gorący powiew.

Za nią groza. Za nią wiele splątanych, pozrastanych ciał.

Ciemność.

W ciemności łóżko, ciężkie, poniemieckie łóżko, oświetlone bladym, drżącym światłem księżyca. Dzwoni telefon. Spod pościeli wynurza się męska dłoń.

- Halo, Kamil Świeczko.
- Tak, oczywiście, że pamiętam...
- Proszę uspokój się. Jeszcze raz, od początku.
- Tak...
- Tak...
- Proszę, uspokój się. Nie, nie wzywaj karetki, już do was jadę.
- Za godzinę. Pilnuj, żeby miał ciepło. Nie, żadnych lekarzy.

Kamil wysiada ze srebrnego auta. W jego oczach strach. Przed nim rozświetlone, bijące światłem niebo nad Ślężą.
- Arletta, wiem, że słyszysz, odbierz.
- Odbierz.
- Odbierz.
- Proszę cię, odbierz.
- Uaaaa, co chcesz, tato? Właśnie chałturzę.
- Pękła Rękawica nad Ślężą. Dzwoń do Stefana i ściągaj tu naszych.

Piiiiip piiiiip.

Księżniczka Zofia dotknęła różdżką nosa Joli.
- Jest silny. Poradzi sobie. Chociaż będzie musiał zapłacić za zwycięstwo. Nic mu nie będzie. Nic, z czego nie będzie mógł się wyleczyć.
- Będę przy nim.
- Nie. To nie będzie twoja walka. Przynajmniej nie na
początku, jeśli zrozumiesz.
- Co?

TIK TAK TIK tak tik tak

- Miłość! - zakrzyknął Michał Kostecki swoim wątłym, starczym głosem. - Oto prapoczątek i ostateczny koniec wszelkiej rzeczy.

 
Asenat jest offline