Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2009, 12:58   #8
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
...Nie bój się białych...

Trucizna Cię pożre..

...Kto na to zasłużył?




Maximilian Morgan

Auto sunęło po czarnym asfalcie.
- W lewo i prosto.
Mroczne Malton. Miasto śmierci, zarazy i nienawiści.
- Tutaj jedziesz prosto. Pod koniec tej ulicy jest szpital.
Przed nimi, otoczony drutami kolczastymi rozpościerał się potężny gmach kliniki.


Widać było dookoła pojedyncze postacie, pełniące warte na licznych punktach oporu.
Każdy z nich na mocy paragrafu 28, poprawki nadzwyczajnej mógł wprowadzić teraz nabój do komory, odczekać, aż pojazd znajdzie się 100 metrów od niego i po prostu nacisnąć na spust.
Światło reflektorów wojskowych oślepiło na kilka sekund Morgana.
- Antoine.. Mam złe przeczucia, stary..
Charczące megafony zaczęły wydawać rozkazy.
- Zatrzymać pojazd! Zatrzymać pojazd! Stać albo otworzymy ogień!
Zimny metal na skroni.
Szept Antoine wprost do ucha.
- Jedź..
Szaleństwo.



Timothy Payton & Pat Craven

- What we've got here is...failure to communicate. Nie wiedziałem, że wojsko strzela teraz do bezbronnych cywilów. Zwłaszcza wojsko…robiące za dobroduszne niańki.
Timothy podniósł karabin do oka. Powoli przejechał bo sylwetce oddalającego się człowieka.
Takie kruche ludzkie ciało.
Palec odbezpieczył karabin. Muszka wodziła po skórzanej kurtce.


Lekkie pociągnięcie za nogawkę wojskowych spodni.
Payton spojrzał w dół. Mały chłopczyk z przerażeniem w oczach wpatrywał się w SAW'a.
- Nie rób..
Czy zabijanie coś zmienia?
Tim nacisnął na spust. Strzał ostrzegawczy.
Pocisk ukruszył kawał muru tuż obok ciała nieznajomego.
Tamten odwrócił się i lekko się uśmiechnął.
- Close...but no cigar.
Spokojnym krokiem wszedł do budynku.
- Pieprzony psychol. Wycedził Tim. - Chodź, Alex. Idziemy.
Wziął wystraszonego małego za rękę..
Ryk motocyklowych silników. Wielu. Wystrzały.
Ludzie.



Kaspar Schmeling & Michael Frenton.

Szarpnięcia. Uderzenia. Ból.
Taniec naszych czasów.
Bestia atakowała z coraz większą furią. Przegniłe szczęki kłapały tuż nad twarzą Kaspara. Powalający smród.
- Pierdolona... Ty, skurwlu jeden...
Walczący przetoczyli się po ziemi. Ich zespolone ciała uderzyły z hukiem w regał.
Biały wierzgał się i rzucał, starając się dosięgnąć twarzy Niemca.
Żelazny uścisk jednej ręki, starał się utrzymać potwora na dystans, gdy druga rozpaczliwie szukała leżącego gdzieś noża.
Tamten zdołał się wyrwać. Pazury dosięgły twarzy Kaspara.
Głęboka szrama na szczęce.
Mocne uderzenie w czoło.
Szarpnięcia za klapy marynarki.
Dopadł mnie!
- AAAAARRRGGHH!!!
Ostrzę miękko cięło twarz białego.
Czarna posoka trysnęła na Schmelinga.
Bestia rzuciła się do tyłu. Niemiec momentalnie odskoczył.
Strzał. Kolejny.
Przeciwnik zostawiając za sobą krwawą smugę, osunął się na ziemie.
Kaspar wciąż siedział na ziemi, przyglądając się obciętej w połowie śrutem twarzy białego.
Męski głos cicho zapytał - Czy ktoś tu jest?



Kiedyś nad tym myślałem. Wiesz, wpadasz do jakiegoś miejsca z gnatem i strzelasz do wszystkiego co się rusza, a później po prostu wychodzisz.
I nic więcej cię nie obchodzi. Nikt cię nie ściga, nie robi wyrzutów.
Miła perspektywa. I dalej naprawdę uważasz, że każdemu jest źle w nowych czasach?
To jest raj.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 02-02-2009 o 16:52.
Lost jest offline