Sara Brauer & William Leder
Spacer z
Sethem dał im możliwość porozmawiania o całkiem nieznaczących rzeczach i wpadnięcia do pobliskiego sklepu po kilka produktów na kanapki.
Sara uspokoiła się, jednak ciągle miała wrażenie, że coraz mniej z tego wszystkiego rozumie… Ba, coraz mniej wie o swoim ukochanym; a może nawet coraz bardziej się od niego oddala – a może to on się od niej oddala?
Wrócili jednak do domu pozostawiając pomiędzy sobą całą masę niedopowiedzeń i półsłówek…
Will postanowił grac swoją rolę „twardego faceta”, który sam wszystko załatwi i wszystkie obawy
Sary zbywał uśmiechem i oklepanym do bólu „nie martw się.”; licząc na to, że wszystko się ułoży samo.
Kiedy
Sara przygotowywała kolację otwarł pismo z kancelarii. Zdziwił się jego lakonicznością, poza nagłówkiem kancelarii, jego nazwiskiem i adresem zawierał tylko kilka linijek tekstu, który nie mówił nic o sprawie:
„Działając na podstawie zlecenia naszego Klienta zapraszamy Pana na spotkanie, które odbędzie się dnia 21 lipca 2008 roku (poniedziałek) o godzinie 18:30 w siedzibie naszej Kancelarii. Prosimy o punktualne przybycie; gdyż jest pan jedną z kilku zaproszonych przez naszego Klienta osób.
W przypadku, gdyby podana godzina spotkania była nieodpowiednia prosimy o kontakt z prowadzącą sprawę Patricią Junger pod numeren telefonu 765-7674-124.”
List był nadany we środę, więc trochę dziwne było to, że poczcie aż trzy dni zajęło dostarczenie go w tym samym mieście.
Film z Angeliną faktycznie był bardziej „dobrze zareklamowany” niż „dobry”. W towarzystwie chrupek i kanapek nadawał się jednak na „sympatyczny wieczór”. Wydarzenia poprzedniej nocy i poranka zostały zagłuszone wspólnymi chichotami i obrzucaniem się chrupkami, z których cześć przechwycił
Seth.
Noc minęła spokojnie i bez jakichkolwiek zdarzeń. Rano, bardziej z przyzwyczajenia niż konieczności Will poszedł do sypialni i wyjrzał przez okno przyglądając się budynkom po drugiej stronie ulicy i pierwszym niedzielnym przechodniom. Kiedy obrócił się, słysząc Sarę krzątającą się po kuchni, i spojrzał na łóżko…
W poduszkę leżącą na środku wbity był nóż wyglądający bardziej na domową produkcję lub… jakiś rodzaj noża rytualnego o specjalnie kształtowanym ostrzu…
„Jak?” – pomyślał
Will szybko –
„Okno jest zamknięte. Drzwi również. Niczego nie usłyszałem… Jak?!?!? I Kto???”
Myśli przeleciały przez głowę i jego wzrok spotkał się ze wzrokiem
Sary stojącej w progu sypialni. Czy zdążyła zauważyc nóż w pościeli?
Adrian Hesse
Dzwonek do drzwi wyrwał go z dziwnego letargu, w którym tkwił od jakiegoś czasu. Pół przytomnie spojrzał w okno uświadamiając sobie, że jest ranek… Był otępiały, jakby poruszając się we własnym, wykreowanym śnie… Dzwonek był jednak realny. Ponownie zabrzęczał i bardziej z przyzwyczajenia niż z chęci otwarcia drzwi
Adrian dowlókł się do wejścia…
- Cz…e…śc – stojący na korytarzu Michael, kolega z roku był okazem zdziwienia – wyglądasz jakbyś był chory…
- Tak, czuję się… niespecjalnie – odparł
Adrian starając się poskładać w rozsądnie myślącą całość swoją jaźń – Wejdziesz?
- Nie… Wpadłem tylko, aby… bo nie można się do Ciebie dodzwonić… A… - jego twarz stężała – Reszta naszej pięcioosobowej paczki miała wypadek. Auto Adama zostało staranowane przez ciężarówkę. Wszyscy są na intensywnej terapii w szpitalu św. Elżbiety. Adam może nie dożyć poniedziałku… Prze… Przepraszam. Pójdę już. Przyszedłem tylko po to, aby Ci powiedzieć… Mieliśmy jechać w piątkę, ale ja się źle czułem, a do Ciebie nie szło się dodzwonić… Może gdybyśmy się zebrali wszyscy to by do tego nie doszło… A może… Pójdę już…. Chciałem Ci tylko powiedzieć…
Michael wykrzywił twarz w grymasie, który miał udawać uśmiech i odwrócił się. Jego kroki odbijały się echem od pustej klatki schodowej. Nawet kiedy drzwi wejściowe trzasnęły
Adrian dalej stał w drzwiach swojego mieszkania…
Jak to: „staranowane przez ciężarówkę”…? Jego najbliżsi kumple, prawie przyjaciele… Dziewczyna, z którą pewnie by chodził, gdyby nie to, że… chodziła z jego przyjacielem…