Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2009, 22:57   #166
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Zajazd Hrabiego - zacny klub dla arystokracji, z nowoczesną, inspirowaną przez stolicę sceną taneczną, od godzin porannych przeżywał prawdziwe oblężenie. Odbył się jeden występ. Potem artystki kabaretowe przeistoczyły się w kurwy, zarabiając tego dnia krocie. Niektóre. Bo kilka miało pecha.

Danstan

Pomoc Bossa bardzo szybko okazała się zbędna. Sonia,

jak na Kisleviankę przystało, umiała dbać o siebie. A rzemiosło, którym się parała, znała jak mało kto.
Rozłożywszy Otta na łopatki, kolanami przycisnęła do ziemi szamoczącego się mężczyznę. Nachyliła się nieco i poczerwieniała ze złości twarz Malta zniknęła pomiędzy Niebem a Rajem, jak zwykli nazywać jej okazałe piersi liczni klienci.

- Uspokójsja!

Zagruchała, przyduszając mężczyznę słodkim ciężarem. Nim zdążył się obejrzeć, jedwabny sznur oplatał oba nadgarstki mocno wyciągniętych w górę rąk. Sonia nie siliła się na subtelność, nie za to jej płacili. Uwiązawszy Otta do nogi łoża, wstała i czubkiem skórzanego bucika wymierzyła celnego kopniaka. Prosto między żebra mężczyzny. Na policzkach kobiety kwitł rumieniec – niepisane świadectwo jej podniecenia. Niewolnik, bo kimże innym był w tej chwili Malte? Popędzony kolejnym, mocniejszym jeszcze kopniakiem, niezdarnie obrócił się na brzuch. Podjął rozpaczliwą próbę uniesienia się na kolanach. Bogowie, ileż ta baba miała siły! Naciągnięte niemal do granic możliwości stawy wyły z bólu, ale świadomość, że tylko tak może im ulżyć, dała mu impuls do ślamazarnego ruchu.
Dobrze znał procedurę – w końcu nie po raz pierwszy odwiedził komnatę madame Soni. Urękawiczona kobieca dłoń mocno pociągnęła za sznurki gaci i mgnienie oka później oczom zaśmiewającego się do rozpuku na łożu Danstana ukazał się widok bladej dupy Malta. Widok, który ciężko było nazwać przyjemnym, z czym zgodzi się każdy, kto kiedykolwiek widział wypiętego mężczyznę.
Bacik Soni ze świstem wylądował na upstrzonym rzadkimi włosami zadzie związanego. Drugi… trzeci…
Jęczeli oboje: on z bólu i rozkoszy, ona z przyjemności, jaką sprawiało jej okładanie batem bezbronnego mężczyzny.
Z ust kobiety popłynął potok słów tak obelżywych, że Bossowi w życiu nie przyszłoby do głowy, że mógłby zestawić znane sobie przekleństwa w ten sposób. Stojący niemal na skraju apopleksji Otto darł się wniebogłosy:

- PUDEL! NO KURWA, SONIA! PUDEL! PUDEEEEL!

Zapamiętała w swojej zabawie Sonia zdawała się nie słyszeć ‘bezpiecznego słowa’, na które rozpaczliwie próbował powołać się klient.
- Dla Zammorina, dla Świątyni –wycharczał w końcu Otto. Sprawiał wrażenie, że już nie kontroluje co mówi.
A Sonja odrzuciwszy bat, kolejnym kopniakiem odwróciła go na plecy. Sytuacja musiała jednak na niego działać, bo gotów był do akcji. Mrucząc pod nosem z aprobatą, kobieta usiadła nań okrakiem i nic sobie nie robiąc z zaczepek Bossa, zaczęła bezpardonowo ujeżdżać Malta.
Wciąż rechoczący Danstan miał wrażenie, że lada moment ten śmiech po prostu rozerwie go na strzępy.

***

- Na – sapnęła popuszczając sznura. Obity do fioletu Malte padł na ziemię, niemal płakał z ulgi. Jeśli kiedykolwiek Boss miał o nim lepsze mniemanie, teraz akcje Otta spadły na łeb, na szyję. Tak przynajmniej było do momentu, póki nie poczuł na swych barkach żelaznego uścisku gorącej Soni. Rozochocona poprzednim występem, wyraźnie miała ochotę na więcej.
Śmiech uwiązł Danstanowi w gardle, gdy kobieta wskoczywszy na łóżko przygwoździła stopą jego rodzinne klejnoty. Wystraszonemu mężczyźnie jak żywi stanęli przed oczyma przodkowie, smutno kiwający głowami nad ginącym właśnie rodem. Wciąż mając pod pantofelkiem najcenniejszą część jego ciała, Sonia kołysała się zmysłowo.

- No? I jak Ci się teraz podobam?
Nim wyartykułował odpowiedź, skoczyła. Gdy jej kość łonowa z impetem zderzyła się z nosem Bossa, naczynia krwionośne nie wytrzymały i pociekła krew. Opętana pożądaniem Sonia nie zważając na dobiegające spod niej jęki, wciąż ocierała się o twarz mężczyzny.

Otto, który najwyraźniej odzyskał już rezon, zebrawszy się z podłogi, postanowił dopomóc swojej oprawczyni i wkrótce szamocący się niefortunny kochanek dzikiej Soni poczuł, jak na jego kostkach oplata się jeszcze jedna para rąk.

- Sonia, a może by go do klatki?
- Da!

Klasnęła w ręce i nim Danstan zdoła poprosić bogów, by to co usłyszał było złudzeniem, za ręce i nogi zawleczony został do niewielkiej klateczki stojącej w kącie pokoju. Dziesięciolatkowi byłoby w niej bardzo niewygodnie.

- Nie zadzieraj więcej ze mną, synku.
Danstan bezsilnie szamotał się w klatce.
- Wypuść go później Sonia.
- I dzięki – Malte mrugnął do Danstana – Bez ciebie chłopcze, nie byłoby tak… niewiarygodnie.
Otto Malte wyszedł z pokoju.
Sonia wreszcie wyglądała na zmęczoną. Nie patrząc już w stronę uwięzionego zdjęła buty i ekscentryczną bieliznę. Ubrała się w biały jedwabny peniuar. Rozpuściła włosy.
Klucze upadły na podłodze metr od klatki. Kislevianka uśmiechnęła się do Danstana. Naprawdę łagodnie.
- Twoja szansa.
Położyła się na łóżku i natychmiast zasnęła.

*Rolę Soni odegrała hija


Diego

Dziewczyny wymieniły się długim spojrzeniem, po którym Lilia zeszła z Diego i odsunęła nóż od jego krocza.
- Jak się nazywasz?
Diego podał fałszywe nazwisko.
- Nie próbuj żadnych sztuczek. Jestem bardzo szybka – akcentując swoje słowa wbiła nóż w oparcie łóżka tuż obok głowy Diego. Rzeczywiście błyskawicznym ruchem.
- Weronika zaginęła dwa tygodnie temu - kontynuowała wydymając usta i wyciągając nóż z poręczy. Estalijczyka załaskotał w nozdrza zapach jej perfum - To bardzo ładna blondynka. Odrobinę masochistyczna. De Veille często do niej przychodził. Szczerze wątpię czy żyje - Lilia powiedziała to prawie beznamiętnie. – Ale chcemy wiedzieć, co jest grane.
- Pokażemy Ci jak iść do tych piwnic. Przeprowadzimy przez korytarz. Tam ktoś zawsze pilnuje – teraz mówiła Conchita – I nie myśl, że to jakieś żarty. Piśniesz komuś choć słowem o tym, że Ci pomogłyśmy to gorzko pożałujesz. Mamy wielu przyjaciół.
- A teraz sprawdzę drogę. Zaczekajcie na mnie. A Ty, Lilia ubierz się. Zresztą w ogóle mu nie stanął.
- Podwójnie przegrana ta ukochana – ostatnie zdanie skierowała do Diego.
Na powrót Conchity czekaliście kwadrans. Obrażona Lilia wciągnęła na siebie wydekoltowaną suknię. Kilka razy prychnęła jeszcze gniewnie w kierunku Diego, ale nie odezwała się ani słowem.
Droga powrotna też odbywała się ukrytymi arteriami budynku. Trzeba powiedzieć, że wąskie korytarzyki tej części domostwa tworzyły skomplikowany labirynt. W pewnym momencie usłyszeliście głosy z naprzeciwka i dziewczyny błyskawicznie otworzyły boczne drzwi. Mijaliście takich wiele, prowadziły one do właściwej części zajazdu. Z tej strony wszystkie były obite identyczną zieloną tkaniną i doskonale widoczne. Znaleźliście się w łaźni. A właściwie w jej przedsionku. W białym pomieszczeniu wyłożonym marmurem i mozaiką, z koszami pełnymi ręczników, wieszakami na ubrania i marmurowymi ławami pod ścianami. Z podłogi podnosił się posiniaczony Peter.


Peter

Osobny pokój był najbardziej luksusową sypialnią w życiu Petera. Oszałamiająca piękność zafundowała też paserowi oszałamiająco szybką rozkosz. Po czym Peter dowiedział się, że zapłacił tylko za jeden raz. Byłaby to też najdroższa miłość w jego życiu, gdyby sakiewka zawierała choć jedną prawdziwą monetę. A tak wyszedł z sypialni po kilku minutach, może nie do końca usatysfakcjonowany, ale za to przekonany po raz kolejny o swoim nadzwyczajnym sprycie. Gdy wychodził naga gracja uniosła się na łokciach.
- Wróć kiedyś. Będę czekała.

Tymczasem upokorzony Oktawian Maurissaut, nie dość pijany by zapomnieć o zajściu od razu, zdecydował się odegrać. Starczyło mu energii i trzeźwości na rozegranie zemsty na własny sposób. Nie na darmo powszechnie uchodził za protegowanego właściciela lokalu i za nieprzeciętnego dupka. Zwerbowanie chętnych zajęło mu kilka minut. Gdyby przygoda pasera trwała choć chwilę dłużej, miałby gości w sypialni.
Jak widać krótkie uniesienia mają wiele plusów.
I kiedy Peter zamknął za sobą drzwi pokoju, stanął twarzą w twarz ze swoimi katami. Zdążył zrobić unik tylko przed pierwszym ciosem. Drugi sprawił, że przed oczami pokazały mu się gwiazdy. Potem był trzeci i czwarty i piąty. Wszystkie zaraz po sobie, precyzyjnie wymierzane przez trzech mężczyzn.
- Do łaźni – Peter usłyszał jeszcze głos Oktawiana, a potem wyrywający się paser został powleczony na drugi koniec korytarza.
W łaźni zabawę kontynuowano. Bito go metodycznie, ciosy pięści trafiały w żebra, kopniaki w uda, dostawał w głowę i kantem dłoni w tchawicę. Wreszcie, gdy ciało pasera eksplodowało już bólem, kopniaka w krocze wymierzył mu sam Maurissaut. I mimo, że szlachcic nosił miękkie obuwie, Peter opadł na ziemię.
Paser przez chwilę czuł pod dłońmi chłód marmurowej posadzki. Powietrze wciągał ze świstem gardłem, które spuchło momentalnie, z nosa i rozwalonej skroni kapała mu krew, ból krocza przyprawiał o mdłości. Poczuł miękki trzewik na swojej dłoni. Zagruchotała jakaś kostka. Sekundę później kopnięcie w bok głowy pozbawiło pasera przytomności.

***

Peter ocknął się i ujrzał nad sobą Diego i dwie piękności.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 06-02-2009 o 20:20.
Hellian jest offline