Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2009, 21:18   #1
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
[Warsztaty] Yarot - Xawante "Pierwiosnek"

Kłamstwem byłoby powiedzieć, że błonia Scheinfeld są nijakie. Miasteczko same w sobie nie jest jakimś cudownym miejscem, ale z uwagi na niedawną wojnę, trzyma się zadziwiająco dobrze. Niektórzy upatrują w tym łask samej Shally, która otacza opieką nie tylko swój przybytek, ale również całą okolicę. Tych, którzy twierdzą inaczej jest mało albo prawie wcale ich nie ma. Wiele osób zawdzięcza siostrom życie, zdrowie albo równowagę psychiczną. Działające tu szpital oraz przytułek stał się dla wielu domem i jeszcze długi czas po opuszczeniu tego miejsca, wracali do niego z przyjemnością.

Gdy zima roku imperialnego 2524 miała się w najlepsze nikt nie przypuszczał, że będzie to rok wielkich zmian. Słońce krótko ogrzewało ziemię i śnieg zalegał w rozległych zaspach. Droga do Middenheim była przejezdna i starano się ten stan utrzymać aż do wiosennych roztopów. Na szczęście kilka ostatnich dni było bezwietrznych i bezśnieżnych, dlatego wszyscy w przybytku Bogini Miłosierdzia cieszyli się z każdej chwili jasnego dnia. W refektarzu pobrzękiwały cynowe naczynia do wtóru z mlaskaniem i ciamkaniem płynącym od pacjentów szpitala oraz przytułku. Przez wąskie okna u szczytu komnaty wpadało tyle światła, by nie siedzieć po ciemku i widać było, co się je. Zupa z brukwi nie jest może najmilszą rzeczą do oglądania, ale w brzuchu mile rozgrzewa i pozwala przerwać do wieczora.

Pośród całej gromady ludzi siedziała także pewna dziewczyna, którą wszyscy tu zwali Ariką. Jest niemową i dlatego zwracano się do niej tak, jak zdecydowała przeorysza klasztoru – wielebna Helena Welh. Nie wyróżniała się ani wzrostem - bo był przeciętny, ani urodą - bo nie dość, że ciemno to jeszcze te pozlepiane włosy i ślady od sadzy na buzi. Ubrana była jak siostry, choć nie miała srebrnego gołębia na szyi. Habit, tylko upodabniał ją do sióstr, ale tak naprawdę to nie miała nic innego, co mogłaby założyć. Znaleziono ją w lesie, jeszcze w lecie, jak błąkała się samotnie blisko traktu. Od razu wiedziano, że to może uciekinierka z którejś ze zniszczonych wsi. Po wojnie takich sierot przybyło bardzo dużo i nawet w Scheinfeld nie dawano sobie z taką ilością rady.

Siostra zielarka – Hildegarda – postanowiła się nią zająć. Dziewczyna nie miała żadnych widocznych obrażeń poza kilkoma guzami i zadrapaniami. Nie padła też ofiarą żołdaków, co przyjęto z wielką ulgą, bo mogło to skończyć się pojawieniem jeszcze kogoś w zacnych murach klasztoru. Jedynie, co dolegało Arice to całkowity zanik pamięci. Nie pamiętała nic, nie mówiła i nie zdradzała nic ze swojego pochodzenia. Często wizytowali w okolicy wójtowie pobliskich wsi, czy miasteczek, ale nie rozpoznawali w niej nikogo, kto mógłby mieszkać w ich okolicy. Za czasem okazała się pomocna dla sióstr, bo mogła sprzątać, gotować i nawet pomagać Hildegardzie w ogródku i przy ziołach. Nikt nie chciał jej przygarnąć i nie miała dokąd pójść. Przeorysza zdecydowała, że w takim razie zostanie w klasztorze jeszcze do lata a potem trafi do zakładu tkackiego w Scheinfeld, gdzie nauczy się fachu i będzie mogła zacząć żyć samodzielnie. Po cichu zakładano również, że może znajdzie się jakiś adorator, który pojmie ją za żonę i się nią zaopiekuje.

Tymczasem zima miała się w najlepsze, a ciągnące po nogach zimno w refektarzu aż nadto realne, by odegnać na jakiś czas myśli o lecie i upałach. Coraz zimniejsza zupa z brukwi szybko znikała w gardłach głodnych pacjentów. Pomocnicy szpitalni zdołali już nawet uporać się z Plugawym Rodem, który wskoczył na stół i, tym razem, udawał wielkiego smoka Gutrhruga. Porykiwania smoka umilkły w korytarzu i pierwsi najedzeni zaczęli opuszczać jadalnię. Szuranie, pokasływanie i stukoty nasiliły się by wybuchnąć nagle, gdy reszta zebranych tutaj ruszyła do wyjścia. Odziani w ciepłe palta, skóry i przyszywanice pacjenci stanowili wielobarwną masę, która drżała z zimna i chciała jak najszybciej znaleźć się w dormitoriach. Łysi, niscy, chudzi, kobiety, długowłosi oraz milczący – jak jeden mąż wyszli wreszcie zostawiając siostry oraz nielicznych, którzy nie dali rady tak szybko opuścić pomieszczenia. Arika została również, bo dziś przypadała jej kolejka do mycia naczyń. Nie lubiła tego, ale rozporządzenie przeoryszy Heleny było jednoznaczne. W zimie nie należało to do przyjemnych zajęć i trzeba było je zrobić jak najszybciej.

Arika sama często zastanawiała się, kim jest. Nigdy nie mogła jednak na to znaleźć odpowiedzi ani w głowie ani z opowieści innych. Nie mogła mówić, ale nie dlatego, że nie umiała, ale właśnie dlatego, że nie mogła. Czuła, że chce coś powiedzieć, ale jedyne, co wychodziło z jej ust to syk powietrza i dziwne zlepki głosek. Po kilku tygodniach prób przestała to robić i stwierdziła, że kiedy będzie mogła mówić, to zrobi to. Widocznie Shally`a miała inne plany względem niej. Co zaś się tyczy pamięci, to stanowiła ona największą zagadkę nie tylko dla niej, ale również dla sióstr. Nie pamiętała nic. Nie poznawała ludzi i nie wiedziała tego, co dla innych jest oczywiste. Rozumiała wszystko, bo słuch miała dobry, ale niektóre z rozmów nie mówiły jej kompletnie niczego. Był jakiś Imperator, był Graf, ale kto to był stanowiło już dla dziewczyny wielką niewiadomą. Niedawno poznała też fakt, że poza Shally, do której modliła się żarliwie wieczorami, istnieje ktoś taki jak Ulryk i Sigmar. Nie wiedziała dokładnie, kim są, ale czuła, że siostry mają wielki szacunek do tych dwóch bogów. Dlatego też świat Ariki nie był skomplikowany i wszystko było odpowiednio poukładane i ponazywane. Wszystko nowe było wyzwaniem dla dziewczyny i chłonęła wszelką wiedzę jak tylko się dało. Lubiła słuchać, ale i rozmowa jej wychodziła. Oczywiście rozmowa rękami i ciałem, bo gardło nadal milczało jak dawniej. Ludzie do niej mówili, bo do tego zachęcała, ale to, co miała sama do powiedzenia, wyrażała samą sobą. Skrzywienie twarzy, potakiwanie czy tupanie ze złością było już rozpoznawane i siostry wiedziały, co chce przez to powiedzieć. Wiele z nich jednak korzystało z tego, że Arika mogła kiwać głową. Pytały się wtedy o różne rzeczy i jakoś udawało się dojść do porozumienia. Męczące to było niebywale, ale na szczęście nie musiała często przez to przechodzić. Zakonnice do rozmownych nie należały i szanowały prywatność innych.
Refektarz pustoszał. Pachniało jadłem i ludzkim potem. Od pieca biło miłe ciepło, zaś do ścian chłód. Arika nie miała powodu by się martwić. Spokojnie czekała aż sala opustoszeje i weźmie się za sprzątanie a potem za zmywanie.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem