Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2009, 01:29   #30
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Starała się zapełnić dzień normalną krzątaniną. „Ciche” pranie, żeby nie dostarczyć nowych cierpień ciotce, Internet, jakieś mini-gierki na zabicie czasu... Kiedy wreszcie stanęła przed dylematem czy zadzwonić do nielubianej koleżanki czy wyszczotkować Punię, sama zrozumiała, że się denerwuje. Tylko czy przyczyną tego stanu było dziewczęce uczucie, czy raczej zetknięcie z... no właśnie, nie wiadomo z czym?!

„ Dlaczego nic nie może być proste?” Sabine użaliła się nad własną niedolą i od niechcenia jakby zaczęła rozkładać Tarota.

Choć przeszła już kursy wróżbiarstwa i inne naciągactwa pieniędzy na papierek, to miała dystans do tej sztuki. Jednakże to, co jej się teraz układało... było niezmiernie ciekawe.


Wisielec... ta karta bezsprzecznie oznaczała we wszystkich układach Kurta.
Ona sama zaś była albo Gwiazdą, albo Głupcem.
W oddali był też Diabeł lub Śmierć, a za nim sterczała Wieża.
Fortuna i Rydwan zawsze sugerowały czynnik losowy...
Było też i Słońce, ale przy tym układzie... to mała pociecha.

Choć dziewczyna rozkładała karty wielokrotnie, układ ich zawsze był podobny a Wisielec i Diabeł bądź Śmierć byli w każdym przypadku.

Zaoferowana zagadką losu, Sabine nawet nie zauważyła, jak czas minął, a słońce za oknem poczęło już nabrzmiewać czerwienią i chylić się ku zachodowi. Dźwięk domofonu przywrócił ją jednak do teraźniejszości.

19.14!
Była spóźniona!

Jak oparzona wyskoczyła z łóżka i pospiesznie wygładziła włosy oraz ubranie. Była już gotowa od dobrej godziny, jednak teraz miał ochotę wszystko zmienić! I wciąż pozostawał dylemat butów: „Mam wyglądać czy spacerować? Niech to!”.
Osoba Kurta nie kojarzyła się jakoś z wykwintnymi restauracjami i kasynami, dlatego dziewczyna złapała wygodne trampki i nałożywszy w biegu, już kierowała się po schodach ku klatce schodowej.

Ten karkołomny bieg z rozwiązanymi sznurówkami akurat miał się ku końcowi, gdy zaraz przy parterze potknęła się i jak długa runęła przed siebie. Przygotowana na spotkanie z twardą matką ziemią zdziwiła się, kiedy zamiast tego wpadła w silne, pewne ramiona.

„Kurt...”

- Co ty...
- Sąsiadka mnie wpuściła.
– wyjaśnił pospiesznie, po czym dodał jakby niepewnie – Cześć.
- Cześć!

***

Pizza Hut.


Miejsce niemal strategiczne. Idealny pośrednik między wykwintną restauracją orientalną, a Fc’Donaldem. Kurt, mimo że wciąż miał opuchniętą twarz i sine ślady, prezentował się całkiem nieźle, głównie za sprawa sportowej sylwetki i smutnego wejrzenia.

Czas mijał, a przed nimi stały już opróżnione niemal szklanki i puste talerze. Chociaż Sabine z całego serca cieszyła się na spotkanie, nie mogła powiedzieć, że minęło jak z bicza trzasnął. Kurt był trudnym rozmówcą. Często jakby wahał się ile może powiedzieć, czasami wycofywał... to nie budziło zaufania. A jednak pragnęła mu ufać.

Po dwóch godzinach ciągłego „no bo wiesz”, „eh, to nie ma znaczenia”, wiedziała o Kurcie tyle, że jest samotnym facetem – przy czym dało się wyczuć, że ta samotność jest jego wyborem. Do tego znał jej adres, ponieważ pracuje w Policji... oznaki jednak nie pokazał, mimo sugestii i prowokacji.
Sabine czuła, że jednocześnie coraz bardziej inspiruje i denerwuje ją ten człowiek zagadka. Ponieważ wielokrotnie próbowała nakierować rozmowę na ducha, który nawiedził jej pokój, przy ciągłych wykrętach mężczyzny ustaliła ledwo tyle, że nikt z jego znajomych / przyjaciół nie zmarł w ostatnim czasie (jakieś pół roku). Pociągnięty za język przyznał się także do tego, że jego rodzice zginęli w wypadku, kiedy miał pieć lat. Sam zaś ten wypadek przeżył.

"Zupełnie jak ja..."

Wreszcie mając dość szczątkowej rozmowy i oszukiwania się, bo przecież tym było takie owijanie w bawełnę, kiedy oboje czuli od początku jakąś dziwną więź, Sabine podniosła się ze swego miejsca i nie dbając na gapiów oraz komiczność sytuacji, złapała dużo większego od siebie Kurta za poły koszuli i przyciągnęła jego twarz, by musiał na nią spojrzeć.

- Dość mam tego! Dlaczego jednocześnie mnie naprowadzasz na tropy i uciekasz, gdy pragnę je badać? Chcę wiedzieć! Ono cię szuka, ono cię potrzebuje... nie wiem, co to jest, ale przyszło do mnie. W tym samym czasie pojawiłeś się ty w moim życiu i jak na zwykłego fana, w dodatku bez antenek, trochę za wiele zamieszałeś. Przypadek? Wątpię. Nie żądam jednak wyjaśnień, bo wiem, że czasem są one bardziej zgubą niż pomocą, ale... wszedłeś już na tę ścieżkę i nie możesz tak po prostu z niej zejść. Rozumiesz? Chcę żebyś poszedł ze mną i... jeśli nawet trzeba, został u mnie na noc... to coś cię potrzebuje i musisz to spotkać.

Reakcja Kurta na tę tyradę, była dla dziewczyny dość zaskakująca. Spodziewała się oblania rumieńcem, przepraszania, wściekłości, krzyku... każdej skrajnej emocji właściwie. Tymczasem mężczyzna tylko przymknął oczy, jakby za każdą cenę chciał uniknąć jej pałającego spojrzenia, by wreszcie zrezygnowanym tonem rzec:

- Jesteś pewna, że idzie o mnie? Możemy spróbować skontaktować się z tą istotą u ciebie w domu. Oboje będziecie "u siebie"... A z tą tablicą... znam przypadki, że duch nie chciał z niej korzystać, jeżeli był obcojęzyczny lub zbyt potężny i bał się takiej formy kontaktu, aby nie zranić medium. Może więc tylko ode mnie chciał, bym ci to powiedział.

- No, ale z tego wniosek, że cię zna, musisz ze mną iść!
– w jej oczach pojawiła się desperacja, sama nie wiedziała, czemu tak bardzo się uparła na to, by obcy mężczyzna spędził noc w jej luksusowym, zapraszającym do ograbienia apartamencie.

Może po prostu bała się tego, co przyniesie noc?
Czasem nawet medium się boją.

***


Nie stawiając już specjalnych oporów Kurt dał się zaciągnąć do mieszkania dziewczyny. Kiedy wszedł do środka, przez chwilę stał w przedpokoju czekając na coś, tego stanu nie zmieniło nawet odkrycie Sabine, że ciotka, jak napisała jej na kartce: „Z powodu złego samopoczucia postanowiła odpocząć i wyjechać ze znajomymi w gór”. Cóż, ciekawy sposób leczenia kaca...

Tymczasem Punia, zawsze nieufna w stosunku do wszystkich poza Sabine, podbiegła do Kurta z ponaglającym „miau” i wyglądała na bardzo zadowolonego, kiedy mężczyzna ją pogłaskał oszczędnym, acz czułym ruchem dłoni. Kotka, nie zwracając uwagi na zdumienie swojej właścicielki, z wysoko zadartym ogonkiem powędrowała do kuchni, jakby mówiąc „Facet jest okay, macie wolną rękę”. Ledwo otrząsnąwszy się z jednego szoku, panna Schwartzwissen popadła w kolejny, gdy zaproszony przez nią do pokoju gość zdjął nie tylko buty, ale i skarpetki w przedpokoju i na bosaka poszedł za jej wskazaniem. Cóż robić? Nie mówił co prawda, że jest innej narodowości, ale jakoś samo nasuwało się powiedzenie „co kraj, to obyczaj”.

Choć było już późno, Kurt z wdzięcznością przyjął ofiarowana kawę i zjadł ze smakiem kawałek placka morelowego. Mimochodem więc Sabine zauważyła, że jego twarz wygląda zdecydowanie lepiej niż rankiem, zdrowiał w naprawdę szybkim tempie…

Znów rozmowa średnio się kleiła, bo Kurt wyraźnie unikał wspominania o przyczynie swoich ran czy mówienia o duchu, który może pragnąć jego pomocy. Wreszcie, przed północą Sabine poddała się i oświadczyła, że idzie spać. Miała zamiar odstąpić gościowi łóżko i położyć się na materacu, jednak Kurt nie chciał o tym nawet słyszeć. Nie tylko odmówił jej ciepłego łóżka, ale i materaca. Kiedy ona położyła się więc, mężczyzna po prostu usiadł w kucki na podłodze i oparł się o ścianę pokoju. Punia przez długą chwilę nie mogła się zdecydować czy woli sen na kolanach Kurta, czy w nogach Sabine – w końcu, wiedziona poczuciem solidarności z właścicielką, która pewnie trochę miałaby jej za złe "zdradę”, ulokowała się na łóżku.

- Dziwnie mi tak zasnąć... – westchnęła nastolatka, gdy już zgasili światło i sylwetka Kurta była ledwo konturem wśród cieni.
- Dlaczego?
- Senność jakoś nie przychodzi, gdy muszę czuwać.
- Nie musisz, ja od tego jestem.
- Ale... ty powinieneś odpocząć, przecież jesteś ranny i...
- Potrafię odpoczywać i czuwać. Wierz mi. Niczego nie przegapisz.
- Ciotka kiedyś też tak mówiła, jak byłam mała, w noc sylwestrową. Byłam bardzo zmęczona, ale strasznie chciałam zobaczyć fajerwerki. Położyłam się tylko na chwilę niby, na godzinkę i... i wtedy...


Zasnęła.

Noc minęła spokojnie – Sabine obudziła się rankiem i ziewnęła szeroko. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że przecież nie jest sama. Zaspanymi jeszcze oczyma spojrzała badawczo na Kurta. Siedział dalej jakby przez całą noc nie zmienił pozycji. Z jego nosa ciekła strużka krwi, która zaplamiła koszulę, a kilka kropel spadło na blok listowy, jaki tkwił na jego kolanach. Brudnopis był pokryty jakimiś liniami, wzorami… może runami. Nie spał. Patrzył tymi swoimi smutnymi oczami na niebo za oknem.

Kiedy zauważył, że jego gospodyni obudziła się, powiedział:

- Jemu chodzi o ciebie. To ty w pewien sposób jesteś jego więzieniem. Może raczej należy powiedzieć, że to ty otrzymujesz go w tej rzeczywistości. Tylko, że te więzy słabną – z jakiegoś powodu – on nie może o tym mówić, a ja nie wiem wszystkiego… To jest w twojej historii. A… I nie używaj do kontaktu z nim tablicy. – otarł ręką krew spod nosa.

Kocica również obudziła się i spojrzała w kierunku mężczyzny.

Cześć. – powiedział do niej, jak do człowieka, na co zresztą odpowiedziała:
Mhhrau!
– On się obawia tablicy z jakiegoś powodu…
- wrócił Kurt do przerwanego wątku, lecz nie dokończył, bo dziewczyna już przy nim była, podsuwając pod nos chusteczkę higieniczną.

Tym razem to ona nie chciała rozmawiać, zbyt pochłonięta troską o tego dziwacznego mężczyznę. Dopiero kiedy krwotok został zatrzymany, krew zmyta, a Kurt siedział na kanapie w koszuli jednego z „przyjaciół” ciotuchny, posilając się górą tostów i pijąc do tego kawę, Sabine była w stanie wrócić do rozmowy. Choć naprawdę tym razem nie chciała, spodziewając sie, jaki przybierze bieg...

Przysunęła się nieco do Kurta, by czuć promieniujące od niego ciepło i sama bez apetytu zaczęła skubać swoje śniadanie, jednocześnie zaczynając opowiadać:

- No to mamy problem, bo ja... nie pamiętam dzieciństwa. Nie pamiętam mamy ani taty, choć przecież miałam już dobrych kilka lat, kiedy... odeszli.
- Jak?
– teraz on nie miał litości.
- Zostali zamordowani...przy napadzie.
- A byłaś tam wtedy?
- Tak. Byłam, choć nic nie pamiętam. Znaleziono mnie śpiąca na schodach... wyobrażasz sobie? Moi rodzice byli kilka metrów ode mnie wyrzynani, a ja...spałam...


Nie panując nad odruchami zaczęła się bujać w przód i w tył. Jakoś nigdy wcześniej nie czuła takiego ciężaru z powodu osierocenia. Może dlatego, że w jej snach były intensywnie błękitne oczy, które przynosiły obietnicę i siłę, by dalej żyć?
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 06-02-2009 o 01:35.
Mira jest offline