Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2009, 11:38   #16
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Lament. Teatr Pień Kozła

Śmierć.


"Nie wierzę ci. Nie wierzę w ani jedno słowo" - pomyślała w pierwszym odruchu. Nigdy nie ufała obcym.

Zaskoczona Ravna zamarła z kubkiem kawy zatrzymanym w połowie drogi do ust. Robert patrzył wszędzie, tylko na nią. Teraz kontemplował czubki własnych butów, onieśmielony i wyraźnie rozbity.
Tyle że Robert nie był obcy. W końcu przyszła tu, żeby dołączyć do fundacji.

"To może być prawda. Jak mogłam być taka ślepa?"

Spotkany przed przybyciem do Moskwy Pan Śmierci, Jabbmeaaakka, wygrażał dłonią o palcach utkanych z mrozu, w jego trzeszczącym głosie była zapowiedź śmierci i nakaz powrotu. Grób we śnie, którego tak długo szukała, licząc, że to pomoże odnaleźć zagubiony bęben. Jej grób, z kryształami zatkniętymi w ziemię.

Ravna odstawiła kubek.
- Jesteś dobrym człowiekiem, Robercie - powiedziała łagodnie. - Naprawdę dobrym. Ale nie rozumiesz mojego ludu, nie rozumiesz zasad, jakimi kieruje się szaman Saami. Żaden z was, wysokich, dumnych magów z południa, nigdy nas nie rozumiał. Kiedy wy studiowaliście księgi, my wędrowaliśmy za stadami, słuchaliśmy ludzi, zwierząt i duchów. I kiedy wysocy, dumni ludzie z południa przynieśli nam swoją magię, swoje prawa, krzyż i śmierć, kiedy polowali na nas jak na zwierzęta, dziwili się, że żaden z nas nie uciekał, że nie ukrywaliśmy się w odosobnieniu w górach. A my nie opuszczamy swoich ludzi, nie opuszczamy stada. Noaidi służy. To jest nasze przeznaczenie. Osobiste pragnienia i dążenia są niczym wobec stada. Nawet jeśli śmierć przerwie ścieżkę indywidualnego rozwoju, noaidi umiera szczęśliwy, jeśli pozostał wierny tej zasadzie. Nie istniejemy bez stada. Opuścić je to gorzej niż umrzeć. To przestać istnieć. To nigdy nie istnieć. Chcę żyć, jak najdłużej i jak najpełniej, ale nie boję się śmierci. Jeśli ma być konsekwencją mojego wyboru stada, z którym podążę, niech tak będzie. Dziękuję, że mnie ostrzegłeś, ale nigdzie się nie wybieram. Droga, którą mi proponujesz, w dobrej woli, ale w niewiedzy, to droga do piekła. A my mamy naprawdę przerażające piekło, Robercie. Kiedyś ci o nim opowiem, jak będę wystarczająco pijana.

Bęben tłucze słowa, wyzute ze znaczenia, same słowa. Śmierć? Słowo.

- Nie oczekuję, że zrozumiesz. Do niczego mi to nie jest potrzebne. Ale widzę, że tobie jest. Pomogę ci. Przeczytaj sobie Księgę Rut. Rzekła Rut do Noemi: "Nie nalegaj na mnie, abym opuściła ciebie i abym odeszła od ciebie, gdyż:
gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę,
gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam,
twój naród będzie moim narodem,
a twój Bóg będzie moim Bogiem.
Gdzie ty umrzesz, tam ja umrę
i tam będę pogrzebana".
Rut mogłaby być jedną z nas. Ona rozumiała. Ty też spróbuj. Powiedziałeś, że nikt prócz ciebie nie wie. Niech nikt się nie dowie. Nie chcę, żeby załamywano nade mną ręce. Ten czas, który mi pozostał, zamierzam przeżyć nie myśląc o śmierci. Proszę, abyś uszanował moją decyzję i nigdy więcej o tym nie wspominał.


I wyszła, zostawiając maga w kuchni. Na korytarzu przeszła spokojnie kilkanaście kroków i przyspieszyła, kiedy upewniła się, że Robert nie ruszył za nią. Dopiero teraz puściły jej nerwy. Wepchnęła kłykieć w usta i zacisnęła zęby, żeby nie krzyczeć. Wpadła do jednego z pokojów mieszkalnych i zamknęła drzwi. Płakała.

Ravna-w-lustrze ma opuchnięte powieki i twarz czerwoną od szlochu.
"Weź się w garść".
Odkręciła kurek i podłożyła twarz pod strumień zimnej wody. Trzymała tak długo, aż chłód wyciągnął opuchliznę.
Na ramieniu Ravny-w-lustrze siedział Gronostaj. Paciorkowate, zaropiałe oczy patrzyły uważnie, zapadłe boki poruszał spazmatyczny oddech.
"I na co się patrzysz? Nie wierzę, że nikt z tych, którzy byli przede mną, nie miał chwili słabości".
Odkręciła gorącą wodę i zaparowane lustro przysłoniło obraz. Ravna wyciągnęła palec i nakreśliła okrąg. Bęben. Świat. I droga życia. Szybko tworzyła kolejne znaki. Narodziny. Śmierć noadi. Ogień, który strawił bęben dziadka. Muzyka. Zimne wody Newy. Adam. Droga.
Wszystko się zmienia. Następnymi znakami będą te symbolizujące stado.
"Zobaczymy.
Jeśli grób ze snu był mój, może i bęben wykonam sama? Dla kogoś? Dla kogo?"
W Rosji też żyli Saami. Co prawda nie hodowali renów i zapomnieli języka, byli rybakami i ich szamani mówili do obcych Ravnie duchów wody, ale byli.

***
Ravna stanęła za Inną i pociągnęła ją dyskretnie za rękaw. Była blada i lekko drżały jej dłonie, ale głos miała spokojny. Wydawała się jeszcze mniejsza i bardziej krucha.
- Inna? - wyszeptała cicho, by nie przeszkadzać mówiącemu Diakonowi. - Masz jeszcze tę butelkę?
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 06-02-2009 o 12:41.
Asenat jest offline