Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2009, 18:34   #7
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu

Biegła. Uderzył ją powiew chłodu. Mgła rozlała się gęsto po okolicy, otulając wszystko w około. Jeszcze kawałek, a pochwyci ją i ukryje. Jeszcze kawałek! Była już w lesie. Karłowate drzewa, pochylały się w jej stronę. One tez chciały ją osłonić. Tuż za plecami czuła ruch. Ktoś ją gonił! Nie oglądała się za siebie. To na pewno Rochelle! Przyśpieszyła. Klasztor nie mógł być daleko. Krzyki? Wołania? Nie słyszała dobrze...Oblał ją zimny dreszcz. Ciemność wszędzie dookoła. Wszystko skąpane w mroku i mgle. Widmowe dłonie wyciągały po nią zakrzywione ręce. Popychały. Szybciej! Coś poruszyło się w krzakach i zniknęło. Zapewne w normalnych okolicznościach nie weszła by do lasu o tak później porze, lecz teraz nie miało to znaczenia. Biegła ile miała sił. Coś ją dotykało... Szorstkie łapy wicehrabiego! Otrząsnęła się. To tylko jej się wydaje! Trochę zwolniła, łapała powietrze. Otaczały ją ciemne sylwetki, nie to drzewa... Biegła. Potknęła się omal nie tracąc równowagi. Przed nią wyrosła gęsta ściana mroku. Dotarła w końcu do obrośniętego bluszczem muru. Jeszcze kawałek i będzie brama. Ktoś wykrzyczał jej imię, słyszała szelest gdzieś bardzo blisko. Las drgał, las krzyczał jej imię, bał się tak samo jak ona. Szaleńczy bieg. Brama. Zaraz będzie bezpieczna! Jeszcze chwilka!

Lyonetta jak opętana, zaczęła stukać w wejściowe drzwi. Ktoś był tuż za nią. Poczuła lodowaty podmuch na plecach, a może jej się wydawało? Nikt nie otwierał. Sekundy zmieniały się w godziny. Otwierać! Krzyczały jej myśli. Nie mogła zdradzić swojego położenia, tym co ją ściągają. Nie odważyła się odezwać. Drzwi prowadzące na podwórze w końcu uchyliły się. Wyjrzała zza nich pucołowata mniszka, spojrzała na Lyonette badawczo. Dziewczyna próbowała coś powiedzieć, ale kamień utkwił jej w gardle. Nie zdołała nic z siebie wydusić. Zaczęła płakać, trzęsła się cała. Mniszka, dziewczynami, nie pytała o nic. Gestem zaprosiła ją do środka. Potem zamknęła dobrze drzwi i zasunęła belkę.
W centrum ogrodzonego murem klasztoru stał kościół i zakrystia, obok których po obu stronach mieściło się kilka chatynek.
Przytuliła Lyonette mówiąc:
- Jesteś pod opieką Boga nic Ci się już nie stanie, On chroni to miejsce i czuwa nad nami wszystkimi. – Pogłaskała ją po głowie i uśmiechnęła się serdecznie. Było w niej tyle ciepła i dobroci... Dziewczyna przez chwile nawet poczuła się bezpieczna.
- Wszystko będzie dobrze moje dziecko. Jestem siostra Klaudia ze zgromadzenia św. Benedykta. Co się stało? – pogłaskała ją po głowie i ponownie przytuliła. Lyonetta już prawie jej uwierzyła, już prawie się nie trzęsła. Miała już odpowiedzieć, kiedy rozległo się potężne uderzenie w bramę.
- Otwierać!– odezwał się donośny męski głos. Dziewczyna drgnęła. Schowała twarz w dłoniach. Nie miało być wcale dobrze! Schowała się za mniszką. Zamarła.
- Nie Bój się moje dziecko, nikt o złym sercu nie ma prawa wejść na teren klasztoru. - siostrę nie opuszczał spokój.
Powili zaczęły się oddalać. kilka innych wyszło na podwórze przed kościół, zobaczyć co się dzieje. Był zimno i mokro, jak to po całym deszczowym dniu. Ubranym w grube habity mniszkom jednak to nie przeszkadzało.
- Otwierać! Bo rozwalimy bramę! - ponownie rozległ się huk, aż zadrżały wrota.
- Proszę nie zakłócać spokoju klasztornego! – powiedziała jedna z sióstr.
- Oddajcie to co moje! A będziecie miały swój spokój! - Lyonetta drżała, poznała ten głos. Zdała sobie sprawę, że tu nie jest wcale bezpieczna, on zrób wszystko, żeby ją dostać.
- Choć ze mną dziewczyno – powiedziała zakonnica i złapała ją za rękę. Weszły do kościoła. Zwrócone w stronę ołtarza mniszki śpiewały cicho, niektóre ciekawsko zerkały w stronę wyjścia. Dziewczyna próbowała odsunąć od siebie kłujące myśli, wsłuchać się w słowa pieśni. Nie potrafiła. Siostra furtianka ujęła ją za rękę i zaczęła śpiewać. Uśmiechnęła się i zaczęła śpiewać.
Trach! W pewnym momencie usłyszały donośny trzask. Cisza, którą przeciął nagły krzyk. Wszystkie spojrzały w stronę drzwi. Przez które wbiegła przerażona nowicjuszka.
- Uciekać, kryć się, napad...- zdarzyła jedynie z siebie wydusić, po czym padła na kolana brocząc krwią.
Przez chwile patrzyły niepewnie. Jedna podbiegła do rannej, kolejne zaczęły się modlić a pozostałe ruszyły wraz z Lyonettą w do bocznej kruchty.
Biegły kawałek korytarzem. Jeden zakręt, drugi. Niektóre zakonnice chowały się w celach, inne biegły dalej. Furtianka i Lyonetta wkrótce dotarły do okutych drzwi. Mała skąpana w mroku cela. Było tu jeszcze zimniej, niż na dworze do tego mokro, a w powietrzu unosił się zapach pleśni. Lyonetta skuliła się i siadła na przykrytą skórą słomę. Jej poranione stopy krwawiły. Nie zwracała na to uwagi.
- Prędko nie mamy czasu – powiedziała szybko okrywając ją habitem.
- A teraz módlmy się – dodała kiedy Lyonetta uporała się z zakonna sukienką.
- Teraz wyglądasz jak jedna z nas, załóż jeszcze kaptur – Dziewczyna próbowała się modlić, nie potrafiła, nie w tej chwili kiedy on jest tuż, tuż...

***

- Kurwa otwierać bo wywarzam! – wrzasnął wściekle Rochelle Zaraz potem stara brama pod naciskiem pięciu męskich ramion ustąpiła z głośnym hukiem.
Wicehrabia wyjął miecz wpadając do środka.

- Gdzie ona jest!? – wysyczał przez zęby. Mniszki na podwórzu skupiły się obok siebie przerażone, wpatrując się w obcych.
- Proszę stąd wyjść! Nie ma pan prawa! – powiedziała jedna. Była cała pomarszczona i lekko siwa. Może diakonisa lub ksieni?

- Zamknij się suko! Oddajcie mi ją!- wrzasną jej w twarz cuchnąc gorzałą i pchnął ją w wielką kałużę.
- Ty łajdaku! – krzyknęła przerażona jedna z nowicjuszek.
- Kurwa! – wściekły Rochelle natarł na nią mieczem. Przebijając ją na wylot. Przez chwile jeszcze stała, jakby zdziwiona, wpatrując się w broczącą krwią ranę. Wydała z siebie z zdławiony krzyk. A już chwilę potem jej bezwładne ciało opadło do kałuży. Krew zmieszała się z brudną, deszczową wodą.

Rochelle skierował się w stronę pierwszej z brzegu chałupy. Była pusta. Wytarł zakrwawiony miecz o jedno z posłań. Wyszedł i polecił swym żołnierzom przeszukanie reszty. Ci uwinęli się szybko, w żadnej jednak nie znaleźli nikogo. Spluną i wskazał na kościół. Sam też ruszył w jego stronę.


We wnętrzu panował półmrok. Rozdzielili się.
Wicehrabia wziął z ołtarza nieregularną świece z pszczelego wosku i oświetlał sobie drogę. Schodził stromymi schodami na dół. Korytarz był wąski, w półmroku znalazł jakieś drzwi jednym kopniakiem wyważył.
W kącie małej celi siedziały trzy skulone mniszki. Przytulały się do siebie i z przerażeniem w oczach wpatrywały w mężczyznę.
- Gdzie dziewczyna!? Gadaj! Albo wypruje z ciebie flaki szmato!!! – złapał jedną za włosy. Zaczął nią potrząsać.
- Mów! Bo zatłukę! – szarpną z całej siły, a potem zaczął bić. Aż krzyk maltretowanej mniszki przeszedł w jęk. Dwie pozostałe próbowały się modlić, lecz ich słowa zagłuszał rozpaczliwy wrzask bólu. Wreszcie rozjuszony Rochelle niczym lalką cisną mniszką o ścianę. Umilkła.


***

Lyonetta była w szoku. Siostra Klaudia próbowała ją uspokoić, lecz żadne słowa do niej w tej chwili nie dochodziły. W pewnym momencie usłyszały przeraźliwy krzyk... Zamarły, obie spojrzały na siebie.

- On tutaj jest... przyszedł po mnie... Lyonetta zaczęła płakać. On tu jest ...trzy słowa jednostajnym rytmem pulsowały w jej głowie.
Furtianka wyjrzała za drzwi. Wrzaski było słychać jeszcze głośniej. Na korytarzu spostrzegła potężną sylwetkę mężczyzny z mieczem.
Pobladła, raptownie zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami.

- Sam diabeł cię ściga dziewczyno... musisz uciekać!
Lyonetta jakby tego nie słyszała. Siedziała skulona zamknięta w swoim przerażeniu. Nie mogła pojąć, że to dzieje się naprawdę, że to wcale nie jest zły sen.
Nagle w ich drzwi coś stuknęło. Siostra odskoczyła i podbiegła do dziewczyny. Do celi weszło dwóch wojaków. Bez pardonu i zamachania zdarli kobietom kaptury.

- Mamy ją! – krzyknęli – jest tutaj, panie! – Odepchnęli mniszkę i złapali Lyonettę. Ta wyrywała się jak mogła. Próbowała. Nie miała szans.
Wywlekli ją na korytarz i rzucili wprost pod nogi Rochelle’owi. Ten zadowolony, złapał ją za gardło i podniósł.
- Tutaj jesteś, myszko... – powiedział uśmiechając się triumfalnie. Lyonetta chwyciła jego rękę. Próbowała się uwolnić.
- Zajmijcie się czymś...wyjść – rozkazał swoim wojakom.
- Myślałaś, że ukryjesz się przede mną? – zaczął się śmiać i puścił ją.
Lyonetta opadła na kolana, łapiąc powietrze. Nie miała czasu na reakcję. Jej całe ciało drżało, drżała jej dusza. To nie może się dziać naprawdę! Złapał dziewczynę za kark i przycisnął do ziemi, a drugą ręką zdzierał z niej ubranie.
- Nie ukryjesz się już... jesteś moja... - mówił.
Wiła się, krzyczała, wyrywała się jak złapany w sidła wilk. Drapała i gryzła, nie ruszało go to.
- Masz się mnie słuchać...spójrz na mnie- chwycił ją za podbródek i spojrzał w oczy. Chciał pocałować. Poczuła śmierdzący zapach gorzały. Nienawidziła go, tak mocno nienawidziła! Zebrała się w sobie. Napluła mu w twarz. Wściekły Rochelle wymierzył jej policzek.
- Tak postępujesz mała żmijko!? Masz mnie szanować! Jeśli nie... - wykrzywił się złowieszczo.
Lyonetta próbowała osłonić swoją nagość. Uczucia wstydu i strachu sięgnęły zenitu. Płakała zdając sobie sprawę ze swojej bezradności. Zamknęła oczy, błagała go żeby przestał ją dotykać. Jego dłonie były niczym naostrzone zadrami szorstkie drzewo i kłuły dotkliwie zapowiadając jeszcze większą hańbę. Nienawidziła jego, nienawidziła swojego ciała i przeklinała chwile, która miała nadejść.




Trzask! Coś ciężkiego głucho uderzyło w drzwi celi
- Kurwa przecież mówiłem, że macie się trzymać z daleka! – wrzasną i odwrócił się na chwilę od swojej ofiary. Ciemna sylwetka wynurzyła się z otwieranych drzwi. Ale to nie był jego człowiek... Enrico. Ciężko było go teraz poznać. Gdyby Lyonetta zobaczyła coś przez zapłakane oczy, ujrzała by czystą nienawiść, właśnie zmierzającą w stronę swojego oprawcy. Wicehrabia złapał ją za gardło i przyłożył nóż.
- Trzymaj się z daleka, Sept Tour, bo ona zginie! - wrzasnął i jakby na dowód, że nie żartuje z szyi Lyonetty pociekła malutka stróżka krwi.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline