Serce Inny biło spokojnym, miarowym rytmem. Jej włosy pachniały jakimś ziołowym szamponem. Woń ziół biła też od bimbru, którego Ravna pociągnęła tęgi łyk, z wprawą kogoś, kto nie od wczoraj suszy butelki z gwinta. Zrobiło jej się ciepło i jakby lepiej, toteż na jednym łyku nie zamierzała poprzestać. Piersiówkę z cudownym eliksirem oddała Siergiejowi niechętnie, rozwierając oporne palce, i zawiesiła na Rosjaninie uparte i nieruchome spojrzenie umierającego z pragnienia.
"Co on mówi, nic nie rozumiem. Jakie adnotacje, o co chodzi?"
Do tego według jego słów, łączyła ich tradycja. Ravna wiedziała, że Mówcy Marzeń to twór sztuczny, do jednego worka wrzucono szamanów różnych kultur, którzy z trudem potrafili się dogadać między sobą, ale...
"Ale taką żyrafę to pierwszy raz w życiu widzę".
Z każdym słowem Siergieja otwierała usta coraz szerzej.
"No i masz ci stado. Teraz trzeba będzie to wszystko jakoś dzielnie znieść".
Siergiej ciągle trzymał butelkę, i Ravna porzuciła płonną nadzieję, że w ferworze monologowania przypomni sobie, żeby ją przekazać dalej. Za to za Inną stanął Robert, przecierając rękawem okulary.
"Właśnie"
Ravna puściła dłoń Inny, którą - dopiero teraz zdała sobie sprawę - ciągle ściskała kurczowo jak tonący, i stanęła obok hermetyka.
- Znajdziesz potem chwilę? Będę miała jeszcze kilka pytań - zapytała, zakrywając dłonią usta. Bezskutecznie, bo ostrą woń bimbru i ziół i tak mogło wytłumić tylko gruntowne mycie zębów. |