Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2009, 23:31   #129
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Po pokonaniu wielkich, ciężkich i niemiłosiernie skrzypiących drzwi Dagmara znalazła się w hollu archiwum. Wnętrze budynku było przyjemnie chłodne i była to miła odmiana od letniego skwaru panującego na zewnątrz. Przeszła korytarzem, odnalazła na tablicy informacyjnej odpowiednie nazwisko i numer pokoju, i raźnym krokiem ruszyła we właściwym kierunku.

Gdy dotarła na miejsce, zapukała cicho w drzwi po czym weszła. W dusznym pomieszczeniu, za biurkiem gęsto usłanym papierzyskami, siedziała chuda kobieta, na oko 50 lat. Tleniony blond jej trwałej w dość oryginalny sposób komponował się z trupią bladością cery. Krwistoczerwone usta urzędniczki wygięły się w coś, co zapewne było wystudiowanym urzędniczym uśmiechem mówiącym „Czym mogę służyć, kochany petencie?" Kobieta spojrzała na Dagmarę z wyraźnym wyczekiwaniem.
- Dzień dobry, ja od doktora Całkowskiego – powiedziała prawniczka oczekując, że to załatwi całą sprawę.
- Ach, tak – odparła ze zdziwieniem tamta nie spuszczając petentki z oka.
Dagmara dopiero po chwili zorientowała się o co jej chodzi. Z niemałym trudem odnalazła we wnętrzu swej torebki stosowny świstek papieru, po czym położyła go na blacie stołu. Pani Zofia ( bo takie imię widniało na jej identyfikatorze) przeczytała uważnie upoważnienie, uśmiechnęła się bardziej do siebie niż do swojej „klientki” i spokojnym tonem zapytała:
- W czym mogę pomóc?
- Chciałabym przejrzeć akta dotyczące sprawy Ernsta Breslauera – wyrecytowała Dagmara.
- Ach, tak – powtórzyła urzędniczka z jeszcze większym zdziwieniem. – Już dzisiaj ktoś o nie pytał – wyjaśniła po chwili milczenia. – Pan z fundacji "Ocalić od zapomnienia", ale ów młody dżentelmen przegląda wiele spraw, może akurat z tej nie korzysta w tej chwili. Proszę, chodźmy, zapytam się go, szkoda, żeby pani przyjeżdżała na próżno. Poza tym, to taki elegancki, dystyngowany mężczyzna, na pewno nie będzie miał nic naprzeciw…

Pani Zofia wyszła zza swojego biurka i zaprowadziła Dagmarę do sąsiedniego pokoju, w którym pracował – jak go raczyła nazwać – młody dżentelmen. W - zapewne od dawna nie wietrzonym - pomieszczeniu, za ciężkim biurkiem i stertą starych pożółkłych teczek, siedział młody, ubrany w garnitur mężczyzn o ciemnych włosach. Krzaczaste brwi, broda i wąsiki w sposób miły dla oka komponowały się z cerą i oczami. Można nawet było go nazwać przystojnym, choć zdecydowanie nie był w typie Dagmary.

Kobieta chwilę przyglądała się „panu z fundacji”, gdy nagle zapaliła się ta niewidzialna żaróweczka olśnienia, bo ani chybił był to Grzegorz Głodniok.

- Dzień dobry - powiedziała Dagmara uśmiechając się delikatnie - cóż za spotkanie.
- Ehm – mruknął Grzesiek - dzień dobry. Pani wybaczy ale brak snu i te papiery w tym podłym języku... my się znamy...eee skąd?
- To ja państwa zostawię – wtrąciła urzędniczka wychodząc.
- Spotkaliśmy się raz, czy dwa za sprawą Stefana Oderfelda. Jestem Dagmara.

Grzesiu stał przez chwilę sztywny jak posąg. Coś w jego osobie i zachowaniu nagle sie zmieniło.Wyglądał, jakby znajdował się w zupełnie innej rzeczywistości. Zaraz potem otrząsnął się i spojrzał na Dagmarę nieco przytomniej.

- Ależ oczywiście, przypominam już sobie panią – powiedział uprzejmie wynurzając się ze stosów akt. - Proszę wybaczyć, ale naprawdę jestem zmęczony, do tego miałem, co zapewne panie zauważyła w ostatnim czasie mały wypadek. Cieszę się, że mogę spotkać kogoś z... towarzystwa. Cieszę się, zwłaszcza że w najbliższym czasie przyjdzie nam chyba współpracować.

Coś w jego osobie się zmieniło. Z początku wydał się Dagmarze jakiś taki fajtłapowaty, bardzo zagubiony, zdziwiony. Teraz nie było po tym śladu.

-Co panią tu sprowadza? – zapytał z zaciekawieniem. - Praca czy może coś innego? Może siądzie pani na chwilę ze mną porozmawiać. Co prawda siedzę teraz nad pewnymi papierami, jednak to może oczywiście chwilę poczekać.
- Jestem tu ze względu na sprawy służbowe, ale porozmawiać chwilę możemy. A pan czego tutaj szuka? - odparła pogodnie.
-Prywatne, można rzec, dochodzenie. Od jakiegoś czasu postanowiłem trochę bardziej zacząć żyć sprawami, które mnie dotyczą poza moją skromną codzienną pracą.

Gdyby nie rozbity, choć nie napuchnięty już, gojący się dobrze łuk brwiowy, Grzesiek naprawdę mógłby się wydać atrakcyjny. Do tego nienagannie ubrany. W zasadzie ciężko było go utożsamiać z człowiekiem którego jakiś czas temu widziała. Wtedy też był odziany w garnitur, ale coś jakby się zmieniło w jego postawie. Do tego miał ujmujący głos.

- Pani Zofia mówiła, że przegląda pan akta Ernsta Breslauera. Korzysta pan z nich teraz? - zapytała uśmiechając się najładniej jak tylko potrafiła.
- Owszem pani Dagmaro, ale jak już mówiłem to nic aż tak pilnego – odparł z uśmiechem. - Oczywiście, o ile nie zamierza pani mi ich porwać sprzed nosa z tego archiwum – dodał żartobliwie. - Może jednak usiądźmy spokojnie i porozmawiajmy. Wspólny temat już nawet mamy.
- O czym chciałby pan porozmawiać? – rzuciła pogodnie.
- Można zapytać jakie to obowiązki kierują panią na tropy tych dawno zmarłych ludzi? – zapytał mężczyzna podsuwając jej pod nos teczki. - Jeśli to oczywiście nie żadna tajemnica służbowa?
- Obowiązki służbowe, niestety - odpowiedziała z troską słabo maskującą uśmiech.
- Rozumiem, rozumiem tą nieszczerą troskę. Obowiązki -uśmiech Grześka się nie zmienił. -Zapytać jednak zawsze warto, zawsze trzeba szukać szczęścia... kiedy mówiłem o wspólnym temacie miałem na myśli w zasadzie kwestie szykującego się na czwartek spotkania. Co pani sądzi o tej... inicjatywie? Ja osobiście przyznam, jestem pełen obaw.
- Jeśli Stefan uważa, że to coś pomoże, to jestem skłonna mu pomóc. A przynajmniej nie przeszkadzać.

Po wymianie jeszcze kilku grzecznościowych pytać, uwag i odpowiedzi rozmowa mówiąc krótko zdechła. Grzesiu zajął się przeglądaniem teczek z bogatego arsenału jakim dysponował, a Dagmara – oparłszy skrzyżowane nogi o sąsiednie krzesło - przeglądała akta Breslauera.

* Przebieg zdarzeń uzgodniony z Ratkinem.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 11-02-2009 o 20:48.
echidna jest offline