„Friends say it's fine, friends say it's good
Ev'rybody says it's just like rock'n'roll
I move like a cat, talk like a rat
Sting like a bee, babe I wanna be your man
Well it's plain to see you were meant for me, yeah
I'm your boy, your 20th century toy”
Słuchając dźwięków dobiegających z disc-mana, odpalając kolejnego Lucky Strike’a,
Nora Hart rozglądała się za ofiarą. Przed wyjściem z domu zapełniła żołądek kilkoma piwami dla odwagi i teraz była gotowa, żeby jak za dawnych lat trochę narozrabiać. Okazja przyszła sama.
-
Przepraszam. – kobiecy głos o drażniącym protekcjonalnym tonie wyrwał ją z zamyślenia –
Przepraszam, panią!
Niechętnie odwróciła się i wykrzywiła twarz w czymś, co tylko szaleniec uznałby za uśmiech. Kobieta w płaszczu od Diora, która ją zaczepiła, wydała z siebie pełne przerażenia westchnięcie na widok zaniedbanej, utlenionej pani w średnim wieku.
Nora jedynie podciągnęła mankiety skórzanej kurtki.
-
Taa?
-
Czy zechciałaby pani zgasić tego papierosa? – zapytała modnisia, wskazując ruchem głowy na przestraszonego chłopczyka –
Tu są dzieci.
-
Siema młody – przywitała się
Nora, wywołując uśmiech na twarzy malucha, po czym obdarzyła „aktywistkę zdrowego trybu życia” zimnym spojrzeniem i smugą dymu, wydmuchaną prosto w twarz –
Spoko. – skwitowała krótko rzucając niedopałek na ziemię. Nie mogła zrobić matce sceny przy synku.
Odliczanie trwało. Sekundy dzieliły ją od roku 2000 – tego mitycznego, tajemniczego, i, jeśli wierzyć przepowiedniom, apokaliptycznego roku 2000. Jego również nie spędzi ze swoim ukochanym Liamem. „Gówno”- szepnęła pod nosem i odwróciła się na pięcie, by udać się w stronę domu. Cztery, trzy, dwa, jeden...
***
Nie miała pojęcia co się dzieje. Czy to było to? Czy to było nowe wyzwanie, które zsyłała jej opatrzność, po długich miesiącach stagnacji? Powoli wstała i rozejrzała się dookoła. Jej uwagę zwróciła dwójka mężczyzn, którzy wraz z nią znaleźli się pod tą tajemniczą latarnią, w tym karykaturalnym miejscu. Co mieli z nią wspólnego? Czemu właśnie ich trójka? Podeszła do każdego z nich, po męsku uścisnęła im dłonie i przedstawiła się.
-
Siema, jestem Nora. Tak, jak zapewne i wy, nie mam żadnego racjonalnego wytłumaczenia na to, co się przed chwilą stało. Nie wiem, co to za domy, co to za latarnia i w jakiej pokręconej, chorej wersji Narnii się właśnie znajdujemy. Mogę się jedynie domyślać, że mamy przesrane.
Po uścisku dłoni każdy z mężczyzn trzymał w ręce małą niechlujną wizytówkę. „
Nora Hart – Agencja Detektywistyczna UnbrokenHarted” – głosił napis. „Chętnie pomożemy zrujnować życie palanta, który Cię zdradził”. Szelmowsko uśmiechnęła się do jegomościa ze wschodnioeuropejskim akcentem, jak i do drugiego, który na razie milczał.
-
Panowie, coś mi mówi, że nasz faun kryje się za tymi drzwiami. – wskazała głową w stronę świetlistego wejścia i podążyła w tamtym kierunku.
Nareszcie była w swoim żywiole, jak za dawnych, policyjnych czasów. Nie musi już uganiać się za puszczalskimi świniami zaobrączkowanymi przez rozhisteryzowane, nowojorskie damulki. Czuła, że stała się częścią czegoś większego, a każda mijająca chwila sprawiała jej niewymowną przyjemność.
“20th century toy, I wanna be your toy
20th century boy, I wanna be your toy...”