Mike, dwudziesto letni dziennikarz "New York Times'a" przepychał się przez tłum gapiów oczekujących tego świetlistego 2000 roku. Był ubrany w biały T-shirt, koszulę i luźne brązowe spodnie. Miał ciemne włosy i niebieskie, błyskotliwe oczy. W końcu zatrzymał się kilkanaście metrów od wielkich telebimów. Gdzieś z prawej strony Mike zauważył jakąś przepychankę między groźnie wyglądającymi kolesiami."Dobrze że to nie mnie wysłali żebym zrobił reportaż na temat żegnania starego milenium przez Nowojorczyków" - pomyślał chłopak. Teraz dopiero rozejrzał się po okolicy. Mimo otaczającego go tłumu zobaczył daleko jak ludzie rozstawiają ostatnie rakiety do odpalenia. Jak z okien niektóych budynków wystają głowy gapiów...
Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy... Dwa, jeden...
I wtedy to się stało...
Czas się zatrzymał a wszystko stało się białe. Czarne kontury zastępowały zwykłe kształty."co jest grane?" - zapytał siebie Mike.
I nagle woda w akwenie zaczęła wirować, jakby ktoś wyciągnął korek z wanny. I Mike dostrzegł na dnie klepsydrę.
A co jeszcze dziwniejsze jego nogi zaczęły się zapadać. A potem stracił przytomność
Mike obudził się oślepiony przez wielką latarnie nad jego głową. Gdy wstał zobaczył że są tam jeszcze dwie osoby. Jedna z nich - mężczyzna wstał już i spytał czy wiemy co się tutaj dzieje... Dziwne pytanie, wręcz dziecinne. to chyba oczywiste że znaleźliśmy się tutaj niewiadomo dlaczego i jak i nie wiemy co się tutaj dzieje... No cóż...
Tymczasem druga osoba - kobieta, przedstawiła się... Nora.
-Miło mi poznać... Nora Hart, ładne imię, Ja jestem Mike. Mike Stanley - rzekł Mike podając jej dłoń i patrząc na wizytówkę. Doczytując do końca uśmiechnął się.
-Chyba masz rację... Chodźmy - wstał i poszedł za kobietą.
__________________ Wyłącz się!
Ctrl+W |