Wątek: Klepsydra
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2009, 15:06   #5
Rusty
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Wraz z każdym krokiem, który przybliżał was do uchylonych drzwi, coraz głośniejsze stawało się dziwne pogwizdywanie. Chwilę później dołączyło do niego również strzelanie palcami. O dziwo wszystko układało się we wpadającą w ucho melodie.

Nora jako pierwsza dotknęła klamki stylizowanej na niewielką klepsydrę. Zawiasy z trudem uległy pod naporem, oznajmiając to wszem i wobec donośnym skrzypnięciem. Jakimś dziwnym sposobem, sprawiły również, że wcześniej słyszane przez was dźwięki całkowicie ucichły.

Wewnątrz dostrzegliście tylko mrok. Lecz nie to zaskoczyło was najbardziej. Nikt nie wykonał nawet kroku, a znaleźliście się pośród gęstego jak smoła cienia. Jedyne źródło światła dobiegało zza waszych pleców. Wystarczyło przyjrzeć się przez krótką chwilę i szybko zorientowaliście się, że to te same drzwi, które przed momentem otworzyliście. Tyle tylko, że były niesamowicie małe. Dokładnie tak małe, że nie wsadzilibyście tam nawet nogi. Wydobywające się z nich światło posiadało podobne właściwości jak latarnia, za nic nie mogło poradzić sobie z tym cieniem.

Nie widzieliście podłogi, ścian, niczego. Staliście jednak stabilnie, a wraz z każdym krokiem rozchodził się specyficzny dźwięk. Dokładnie taki sam jaki towarzyszy chodzeniu po cienkim lodzie.

- Chodźcie, chodźcie. - Donośny głos jak żywa istota obiegł wasze postacie. Zupełnie tak jakbyście właśnie znajdowali się w jakimś pomieszczeniu. W tym samym momencie, około metr przed wami pojawił się słup światła. Oświetlił fotel o ogromnym oparciu, na którym siedział mężczyzna spoglądający na was z lekkim uśmiechem.


- No nareszcie jesteście. Myślałem już, że nigdy się nie doczekam.

Patrzył na was ciekawym wzrokiem, zupełnie tak jakby nie mógł się wami nacieszyć. Było jednak w jego oczach coś, co budziło w was niepokój. Zupełnie tak jakby miał wobec was jakieś niecne plany.

- Nie będę marnował waszego czasu. - Urwał i wybuchł śmiechem, który niesamowicie was zaskoczył. - To niezwykły paradoks, bowiem oto znaleźliście się w miejscu, gdzie czas nie rusza się nigdzie, nawet gdyby próbować rozpędzić go celnym kopniakiem w jego czcigodne cztery litery.
Nie dając wam chwili na zabranie głosu, strzelił palcami, a w jego dłoni pojawiła się laska.
- Poczekajcie jednak z pytaniami i dajcie mi chwilę, a wytłumaczę wam, na czym polega mój problem. - Po tych słowach tupnął w ziemię.
Wraz z dźwiękiem rozchodzącym się miarowo wokół was, pojawił się kolejny słup światła. Tym razem zobaczyliście masywną, na oko dziesięciometrową klepsydrę.

Kiedy przyjrzeliście się dokładnie, zauważyliście coś co zmroziło wam krew w żyłach. w zwężeniu tkwił jakiś człowiek. Całe jego ciało okryte było białymi bandażami, on sam natomiast miotał się jakby poddawany był teraz niewypowiedzianym torturom.

- Oto mój problem. Widzicie, nie mogę wpędzać świata w bieg, przynajmniej tak długo, jak długo to coś tworzy nieproszony korek. Próbowałem już jakoś sobie z tym radzić, o na przykład tak. - Przyłożył swoją laskę do klepsydry. Ta momentalnie wydłużyła się, bez większych problemów przechodząc przez szkło. Wbiła się w sam czubek głowy nieszczęśnika, ponownie ujrzeliście ją kiedy przebiła jego plecy. Chwilę później nieznajomy wyciągnął swoją zabawkę i spojrzał na was z ogromnym żalem. - Widzicie, jest dziura, ale piach nie leci. - Wzruszył ramionami, a światło oświetlające klepsydrę zgasło. - Sam nie mogę się stąd ruszyć i potrzebuje kogoś, kto zajmie się tym za mnie.

Popatrzył na was. Nie zmienił się ani wyraz jego twarzy, ani to charakterystyczne spojrzenie. Zniknął z miejsca, w którym stał i pojawił się tuż za wami. Chwycił jedną dłonią zmniejszone drzwi i zaczął rozciągać je jakby były z gumy.

- Namyślcie się, pogadajcie sobie, a jeśli zechcecie mi pomóc, wróćcie pod starą Marry - Zamarł na chwilę. - Mówiłem o latarni, ona nazywa się Marry i jest bardzo drażliwa, więc lepiej używajcie jej imienia. - Puścił wam oko i ponownie zniknął. Tym razem dostrzegliście go, stojącego w miejscu, gdzie przed momentem sami się ocknęliście.
 

Ostatnio edytowane przez Rusty : 19-02-2009 o 18:19.
Rusty jest offline