Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2009, 20:46   #10
wojto16
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Zamierzał odejść, ale widząc błysk sztyletu w dłoni zakapturzonego osobnika zatrzymał się zaciekawiony. Zakapturzony wepchnął otyłego właściciela domu do środka, wszedł za nim i zamknął za sobą drzwi. Sytuacja zarysowała się niezwykle ciekawie, więc Cień nie mógłby darować sobie takiego przedstawienia. Zawrócił się i przez chwilę rozważał wejście do domu, ale ostatecznie zdecydował się poczekać na zewnątrz. Z wyjątkiem niego żywymi na placu pozostali jeszcze Sualir i wielki ork. Początkowo trochę się go obawiał co było wynikiem licznych, krótkich i burzliwych znajomości z innymi przedstawicielami tej prymitywnej i barbarzyńskiej rasy. Jednakże przed chwilą słyszał, że ork mówi płynnie ludzkim językiem i nie wykazuje żadnych oznak prymitywizmu. Dzięki temu nabrał do niego trochę więcej zaufania.
- Przed chwilą nie mieliśmy okazji się sobie przedstawić. Możesz nazywać mnie Cieniem, a mój towarzysz – tu wskazał elfa – to Sualir. Razem zostaliśmy wyznaczeni do pewnej misji, o której prawie nic nie wiemy z wyjątkiem tego, że chodzi jakoby o losy świata i musimy odnaleźć kilka osób. Wiem, że to głupio brzmi, ale tak nam powiedziano. A ile w tym prawdy? Tego mi nie wiadomo. Ogólnie miałem ochotę rzucić to w zadanie w cholerę i zająć się swoją robotą. O tym jaka to robota moje miecze na plecach mówią więcej niż słowa. Niestety, zostałem przymuszony do pojawienia się tutaj w zapewne znany ci sposób co wywnioskowałem z twojego bezgranicznego zdziwienia jakie zauważyłem zaraz po pojawieniu się. To chyba wszystko co natenczas mogę ci o sobie powiedzieć. Wybacz, że trochę się rozgadałem, ale próbuję jakoś zabić czas oczekiwania na naszego przymusowego kompana. A słysząc te podniesione głosy wydaje mi się, że już niedługo sobie na niego poczekamy.

Minuty ciągnęły się niczym godziny. Wrzaski zdążyły już umilknąć, ale zakapturzony wciąż nie pojawił się na horyzoncie. Po przywitaniu z orkiem Cień robił wszystko byle się tylko nie nudzić. Poodrzucał wielkie kawałki drewna z pianina odsłaniając 3 ciała. Sprawdził ich puls w celu definitywnego upewnienia się co do ich losu. Definitywnie upewnił się. Rozglądał się nieco nerwowo po okolicy, ale nie widział nikogo kręcącego się tutaj o tej porze. Wiedział, że widok 3 ciał wywoła małe poruszenie, ale obawiał się dostrzeżenia w trakcie próby ich ukrycia. Odciągnął je na bok, oparł o ścianę i zrobił wszystko żeby widoczne gołym okiem obrażenia pozostały zasłonięte. Dzięki temu wyglądali jak trójka pijaków, którzy w drodze do domu zasnęli pod cudzym domem. Przy okazji delikatnymi gestami pozamykał im szeroko otwarte oczy wyrażające przedśmiertne zdziwienie. Ten czyn w sumie nic dla niego nie znaczył, ale tak należało postępować ze zmarłymi i tych zasad przestrzegał.

Wreszcie drzwi się otworzyły i wyszedł z nich zakapturzony. Cień był nieco rozczarowany widokiem czystego sztyletu nie noszącego nawet śladu użycia.
- Nareszcie! Jak widzisz czekaliśmy specjalnie na ciebie, choć bezpieczniej byłoby stąd odejść. Skoro już łaskawie się stawiłeś lepiej stąd chodźmy nim ktoś nas tu przydybie.
-Co tu się dzieje?- usłyszany za plecami głos ścisnął mu żołądek i przyśpieszył regularny rytm serca niczym zimne ostrze wbijające się w ciało. Odwrócił się powoli do tyłu nie mogąc uwierzyć, że coś przeoczył i popełnił błąd. Tak jak się spodziewał stali za nim uzbrojeni strażnicy miejscy trzymający dłonie na rękojeściach mieczy skłonni na jeden, niepożądany ruch odpowiedzieć natarciem i przyszpileniem osobnika do ziemi.

Już chciał odpowiedzieć na pytanie na szybko ułożoną wymówką, gdy drzwi otworzyły się po raz drugi i na zewnątrz wybiegł grubas terroryzowany przez zakapturzonego.
-Straże! Jak to dobrze, że jesteście! Próbowali ukraść mi fortepian i tak skończyła trójka z nich! Grozili mi bronią i włamali się do domu! Do tego słyszałem jak spiskowali na temat śmierci króla i pierwszego ministra! – krzyknął grubas.
- Niezwykłych rewelacji się o sobie dowiaduję w tym miejscu. Mówią, że się włamałem, groziłem bronią i spiskowałem przeciwko królowi oraz pierwszemu ministrowi. Ciekawe kiedy dowiem się, że zgwałciłem twoją żonę – odpowiedział ze złośliwym uśmiechem. Jego dobry humor został nadszarpnięty przez dalszą wymianę zdań, z której dowiedział się o autentycznej śmierci pierwszego ministra. Na domiar złego doszedł jeszcze jeden patrol straży. O ile pierwszemu jeszcze mogli spróbować uciec i mieć jednocześnie jakieś szanse na sukces, to już dwóm naraz nie daliby rady. Na ich niekorzyść przemawiało to, że byli nietutejsi, a mężczyzna był stałym mieszkańcem. Ich słowo znaczyło znacznie mniej od jego słowa. Po chwili coś zrozumiał:
- Pierwszy minister nie żyje. Niespodzianka, że zginął zaraz po tym jak zaczęliśmy spiskować o zamachu na niego. A może jesteśmy tylko szczęśliwym trafem dla tego grubasa? Wiedział o tym zamachu i wykorzystuje nas żeby mieć na kogo zwalić winę – powiedział głośno nie zdając sobie sprawy z wysokiej funkcji przez owego „grubasa” pełnionej. Następnie zwrócił się do strażników:
- Naprawdę nie macie oczu przystosowanych do wnikliwej obserwacji i umysłu dość szerokiego, by pojąć to czego oczy nie dostrzegą? Skoro tak chyba nie pozostawiacie mi żadnego wyboru.
Wyciągnął miecz z pochwy obserwując ich bardzo nerwowe reakcje. Już chcieli się na niego rzucić, ale rzucił miecz na ziemię. Moment później to samo uczynił z drugim mieczem. Po chwili zastanowienia wyciągnął ukryty sztylet i rzucił go na miecze czemu towarzyszył metaliczny brzęk.
- Składam swój oręż dobrowolnie w wasze ręce razem z sobą samym. Jeżeli jednak doprowadzicie mnie do egzekucji, czyli kresu mej drogi na uwadze miejcie, że jeżeli słowa o mojej niewinności są prawdziwe do końca życia na swoich licach nosić będziecie piętno głupców. Oznajmiam, więc wszem i wobec: czynów mi zarzuconych winien nie jestem. I tego stanowiska bronić będę do śmierci. Jakakolwiek by nie była.
-Wszelkie wyjaśnienia złożycie przed Nadoficerem Straży Miejskiej – odpowiedział jeden ze strażników.
- Jak rozkażesz.
Na tym zakończył całą swoją płomienną mowę i od tej pory przez całą drogę wyłącznie milczał. Prowadzony przez strażników obojętnie spoglądał na wspaniałości tego miasta. Wreszcie udało mu się je rozpoznać jako Orfal, stolica Imperium. Zawsze chciał tu spędzić więcej czasu marnotrawiąc pieniądze zdobyte na zabijaniu innych w miejscowych karczmach i burdelach. Teraz nie cieszył się perspektywą dłuższego pobytu oczekując jedynie jak najszybszego tego miasta opuszczenia. Mijani ludzie i nieludzie spoglądali na niego z pogardą i wyższością z jaką on do tej pory patrzył na nich z prostego powodu. Zawsze cieszył się wolnością, nie był niewolnikiem wielkich miast, mógł udać się tam gdzie chciał nie zatrzymywany przez nikogo. Ta wolność tak naprawdę zawsze pociągała go w prostym życiu najemnika. Nie żądza przygód czy mordu. Mieli prawo patrzeć na niego z góry, ponieważ ostatnia rzecz, która sprawiała, że czuł się lepszy od nich została mu właśnie odebrana. Nie miał nawet pewności czy uda mu się ją kiedykolwiek odzyskać.

Podróż zakończyła się przed królewskim pałacem. Wejście było pilnowane przez oddział Czarnych Kruków. Zazwyczaj, gdy patrzył na nich z boku zawsze wywoływali u niego wyłącznie śmiech z powodu swojego wyglądu. W tej sytuacji nie miał ochoty do śmiechu, czuł tylko i wyłącznie niepokój wywołany ich obecnością. Eskortowali ich aż do lochu co nie wydawało się wcale dziwne z racji czynów o popełnienie jakich zostali niesłusznie oskarżeni. No, może z wyjątkiem zakapturzonego, który naprawdę włamał się i groził bronią grubasowi. Jednak Cień przed strażą ręczył wyłącznie za siebie i całe to przedstawienie miało na celu zasiania ziarna niepewności w strażnikach co do prawdomówności oskarżyciela. Przy okazji miał nadzieję zyskać dodatkowe zainteresowanie ich sprawą dzięki czemu Nadoficer być może przybędzie wcześniej. Teraz pozostało mu jedynie przetrwać do tego momentu. Patrząc na zapijaczone i drwiące gęby współwięźniów wcale nie wydawało mu się to łatwe. Na dodatek tylko raz jeden był w więzieniu i już zapomniał o wszystkich zasadach tu panujących. Mimo wszystko zachowując całkowity spokój usiadł na ziemi z daleka od innych współwięźniów. Przyglądał im się tak długo aż wśród nich dojrzał zapłakanego staruszka, na którego pozostali więźniowie nie zwracali żadnej uwagi.
- Coś się stało? – powiedział spokojnie do staruszka nie siląc się na zatroskany ton. Był to zaczątek kolejnej dyskusji mającej na celu zabicie czasu.
- Zabili... zabili... pierwszego ministra!-łkał starzec, nie podnosząc głowy.
- A tak. Coś mi się obiło o uszy. Słyszałem, że jakiś grubas to zaplanował, ale to mogą być tylko plotki.
- Nie wiem kto to zaplanował, ale widzieli mnie jak go zabijałem, ale mnie tam nie było! Akurat niosłem mu nową pościel!-pociągnął nosem starzec.
- To świetnie się składa, ponieważ - lekko się zawahał, ale ostatecznie wolał na razie nie rozpowiadać wszystkim dookoła o swoim uwięzieniu za spiskowanie przeciwko pierwszemu ministrowi - siedzisz jedynie za niewinność. Nie żeby to robiło jakąś różnicę, ale zawsze coś. Czy ktoś z bliskiego otoczenia był do niego wrogo nastawiony? Do ministra znaczy się. Szczególnie interesuję się tymi otyłymi zawistnikami.
- Nie... Nie miał żadnych... Był bardzo dobrym rządzącym i większość go lubiła. A nawet, jeżeli miał wrogów, to ani on, ani ja o tym nie wiedzieliśmy...
Ale tuż po jego śmierci było tu kilku. Pytało o plany Ministra. Chcieli, żebym go zdradził, ale nic im nie powiedziałem!-podniósł głowę, patrząc na Cienia.
Cień zrozumiał to częściowo jako zarzut pod swoim adresem, więc odpowiedział:
- Ja tam nic od ciebie nie wyciągam. Tak tylko pytam. Z ciekawości. Tak czy inaczej miałeś pecha stając się narzędziem w rękach sprawujących władzę. Tak samo jak my. Tyle, że my w znacznie większym stopniu.
- Nigdy nie byłem narzędziem w rękach ministra! On był moim najlepszym przyjacielem!-oburzył się rozmówca, lecz złość potrwała tylko chwilę, gdyż zastąpiona została łzami żalu.
- Nie mówiłem o ministrze. Miałem na myśli innych. Może nawet znaczniejszych.
- Ponad pierwszym ministrem jest tylko król, ale on zapewne nie wie, że ja istnieję...
Najemnik rozważał jeszcze przez chwilę zakończenie rozmowy tutaj, postanowił zadać jeszcze jedno pytanie:
- Czy znasz Nadoficera? Co możesz mi o nim powiedzieć?
- Nadoficer? Twardy, doświadczony żołnierz, którego interesują tylko fakty. Fakt był taki, że widziano kogoś podobnego do mnie...
- Nauczyłem się, że są dwa rodzaje faktów: prawdziwe i fałszywe. Nadoficer na twoje nieszczęście przyjął fakt fałszywy. Zdarza się.
- Minister zawsze mówił, że nie istnieje coś takiego jak fakt nieautentyczny. Ktoś się pode mnie podszył, ale nie ma na to dowodów... Z resztą nieważne. Mogę tu zgnić. Nic mnie to nie obchodzi...
- Jakoś trudno w to uwierzyć, ale niech ci będzie. Zostawię cię z twoimi własnymi wewnętrznymi demonami.

Wstał otrzepując ubranie ze słomy i piasku. Podszedł do swoich towarzyszy i powiedział do nich szeptem:
- Przesłuchanie na razie jest nieuniknione. Trzeba obmyślić taktykę. Proponuję sypanie wszystkich i wszystkiego czego żal wam nie będzie. W miarę możliwości mówcie prawdę, ale posunięcie się do kłamstwa nieraz może ocalić wam skórę. Żeby nam uwierzyli musimy ustalić jedną wersję wydarzeń. Po pierwsze: razem przyjechaliśmy dzisiaj do miasta i jeszcze go nie znamy. To przecież prawda, nie? Nie wnikajmy w szczegóły. Potem powiedzcie, że ktoś zrzucił pianino na naszych towarzyszy. Nikt nie byłby taki głupi żeby stwierdzić, że zostali tak zmiażdżeni w trakcie próby jego kradzieży. Chyba, że uznają, iż zrzuciliśmy im pianino żeby mogli je zabrać i przez to zginęli, ale to będzie świadczyło o ich niskim poziomie inteligencji. Fakty świadczą o tym, że nie mogliśmy dopuścić się tej kradzieży. Problemem jest nasz zakapturzony kolega, wobec którego część zarzutów nie jest bez pokrycia. Jemu pozostaje już tylko kłamać. To tyle moich rad na wstępie. Reszta wyjdzie w praniu.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 13-04-2009 o 10:10.
wojto16 jest offline