Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2009, 15:10   #811
Sakura
 
Sakura's Avatar
 
Reputacja: 1 Sakura nie jest za bardzo znany
historia Sakury... cz.1.

Gdzieś w górach, prowincja Osu, na Północ od Miasta Leśnych Cieni. Rok 1109, pierwsze dni miesiąca Hantei.

Na wewnętrzny plac przed dojo wychodzili kolejni bushi. Każdy chciał zobaczyć niecodzienną scenę, w której mała dziewczynka, trzymając w drobnych dłoniach wielką gałąź, udającą zapewne naginatę, goni jednego z roślejszych wojowników. Co było ciekawsze, niewielkie rozmiary dziecka, w połączeniu z naturalną w tym wieku, zwinnością i ograniczeniami placu, wyrównywały jej szanse w tym nierównym starciu. Dlatego widzów przybywało, a wynik starcia był wyrównany. Dziewczynka miała podobną ilość kwiatków we włosach i za obi, wtykanych tam na chybił trafił przez wojownika za każdym razem, gdy udało mu się ją dosięgnąć, co bushi gałązek i listków z zielonego oręża dziewczynki, którym był okładany. W końcu jednak, z udawanym oburzeniem, bushi rzucił się na swojego, małego przeciwnika z mrożącym krew w żyłach rykiem. Okrzyk bojowy wystarczył, aby dziewczynka odrzuciła gałąź i rzuciła się do ucie… znaczy, pospieszyła na z góry ustalone pozycje, ale nie zmiótł z jej twarzy promiennego uśmiechu, którym szafowała pełna rozweselenia. Małe stworzenie zostało pochwycone w mocarne objęcia i poderwane do góry. Po kilku, krótkich wycieczkach w stronę Matki Amaterasu, dziecko, ze śmiechem, zostało usadowione na ramionach wojownika i na tym niecodziennym wierzchowcu rozpoczęło przemierzanie Wielkiego Szlaku wokół małego placyku.
Długie, smoliście czarne, zaplecione w warkocz włosy sięgały pasa. Złota wstążka, obramowana pomarańczowym jedwabiem, wieńczyła ten fruwający na wszystkie strony, splot. Spod równo przystrzyżonej, gęstej grzywki patrzyły na świat żywe, roześmiane, zielone oczy. Iskra przekory błyszczała w tych szmaragdowych jeziorach, osadzonych w drobnej twarzyczce. Dziewczęca buzia była jeszcze okrągła i rumiana, nie straciwszy niczego z dziecięcej powierzchowności. Ufne rączki wyciągały się bez żadnych oporów do otaczających ją, groźnie wyglądających bushi. Dziecięce kimono, powyciągane na wszystkie strony po niedawnych zabawach, było czyste,… no prawie czyste… a już na pewno było czyste rano! Bose stopy dyndały znad ramion „wierzchowca”, nie pomne na zapomniane, porzucone gdzieś w kącie sandały. Na dziedzińcu panowała niepodzielnie, radosna atmosfera, a szczery śmiech rozbrzmiewał wśród murów tego miejsca opanowanego przez wojowników, do którego kobiety z innych części domu zazwyczaj nie zaglądały. No… Chyba, że w takich sytuacjach jak ta…
- Saaaakuuuraaaaa… – rozbrzmiało przerażone wołanie jednej ze służących, która miała tym razem pecha zostać obarczoną opieką nad małą dziewczynką. Mężczyźni zaraz przybrali poważne miny i udawali, że zajmują się czymś bardzo ważnym, albo dyskutują między sobą o ważnych sprawach taktycznych. Nawet „wierzchowiec” przeistoczył się w jednej chwili w nauczyciela, który stojąc prosto tuż obok wejścia i krawędzi dachu, tłumaczy małemu dziecku, z czego składa się strop, objaśniając dokładnie na przykładzie.
- Sakura-chian! Przecież zaraz mają przybyć goście. Jak Ty się pokażesz obok matki w takim stroju?!? – załamywała ręce młoda kobieta. Dziecko jednak zaraz zsunęło się na ziemię ze zręcznością, znamionującą niemałą wprawę i przybrało skruszoną minę… zaraz po tym, jak puściło oko do swojego niedawnego „wierzchowca”. Szczęściem służąca tego nie zauważyła, próbując doprowadzić swoją podopieczną do jako, takiego stanu… Podobnie jak tego, iż „wierzchowiec” odpowiedział na zabawny sygnał tym samym, nawet na moment nie porzucając poważnej miny. Sakura zachichotała, po czym dała się odprowadzić do łaźni.
================================

Kset - wystarczająco ciekawe jak na przekupstwo ?? ;>
 

Ostatnio edytowane przez Sakura : 20-02-2009 o 21:04.
Sakura jest offline