Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2006, 20:17   #9
Merlin222
 
Reputacja: 1 Merlin222 ma wyłączoną reputację
W centrum Góry panował względny spokój. Nieliczne pochodnie tliły się przy ścianach roztaczając wokół przyjemny blask. Od czasu do czasu słychać było delikatny dźwięk dzwoneczka towarzyszący świstnięciu Gnomociskacza. Dwaj znudzeni strażnicy siedzieli na swoich drewnianych taborecikach i mętnym wzrokiem przyglądali się przelatującemu opodal gnomowi, gdy nagle zza swoich pleców usłyszeli ciche odgłosy kroków.
- Kto idzie! – Krzyknął jeden z nich. Drugi, wyraźnie zaskoczony, zerwał się na równe nogi i skierował grot swej włóczni w stronę ciemnej sylwetki.
- Och, nie chciałem was wystraszyć! To, ja Tin. Proszę, opuść broń. Siedziałem właśnie w mojej pracowni i pracowałem nad tym oto cacuszkiem – Tin podszedł bliżej gnomich wojowników trzymając w wyciągniętej dłoni trybikjazdnakorbkę – i byłem tak dumny z mego wynalazku, że koniecznie musiałem komuś o tym powiedzieć. Wtedy zacząłem się zastanawiać, któż będzie mógł mnie wysłuchać o tak późnej godzinie. Wtedy przypomniałem sobie, że dwa dzielne gnomy pełnią teraz wartę przy głównej bramie, ale skoro nie jesteście zainteresowani to ...
- Daj spokój. Gnashak, opuść tą włócznię bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz. A ty chodź tu i pokaż co tam masz.
- Widziałem, że tak bystrego gnoma jak ty zainteresuje mój wynalazek. Popatrz, tu jest taka mała korbka, którą trzeba zakręcić...
W tym samym momencie gdy Tin wyjaśniał strażnikom skomplikowane zależności i funkcje trybikjazdnakorbkę, mała postać powoli przemieszczała się po zawieszonej nad głowami całej trójki kładce.

- I co to robi?
- Pytasz co TO robi!? Całe mnóstwo! – Tin zerknął ukradkiem na most nad ich głowami i gdy zauważył, że Kolidrian jest już gotowy, przystąpił do dalszej części planu. – Widzisz, mógłbym godzinami opowiadać ci o całym mechanizmie wewnątrz tej maszyny, ale pozwól, że najpierw zademonstruję ci jej działanie. Do tego muszę oddalić się na kilka kroków i...

Gdy Kolidrian znalazł się centralnie nad wartownikami, a Tin był już wystarczająco od nich oddalony, wyszeptał słowa magii po czym delikatnie rozchylił dłoń, z której wysunęły się płatki róży.
- Słodkich snów panowie...

Obaj strażnicy opadli z powrotem na swoje drewniane taboreciki i nie wypuszczając z dłoni swych dzid, pogrążyli się w błogim śnie. Kolidrian z szerokim uśmiechem na twarzy ześlizgnął się po linie i stanął obok przyjaciela. Obaj wyraźnie zadowoleni ze swego planu, wytoczyli z ciemnego zaułka żywąrzeźbę i niepostrzeżenie wymknęli się na zewnątrz Góry.

Szli w kierunku tej samej polany, na której Kolidrian rozmyślał o swym śnie. Była wystarczająco oddalona od Góry by zaklęcie nie wyrządziło gnomom żadnej szkody i dość obszerna aby w razie ewentualnej eksplozji nie spowodować pożaru całego lasu. Szli powoli i w milczeniu. Obaj byli zbyt podekscytowani i ogarnięci niezwykłością całego wydarzenia aby niszczyć tak piękną chwilę czczymi słowami. Tej nocy miała zatriumfować nauka i magia. Pora ku temu była niezwykle dogodna, gdyż na niebie triumfowała Lunitari roztaczając swój karmazynowy majestat bo całej okolicy. Jak jego opiekun, Kolidrian również czcił i darzył szacunkiem tą jakże łaskawą boginię magii. Jednak gdy zwrócił twarz w kierunku tarczy księżyca, dziwny dreszcz przebiegł po jego ciele. Przez krótki ułamek sekundy zdawało mu się, że bogini nie pochwala tego, co chce zrobić. Mimo to, nie zamierzał zmienić zdania. Zbyt długo musiał się ukrywać i znosić obelgi innych. Nie może zmarnować takiej okazji. Zakrył twarz kapturem, jakby to miało uchronić go przed rozgniewanym wzrokiem Lunitari i ukryć jego nieposłuszeństwo.

- Jesteśmy. – Kolidrian uważnie rozejrzał się po okolicy po czym zsunął z głowy kaptur.
- I co teraz? Mam rozpalić ogień i przynieść jakieś śmierdzące ziółka?
- Nie Tin. Mam wszystko ze sobą, a ogień przyciągnąłby tylko czyjąś uwagę. Dobrze, schowaj się za tamtym kamieniem, nie chcę mieć ciebie na sumieniu jeśli coś pójdzie nie tak.
- Nudzisz Kolidrianie, jak zawsze. Co ma niby pójść nie tak? Do tej pory wszystko genialnie się układa, więc przestań jęczeć i weź się do roboty. – Tin nadal stał obok przyjaciela przestępując z nogi na nogę.
- Tin, naprawdę, powinieneś się schować.
- Ale wtedy nie będę mógł wszystkiego dokładnie widzieć!
- Dobrze, nie chciałem ci tego mówić, ale nie pozostawiasz mi innego wyjścia. Jeśli zostaniesz tutaj to będziesz mnie rozpraszał, a w takim wypadku mogę źle wypowiedzieć zaklęcie i wtedy nie tylko wysadzę nas w powietrze, ale i twój wynalazek stanie w płomieniach!
Kolidrian wiedział, że ma rację, ale w rzeczywistości los maszyny był mu obojętny. Nie mógłby jednak sobie wybaczyć gdyby cokolwiek stało się Tinowi. Gnom wyraźnie spoważniał. Sama myśl, że jego życiowe zadanie mogłoby zamienić się w kupkę pyłu przeraziła go.
- Psia kość, masz rację. Dobrze, że mam ze sobą moje szkiełkodopatrzeniazarównozdalekajakizbliska. Gdybyś mnie potrzebował, będę za tym głazem. – Tin błyskawicznie wskoczył za kamień i usadowiwszy się wygodnie na mchu, wyjął ze swej torby kwadratowe szkiełko i począł bacznie przyglądać się poczynaniom maga.

Kolidrian zamknął oczy. Głęboki wdech i wydech. Podniósł powieki i spojrzał na drewnianą twarz pokrytą błoną. Nie wiedział czego ma się spodziewać, ale było mu to obojętne. Delikatnie wyciągną z torby fiolkę z uprzednio przygotowaną miksturą i zatoczywszy wokół siebie i maszyny krąg z niebieskiego płynu, zaczął kreślić na błonie magiczne znaki. Czuł, jak za każdym dotknięciem w jego żyłach budziła się moc. Niebieski płyn pokrywający jego ręce powoli zaczynał się jarzyć błękitnym światłem. Nie pozostało mu już wiele czasu. Z wielkim trudem mógł opanować ekstazę, jaka go ogarnęła i zapanować nad magią, która zapłonęła w jego żyłach najgorętszym płomieniem.
- Shirki muan et muan pas sharcum hemena – wyszeptał.
Światło biło coraz intensywniej. Krąg wokół dwóch postaci stanął w błękitnych płomieniach, które zdawały się tańczyć w rytm słów maga.
- Shirki muan et muan pas sharcum hemena – powiedział ponownie tym razem bardziej donośnym głosem. Jeszcze tylko jedno powtórzenie i czar będzie kompletny, realny. Kolidrian zaczerpnął głęboko powietrza i zamknął oczy. Jednym tchnieniem, po raz ostatni wyrzucił z siebie słowa zaklęcia. - Shirki muan et muan pas sharcum hemena!
Płomienie strzeliły wysoko, ku gwiazdom, zasłaniając postać maga i maszyny. Impet magicznej fali, która rozeszła się po całej okolicy, cisnął ciałem gnoma o najbliższe drzewo. Mimo to, Tin nie odwrócił wzroku od niezwykłego światła. Nie miał zamiaru przeoczyć żadnego szczegółu. Światło zniknęło równie gwałtownie co się pojawiło. Na oblanej czerwonym blaskiem polanie pozostały tylko trzy sylwetki – gnom, Kolidrian oraz człowiek.

Rozdział 8
Czymże jest imię?

Kolidrian leżał nieruchomo u stóp sędziwego mężczyzny, który po raz pierwszy w swym życiu otworzył oczy i ogarnął wzrokiem nowy, niezwykły świat. Jego oddech był równomierny i spokojny. Starzec przez dłuższy czas stał nieruchomo, obserwując niebo, gwiazdy, drzewa, siebie, po czym jego wzrok padł na małe ciałko, leżące przed nim na trawie. Wręcz delektował się każdym bodźcem jaki odbierały jego wyostrzone zmysły. Słyszał miarowy oddech tej istoty, czuł delikatny powiew wiatru na swej twarzy oraz zapach sosen, które rosły wokół polany. Wręcz chłonął całym sobą wszystko co go otaczało. Dopiero gdy odnalazł się w tym zadziwiającym świecie, przykucnął i dotknął delikatnie ramienia Kolidriana.
- Stwórco. Jak mogę ci pomóc?
Kolidrian nie odpowiedział. Mimo to, jego umysł był przytomny. Wiedział, że ktoś do niego przemówił, lecz co ważniejsze, wiedział że odniósł sukces. Był bardzo osłabiony i odczuwał ból na całym ciele, jednak był szczęśliwy jak nigdy dotąd.
- Stwórco?
- Nic mi nie jest – wyszeptał spokojnie nie otwierając powiek.
Powoli, podpierając się na ramieniu człowieka, podniósł się z ziemi. Dopiero gdy pewnie stanął na nogach, odważył się spojrzeć na istotę. Oczy. Oczy koloru płomieni, które jeszcze przed chwilą szalały wokół nich. Przenikliwe, zimne, penetrujące i onieśmielające spojrzenie, które zdawało się wysysać całą życiową energię z każdego kto w nie spojrzał i mogło doprowadzić do utraty zmysłów. Tin! Dopiero teraz uzmysłowił sobie, że gnoma nie ma u jego boku. Błyskawicznie obrócił się w kierunku ogromnego głazu, gdzie ostatnim razem widział przyjaciela. Serce zamarło w jego piersi, gdy nie dostrzegł tam gnoma.
- Znajdź gnoma! – krzyknął bez zastanowienia do mężczyzny. Kolidrian chciał powiedzieć coś jeszcze, ale starzec uprzedził go.
- Pod drzewem. – powiedział, jednocześnie wskazując ręką miejsce gdzie leżał Tin.
Kolidrian poczuł niezwykła ulgę gdy zobaczył, że gnom powoli dochodzi do siebie.
- Wszystko mnie boli. Koli czemu ta ziemia tak wiruje? – oszołomiony Tin powoli podniósł dłoń i delikatnie dotknął czoła. – I jak? Zadziałało?
- Nawet lepiej niż się tego spodziewałem! – odpowiedział z niezwykłą satysfakcją.

Cdn
Copyright by Merlin222
 
Merlin222 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem