Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2009, 23:03   #6
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny

- Lucy, Lucy nie ociągaj się tak bardzo! Jeżeli mam dojść do miejsca, które obiecałem ci pokazać przed podwieczorkiem i twoimi lekcjami gry na fortepianie, to musisz iść szybciej - powiedział młody mężczyzna ubrany w niezbyt modny żółtozielony frak, nieco za długie spodnie oraz wyraźnie za ciasny pół cylinder, spod którego wystawały zielone, zaniedbane kosmyki włosów. Nie czekając na odpowiedź młodzieniec ruszył przed siebie starą, zarośniętą ścieżką znajdującą się na tyłach wiejskiej rezydencji ojca dziewczyny Williama Persona, Trzeciego Earla Ross.

„Stanowczo nie można o nim powiedzieć, że jest dżentelmenem. Zastanawiam się, po co z nim w ogóle idę” pomyślała sobie Lucy, nie zauważając przy tym jak kąciki ust jej przewodnika unoszą się delikatnie do góry.

Jednak tak naprawdę dziewczyna była wdzięczna, że Hrabia Pentecôte Arbe, jak kazał się nazywać młody mężczyzna o oczach koloru ziemi i tanecznych ruchach, zechciał ją zabrać ze sobą na wycieczkę po pobliskim lesie i obiecał pokazać jej rzeczy, których jak sam twierdził nie widziała żadna istota ludzka od 500 lat, czyli od czasu, gdy ostatni angielski mag opuścił wyspę. „A może powiedział coś innego?” - Nie miała jednak czasu by spróbować sobie przypomnieć dokładnie ich wczorajszą rozmowę, ponieważ pan Arbe wyprzedził ją o kilka dobrych kroków, tak, że w gęstych krzakach widziała jedynie zarys jego sylwetki.

Zresztą nawet jakby sobie przypomniała ich wczorajszą rozmowę, to i tak nie miałoby to żadnego znaczenia - dziewczyna nie słuchała zbyt uważnie pana Arbe. Nie była nawet pewna, kto ich sobie przedstawił podczas wczorajszego balu, wydanego przez jej ojca, na cześć Lorda Berkleya, ale prawdę powiedziawszy nie było to ważne. Ważne było jedynie to, że w końcu miała z kim zatańczyć, porozmawiać, pośmiać się i że nie był to John, ich stary i kochany, ale nieco przygłuchy ogrodnik, jej przemądrzała służka Anna czy jej osobista guwernantka panna Francis Fratige, której szczerze nie znosiła (o licznych gościach ojca nie wspominając, ponieważ jedyne co potrafili to ględzić o polityce i bardzo ważnych sprawach państwowych, które dziewczyny w ogóle nie obchodziły!).

„Założę się, że Suni nie spotka takiego oryginała jak pan Arbe. Umrze z zazdrości, gdy jej o tym opowiem!” - Ostatnia myśl spowodowała, że dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się. Biedna Suzanna, jej najbliższa przyjaciółka z Szkoły Dziewcząt Panny Derry w Londynie, spędzała rokrocznie wakacje u swoich dziadków w Walii i jedynymi gośćmi, którzy ją odwiedzali była jej bliższa i dalsza rodzina ze strony matki.

Szli jeszcze jakieś pół godzinny, zanim dotarli do niewielkiego jeziora. Nad jego taflą wisiało, a przynajmniej tak się dziewczynie wydawało, ogromne drzewo, które tworzyło most prowadzący na sam środek jeziora. Lucy nigdy nie widziała podobnego drzewa – powyginane gałęzie i poszarpane liście nadawały mu niepokojący wygląd. Także woda jeziora była dziwna: jej kolor był ciemnobłękitny, zimny, choć niebo tego dnia było wyjątkowo, jak na Anglię, bezchmurne, czyste i słoneczne. Nie było w niej też widać żadnej ryby ani żadnego innego stworzenia.

- Pozwól moja droga, że ci pomogę – powiedział pan Arbe, który jakimś sposobem wszedł na drzewo.
- Ależ… – odpowiedziała niepewnie.
- Nie ma się, czego bać! A prawdziwy sekret moja piękna pani można zobaczyć jedynie na środku jeziora. – Wskazał lewą ręką na koniec drzewa, bardziej przypominający taras widokowy niż konar. Dziewczyna wydawała się nieprzekonana, widząc to młody mężczyzna uśmiechnął się. - Przy brzegu nic nie widać, wiem, bo próbowałem i nie zobaczyłem nic prócz glonów. Za to tam… tam zobaczysz rzeczy cudowne, tak cudowne, że Suzanna wprost zzielenieje z zazdrości!

Lucy biła się z myślami, ale w końcu uznała, że chce zobaczyć sekrety, o których wspominał pan Arbe, tym bardziej, że od wycieczki w Hammerset – niewielkiej wiosce oddalonej o kilka mil – i wizycie w tamtejszym starym kościele nie widziała niczego ciekawego; może nie licząc obrzydliwej sukni panny Dorcy na wczorajszym balu. Pokiwała tylko głową na zgodę i wyciągnęła rękę do pana Arbe, żeby pomógł jej wejść na dziwne drzewo. Nie minęły dwie minuty, a dotarli na środek jeziora.

Widok zaparł dech w piersi dziewczynie. Brzeg jeziora znikł, a ona wraz z hrabią Arbe stali na niewielkiej wyspie otoczeni przez ocean. W oddali – na sąsiedniej wyspie albo może lądzie – było widać dwie smukłe wieże i białe mury miasta, które lśniły w popołudniowym świetle.
- Jak… jak to możliwe? – zapytała się Lucy. W jej głosie było słychać zdenerwowanie pomieszane z zachwytem.
- Och! Nie mogę zdradzić wszystkich swoich sztuczek - odpowiedział hrabia, robiąc przy tym minę jakby chciał powiedzieć, że o niczym nie wie, a przejście z jednego miejsca w drugie było jak najbardziej naturalne – ale jeżeli chcesz, to mogę cię zabrać do Fer’tagal.

Wskazał ręką miasto w oddali.


– Można tam zobaczyć Bliźniacze Wieże, Most z Klejnotów, a także wiele innych cudów. Wystarczy, że powiesz tak i obiecasz, że zatańczysz dziś ze mną na balu organizowanym przez moją przyjaciółkę księżną Merry. – Ostatnie zdanie hrabia Pentecôte wypowiedział z wyraźnym podnieceniem, ale i nieskrywaną nadzieją, że dziewczyna się zgodzi.
- Ale… ale co z moim lekcjami? Panna Fratige na pewno poskarży się mojemu tacie – broniła się, choć bez przekonania, Lucy.
- Cóż… wyślę do nich swojego posłańca! Nie na darmo jestem hrabią i mam różnego rodzaju przywileje! – Wykrzyknął. – Ruszamy moja droga panno Lucy?
- Tak – odpowiedziała.

*

17 lipca 1844 r., Londyn.

- Niedorzeczne! – powiedział głośno nieco wzburzony Lord Berkley odkładając na stolik z prasą London Tribune.
- Być może, być może panie Berkley – odpowiedział mu Tom Brown, jeden z młodszych członków elitarnego Klubu Rycerskiego przy Turner Road w Londynie, który siedział naprzeciwko – ale co by Pan zrobił, drogi Berkley, na miejscu biednego Williama? Co by Pan zrobił, gdyby pańska ukochana córka oszalała i opowiadała o elfach i innych mitycznych stworach z legend i bajek?
- Na pewno nie szedłbym z tym do gazet! – Odpowiedział wyraźnie poirytowany Berkley, który prasę uważał za wymysł szatana i groźbę dla interesów Wielkiej Brytanii. – Generalnie całe to zamieszanie, panowie, cała ta sprawa śmierdzi! – Zwrócił się do pozostałych członków Klubu, którzy byli obecni w niewielkiej klubowej biblioteczce. – A William sam stracił rozum skoro zwraca się z taką sprawą do pospólstwa i to jeszcze teraz, gdy w parlamencie jest nam potrzebny spokój i cisza.
- Jesteś niesprawiedliwy Berkley – odpowiedział Johnson, który siedział dwa stoliki dalej i od pewnego czasu przysłuchiwał się rozmowie. – Gdyby nie William nie siedziałbyś tu dziś tak spokojnie.
- Och! Moja sprawa nie ma z tym nic wspólnego!!!
- Nie ma? Mam ci przypomnieć, co zrobił dla ciebie… - Johnson poprawił się - dla nas wszystkich? – Ostatnie stwierdzenie spotkało się z cichą, ale zdecydowaną aprobatą wszystkich obecnych w pomieszczeniu członków Klubu Rycerskiego.
- Dobrze, dobrze… zrozumiałem. Co nie zmienia faktu, że dopuszczenie pospólstwa do biednej Lucy nic jej nie pomoże, a wręcz, jestem tego absolutnie pewien panowie, zaszkodzi. A teraz wybaczcie mi, ale mam ważne spotkanie w parlamencie. – Lord Berkley wstał, ukłonił się zebranym i wyszedł z pokoju.

Mimo to rozmowa na temat szalonej Luizy Person oraz niezwykłej oferty jej ojca trwała dalej. Zresztą w całym mieście – w najlepszych salonach, w parlamencie, ale także na londyńskiej ulicy – nie mówiono o niczym innym. Tysiąc funtów, które obiecał Trzeci Earl Ross za wyleczenie córki, a także niezwykłe opowieści, jakie ukazywały się na temat Person na łamach gazet, pobudzały wyobraźnię mieszkańców Londynu i sprawiały że o niczym innym nie rozmawiano.

------------

Prace nad wstępem trwają - jeżeli jutro utrzymam tempo z dziś, to późnym wieczorem powinien pojawić się post, jeżeli nie, to niestety dopiero w środę późnym wieczorem, gdy wrócę z IPN'u.

Rysunki: Zersen

Tom, wielkie dzięki za linki - ostatnio próbowałem kupić płytę z materiałami z drugiej strony, ale oczywiście już nie mieli żadnej kopii.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 24-02-2009 o 00:05.
woltron jest offline