Reporter wszedł za kobietą do środka. Ogarnęła ich niemal namacalna ciemność. Jedyne małe światło pochodziło z pomniejszonych drzwi przez które przed chwilą weszli.
-Chodźcie, chodźcie. - donośny głos rozerwał ciszę w której cała trójka była ogarnięta.
Chwilę później oślepiło ich światło, które ujawniło faceta siedzącego na fotelu. O dziwo uśmiechał się patrząc na nich.
-No nareszcie jesteście. Myślałem już, że nigdy się nie doczekam. - rzekł dalej mężczyzna wyraźnie ciesząc się z naszej obecności.
-Nie będę marnował wszego czasu. - Urwał i wybuchnął śmiechem, zaskakując Mike'a i resztę. - To niezwykły paradoks, bowiem oto znaleźliście się w miejscu, gdzie czas nie rusza się nigdzie, nawet gdyby próbować rozpędzić go celnym kopniakiem w jego czcigodne cztery litery.
Facet tupnął nogą i niedaleko ciemność rozdarł kolejny słup światła rozświetlający wielką dziesięciometrową klepsydrę. Po chwili reporter zobaczył że w zwężeniu był jakiś człowiek, a raczej mumia zważając na to że cały był obandażowany. Miotał się jakby każdą cząstkę jego ciała przypiekano rozgrzanymi do białości prętami. Mike przestał słuchać co więcej ma do powiedzenia facet w garniturze, tylko patrzył na to dziwne zjawisko. Po chwili jednak spojrzał na mężczyznę.
- Namyślcie się, pogadajcie sobie, a jeśli zechcecie mi pomóc, wróćcie pod starą Marry - Zamarł na chwilę. - Mówiłem o latarni, ona nazywa się Marry i jest bardzo drażliwa, więc lepiej używajcie jej imienia.
Puścił do nich oko i wyszedł przez drzwi.
Mike ponownie spojrzał na klepsydrę i mumię, a potem na swoich towarzyszy.
-Co o tym sądzicie? Czy on myśli że pomożemy mu przepchać te jego piekną klepsydrę?
__________________ Wyłącz się!
Ctrl+W |