To się nazywa... rozpierducha.
Tak, zdecydowanie właśnie tak to trzeba nazwać.
Po raz kolejny zresztą Pan obdarzył ją swą łaską i pokazał, że nad nią czuwa, z braku laku zsyłając jej jako anioła objawienia faceta z torbą na głowie. No cóż, dobre i to... szczególnie biorąc pod uwagę stan, w jakim znalazł się teraz „zakuty łeb”.
Otrzepawszy lekko lateksowy strój z kurzu, Grzech podeszła do leżącego osobno hełmu Bronsteina i podniosła go do góry. - A nie mówiłam? – rzekła z satysfakcją do kawałka metalu – Jam jest narzędzie w rękach stworzyciela, jam jest ta, która kara za grzechy. Znaj jednak łaskę Pana diabelski pomiocie. Skoro nie sczezłeś, znaczy to, że Bóg dał ci szansę zadośćuczynienia krzywd, jako... mój pomocnik. << Kiedy tylko się uporządkuję...przetrącę Ci kark...>> Mruknął, wyraźnie rozeźlony, choć utemperowany. <<Twój Pan musi być wyjątkowo...kapryśny. Skoro zsyła diabła, żeby Cię uratował.> Odgryzł się złośliwie, lecz nic więcej nie powiedział bowiem posiadaczka jego przyłbicy zachichotała wyraźnie rozbawiona niźli rozeźlona. - To tylko puste pudło. – powiedziała cicho, aby sam Bagman nie usłyszał.
Przytroczywszy "zakuty łeb" niedawnego przeciwnika, Grzech skierowała się w kierunku trójki swoich towarzyszy (chyba trójki, o ile ta laska to była wciąż Cyntia) oraz nieznajomego. Chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o tym co się zdarzyło, stanęła w pobliżu, zbyt dumna, by zadać jakiekolwiek pytanie. Chwila wytchnienia była jej zresztą na rękę, wciąż bowiem regenerowała swoje ciało po walce z metalowym rycerzem. - Tego szczurowatego coś zassało, zniknął. – rzekła tylko od niechcenia cały czas przyglądając się niejakiemu Fantastique.
__________________ Konto zawieszone.
Ostatnio edytowane przez Mira : 24-02-2009 o 21:51.
|