Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2009, 21:07   #22
Ayame
 
Ayame's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayame nie jest za bardzo znany
Przemieniona dziewczyna uśmiechnęła się, nie zjadliwie, ale raczej... uwodzicielsko ? W każdym razie zawiesiła się na ramieniu Fantastique`a mówiąc niskim głosem, jakby mruczała:
- Wszystko w jak najlepszym porządku, skarbie.- przymknęła oczy delikatnie pocierając policzek o przedramię rozmówcy. Była dziwnie szczęśliwa... W nosie miała to, że otarła się o śmierć. W gruncie- fajnie było. Przynajmniej jakaś adrenalinka. Olała gadającą konserwę. To sprawa bruneta. Natomiast nie umknęła jej uwadze Grzech, najwidoczniej lekko zdziwiona całą sytuacją. Coś mówiła o zniknięciu szczurołaka. Zachichotała.

- Nie przejmuj się nim... Najwidoczniej wrócił do piekła, bo mu się tutaj znudziło.- zauważyła, że panna ubrana w lateks przygląda się Fantastique`owi i wtuliła się mocniej, delikatnie uśmiechając się pod nosem. Mężczyzna mruknął pod nosem, najwyraźniej niezwykle zadowolony z przedstawienia, które w jakiś sposób sam wykreował. Obłąj kobietę w talii i przyciągnął bliżej do siebie, dotykając jej włosów z abstrakcyjną i nie pasującą doń czułością.

- Dobrze. Doskonale...jak cieszę się, że i twe nastawienie uległo...zmianie moja droga. Wydawałaś się taka...przygnębiona i zgorzkniała pod wpływem tego pomniejszego demona. Na szczęście...to minęło. Czy też zostało zastąpione bardziej radosnym nastawieniem. Heh.

Przeciągnął delikatnie dłonią po jej włosach, zaczerpnąwszy równocześnie ich zapachu. Wydawał się owładnięty dziwna formą upojnej fascynacji. Jednak...to minęło jak trzaśnięcie bicza, kiedy ślepia ponownie zyskały na ostrości, a głos skierował się do "gadającej puszki".

- Jak już mówiłem...znam się na interesach. Sądzę, że bez przeszkód możemy zmienić naszego...pracodawcę. Złaszcza, że HYDRA posiada problemy techniczne. Ta grupa zdaje się być na tropie czegoś bardzo ciekawego, czego nie widziałem na tej ziemi od dawien dawna. Wiesz...fenomenalna, niczym nie ograniczona, kosmiczna moc...i takie tam błahostki.

-BARDZO BŁAHE. ŁADNY WYSZEDŁ MI KRATER?
Może tamci zwracali się do puszki, a nie torby (ale hej! oba z tych produktów są powszechne w supermarketach), która właśnie wygrzebała się z wyżej wymienionego, ale co mu przeszkadzało włączyć się do dyskusji? No, właściwie nic.
-BO Z TEGO CO PODPOWIADA MI INTUICJA, WIELE PIĘKNYCH DZIEŁ SZTUKI MOGLIBYŚMY RAZEM UCZYNIĆ.
Samancie bardzo podobało się takie troskliwe (?) traktowanie. Położyła dłoń na ręce Fantastiqe`a na jej talii a drugą dotykała jego twarzy. Przez pewien czas siedziała cicho rozkoszując się nowym doznaniem ciepła bijącego od innej osoby. Rozśmieszył ją dopiero Torbogłowy. Ten to ma dopiero fantazję.
- Genialne! Moim zdaniem minąłeś się z powołaniem... Może powinieneś zmienić zawód na cyrkowca? Albo akrobatę!
-A JA MYŚLAŁEM ŻE CAŁY CZAS JESTEŚMY W CYRKU. GASP.
- Słuszna uwaga. Hmm... Tylko kto tu jest kim? Jakieś propozycje? Bo ja bym się osobiście pisała na poskramiacza dzikich zwierzątek...- cwany uśmiech zagościł na jej twarzy.
-CZŁOWIEK-KULA ARMATNIA, ŁAMACZ PRĘTÓW I PODNOŚNIK SŁONI TO MOJE MARZENIA Z LAT DZIECIĘCYCH.

- Całkiem nawet trafne... Nie uważasz Fantastique? Kim ty chciałbyś być?- dała krok w tył tak, że jej plecy spotkały się z torsem większego od niej mężczyzny.

-[i]MYŚLĘ, ŻE IDEALNIE PASUJE NA TEGO, KTÓRY WYSTĘPUJE PRZED PRZEDSTAWIENIAMI W FANTAZYJNYM STROJU I OCZAROWUJE WIDOWNIE, WPROWADZAJĄC ODPOWIEDNIĄ ATMOSFERĘ.

- Heh. Zwykle kiedy ludzie prawią mi tyle komplementów, oczekują czegoś w zamian. Nieważne. Rola mistrza ceremonii zawsze mi odpowiadała, niezależnie od miejsca.

Uśmiechnął się i trzasnął karkiem z cichym westchnieniem.

<<Przestań robić z siebie błazna i pomóż mi się pozbierać!>>

Ryknął zakuy łeb, wyraźnie rozeźlony w stronę kuglarza.

- Czy to...Twoje życzenie? Heheheh...

<<...Fantastique, pomóż mi, albo, jak słowo daję...>>

- Dobrze, już dobrze. Nie denerwuj się druhu. Zaraz się tym zajmę.

Odstawił swoją wybrankę delikatnie na bok, sam zaś uniósł dłonie niczym wirtuoz. Czarne części zawirowały jak kołowrotki, wystrzelając z pomiędzy różnych lokalizacji w piaskowych wydmach. Kręcąc się dookoła, zaczęły tworyć jedną całość. Pancerz klatki piersiowej zyskał ponownie na wykupłości. Elementy naszły na siebie z cichym trzaskiem. Rycerz ponownie był kompletny.

<<...Dziękuję. Z tą smarkulą w lateksie jeszcze się policzę. Co więc teraz...>>

- Hmmm. Niech no ja pomyślę. Możemy wyruszyć na poszukiwanie magicznych świecidełek, które rzekomo znajdują się we wraku nieopodal...lub. Poczekać na Tempesta i jego ranną oblubienicę jeszcze kilka minut. Oczywiście przekonanie jego będzie nieco...kłopotliwe. Heh.
Fakt, że to Bagman zwalił mu się na głowę i rozłupał na części pierwsze, zdawał się umknąć rycerzowi. Przewrócił oczyma, jakby odczytywal to wszystko z układu chmur i gwiazd na niebie. Może faktycznie tak było? Kto wie.

Samantha założyła rękę na rękę i obserwowała ciąg zdarzeń. Fantastique niczym magik poskładał puszkę do kupy nie dotykając jej wcale na co klasnęła kilka razy w geście aprobaty. Może powinien być raczej magikiem? Ten komentarz zachowała jednak dla siebie. Stała na boku cierpliwie czakając na powrót uwagi ze strony bruneta. Nie chciała być nachalna... Co więcej czuła, że powinna dać mu do zrozumienia, że sam też musi się postarać... Swoją drogą było nawet chłodno na pustyni o tej porze... Padło imię mężczyzny, który chciał ją zabić jeszcze chwilę temu...

- Trudne skarbie? Oj nie chcę nic mówić, ale choćby ze względu na mnie nie wiem czy wykonalne... Sam widziałeś, że jego koleżanka chyba mnie nie polubiła- powiedziała z udawanym smutkiem lekko pocierając ramiona. Bagman zaś pocierał swoją torbę, w wyraźnym zamyśleniu nad sprawami wagi i głębi kosmicznej. Intensywnie wbijał swoje oczy w rudą.

W pewnym momencie uderzył pięścią w dłoń, jakby odkrył sens istnienia!

-A! TO TY.

No w sumie, naszyjnik miała. No nic! Przekierował spojrzenie na pana mistrza ceremonii.

-PAN LUBI SPEŁNIAĆ ŁADNE PROŚBY JAK WIDZĘ. TEŻ DOSTANĘ JAKIEGOŚ CUKIERKA?

Bagman zawsze lubił łapać się na darmowe obiady. Problem polegał na tym, że Fantastique doskonale wiedział o fakcie, że "nie ma darmowego lunch'u". Kły błysnęły jakby za chwilę miał wytargać zza pazuchy cyrograf, choć niestety, tak się nie stało.

- Hmm...a o co się panu rozchodzi...panie Drake. I jak wiele jest pan gotów zapłacić za swojego "cukierka"? Bo ograniczeniem w moim przypadku jest tylko...wyobraźnia.

Pan Drake schował ręce za plecami, oparł ciężar na jednej nodze, wbił wzrok w podłoże, wiercąc je butem umiejscowionej na odciążonej stopie. W skrócie, pan Bagman był jak wstydliwa Bagmanka z dobrego domu.

-OJEJ...MOGĘ OBIECAĆ, ŻE DO KOŃCA TEJ BARDZO BŁAHEJ MISJI NIE ZDECYDUJE SIĘ NA OPUSZCZENIE SCENY CYRKOWEJ W CELU WIZYTY NA HAWAJACH, A W SZCZEGÓLNOŚCI WTEDY, GDY BĘDZIE TO OZNACZAŁO ZAGROŻENIE JEJ POWODZENIA, A TAKŻE SPRÓBUJE PRZEKŁADAĆ NAD OSOBISTĄ ZABAWĘ I EKSPRESJĘ ARTYSTYCZNĄ DOBRO WSZYSTKICH WTAJEMNICZONYCH?

- Doskonale. Bardzo mi to odpowiada.


Fantastique uśmiechnął się złośliwie.

- Jako pokwitowanie i gwarancję wezmę pańską duszę, panie Drake. Uczciwie, prawda?

- A NIE MOGĘ DAĆ W ZASTAW MOJEJ TORBY? GDYBY JEJ COŚ SIĘ STAŁO, BARDZIEJ BY MNIE ZABOLAŁO...

- Hmmm...nie wydaje mi się. Stawka ustalona z góry i niezależna ode mnie. Zasady firmy, rozumie pan. Choćbym nie wiem jak bardzo chciał, nic na to nie poradzę. Jedno życzenie na osobę, o wyżej ustalonej wartości zwrotnej.

- HM. ALE DOSTANĘ JĄ Z POWROTEM, A BONUS ZOSTANIE? W KOŃCU POWIEDZIAŁ PAN, "GWARANCJĘ".

- Powiedziałem także "pokwitowanie". A na nie nie przewiduję zwrotów.

-W SUMIE TO PEWIEN STARSZY PAN MA U MNIE KREDYT, KUPIĘ OD NIEGO NOWĄ, ALBO POPROSZĘ O REKONSTRUKCJE STAREJ.

- Ach. Tak, znam go. Mamy więc umowę jak mniemam...przypieczętujmy ją.


- ZNASZ GO? HMM. PODEJRZANE! PEWNIE MASZ JAKIŚ KRUCZEK NA MÓJ WYBIEG W TAKIM RAZIE. HMM, WIĘC TAK...ODPORNOŚĆ NA WSZELKIEGO RODZAJU MAGIĘ, ZMIANY RZECZYWISTOŚCI, CZASOWOŚCI I PODOBNE CUDA NIEWIDY, POD POSTACIĄ SFERY O ROZPIĘTOŚCI MOICH RAMION, PRZEPUSZCZAJĄCA NIEKTÓRE EFEKTY NA MOJE WYRAŹNE ŻYCZENIE?

- A do tego 50 darmowych minut.


Długowłosy wyciągnął dłoń do większego od siebie mężczyzny. Gdy ten ją uścisnął, z wewnątrz gestu zaczeło wydobywać się czerwone światło w postaci setek, małych, rezonujących na wszystkie strony igieł. Pokaz kuglarski urwał się tak szybko jak rozpoczął. Bagman, nie czuł żadnych zmian. Może go okantowali? Samantha natomiast nawet nie zorientowała się, kiedy właściwie przywdziała czarny, zdobiony, stylowy płaszcz...którego wcześniej nie miała.

- Więc...było Ci zimno, moja droga? Mam nadzieję, że już lepiej.

Fantastique przeszedł kilka kroków i ponownie ją objął, z czułością, która zdawała się kolidować z całym jego jestestwem. Młoda dziewczyna była z początku lekko zaskoczona, ale odwzajemniła gest. Nass`ri nigdy nie był dla niej taki miły.

- Zgadza się. Dziękuję.- pocałowała go w policzek- A co z tą dwójką? Kościejem i temu... jak mu tam było ... Haha! Zapomniałam - wystawiła figlarnie język. Oczywistością było, że się z nim bawi. Mężczyzna uśmiechnął się i spojrzał jej głęboko w oczy całując...

<<Hej błaźnie. Załatwcie sobie pokój! Nie będę tu czekał w nieskończoność i obserwował tego migdalenia! Idziemy, ale już...>>

No...może nie tym razem. Zbroja ponownie przemówiła, zaś jej niewidoczny właściciel musiał być największym malkontentem świata. Nie czekając na resztę, zaczął człapać w stronę carriera S.H.I.E.L.D. Fantastique nie zmieszany, choć wyraźnie wyrwany z rytmu westchnął.

- Faktycznie. Chodźmy nim zjawi się Tempest. Na to co dobre, przyjdzie czas.

Samantha poczuła się rozczarowana, kiedy im przerwano. Podobało jej się to i to śmieszne uczucie, jakbyw brzuchu miała motyle. Kiwnęła jedynie półnadąsana głową i odsunęła się od Fantastique`a, żeby moć ruszyć za blaszanką.
 
Ayame jest offline