Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2009, 20:17   #24
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Wszyscy szli w milczeniu. Wewnątrz helicarrier’a panowała ciemność, przecinana awaryjnymi lampami, skwierczącymi przewodami i przygasającymi, lokalnymi pożarami, zażegnanymi przez systemy wewnętrzne. Z zewnątrz okręt wyglądał gorzej niżeli na wewnątrz, co dobrze stanowiło o tym kto go zbudował. Jak widać, rząd nie tracił pieniędzy na bzdury i nie ciął po kosztach. Na swojej drodze napotkali także kilkanaście ciał w charakterystycznych granatowo-białych uniformach, jedne z nich spalone, inne rozerwane przez ciśnienie na kawałki. Jednak jednostka tego typu miała znacznie większą ilość załogi, co oznaczało, że pozostali agenci skorzystali z kapsuł ratunkowych, lub innego sposobu ucieczki. Albo byli gdzieś tutaj…czekając na nieproszonych gości. Grzech miała dziwne poczucie niebezpieczeństwa, które nie opuszczało jej nawet na krok, jednak rekonesans terenu nie wykazywał żadnego przeciwnika, czy pułapki, czających się w odmętach uziemionej, latającej łajby. Amulet zaczął lśnić jasnym światłem i rezonować w sposób, który sugerował, że poszukiwane przedmioty są bardzo blisko. Tak rzeczywiście było. Grupa stanęła przed grubymi, metalowymi wrotami, oznakowanymi jako X-TN CARGO BAY #2. Zapewne istniały inne, podobne pomieszczenia, jednak świecidełko doprowadziło ich do tej lokalizacji. Samantha opatulonej w ciepły płaszcz nie przeszkadzał nawet makabryczny widok. Jej zabaweczka uwieszona na szyi zaczynała błyszczeć co raz ładniej i sprawiało jej to dużą frajdę. Jakby była małą dziewczynką czekającą na prezent gwiazdkowy. Na twarzy jaśniał jej uśmiech.
- No to jesteśmy w domciu. To tutaj... To po cokolwiek przyszliśmy.- powiedziała poprawiając ręką zmierzwione włosy. Bagman zastanawiał się, czy jego życzenie było dobrym wyborem. W sumie...dobra koszulka mogłaby być lepszym wyborem. Teraz jednak był nieco większy problem, metalowy problem.
-PUKAMY?

-Hmm... W zasadzie czemu nie? Ale czy przyjecie niespodzianka nie było by lepsze?

Zwróciła głowę w stronę reszty "drużyny pierścienia" a raczej wisiorka...

-HMM. ALE KULTURA TO TEŻ WAŻNA SPRAWA.

Bagman zapukał w drzwi. Niestety z marnym skutkiem, ponieważ z drugiej strony nikogo nie było w domu. Lub po prostu bali się otworzyć.

-NIE MA NIKOGO W DOMU?

Bagman westchnął i oparł dłoń o ścianę metalu, następnie skierował swój wzrok na resztę grupy, niejako zadając pytanie, czy to oby wypada tak wejść z klasycznego kopa czy lewego prostego w drzwi? Fantastique jedynie wzruszył ramionami, nie będąc do końca pewnym tego, jak powinien podejść do sprawy. Żywa zbroja zrobiła krok w kierunku drzwi. Rycerz zamachnął się gwałtownie, zaś w jego dłoni, jak na komendę, powstał miecz utkany z energii, który trafił we wrota. Zdziwienie grupy było niemałe, kiedy uderzenie wyzwoliło wiązkę energii elektrycznej o dość mocnym natężeniu, odrzucając zarówno Bronstein'a jak i torbogłowego. Na drzwiach nie pozostał najmniejszy ślad po uderzeniu. Cudotwórca skrzywił się nieznacznie, pocierając palcem policzek.

- Hm. Adamantium. Dostanie się do środka może zająć...nieco czasu.

Płomiennowłosa dziewczyna podeszła do drzwi szukając czegoś, co można by nazwać klamką. Cóż, klamki może i nie znalazła, jednak w ścianę po lewej wkomponowany został panel konsoli, którego ekran był obecnie mocno nadpęknięty. Choć ustrojstwo wciąż funkcjonowało.

- Czy jest na sali technik? - powiedziała z palcem wskazującym lekko dotykającym ust, parodiując znane " Czy jest na sali lekarz?"

-NIE PATRZCIE NA MNIE.
Niedawno odkopnięty, pocierający z troską własne ramię Bagman nie miał zbytniego doświadczenia z tak delikatnymi sprawami. Zawsze sądził, że ma za duże palce i wciskając enter, wciska przy okazji delete.
-JAK CHCIAŁBYM BY BYŁ Z NAMI GHOST. TEN TO BY SIĘ TYM ZAJĄŁ...
Och, Duchu, gdzie żeś był, jak Cię potrzebowali?!

- A ty, skarbie? Nie możesz nic z tym zrobić?

- Moje moce...opierają się na specyficznej walucie...więc o ile ktoś nie jest w stanie uczynić drobnej inwestycji, jestem równie bezsilny jak reszta.


Fantastique gwałtownie zmarkotniał. Widać lubił panować nad sytuacją, a brak władzy doprowadzał go do szewskiej pasji. Bronstein przeszedł obok wrót, przyglądając im się uważnie. Zdawał się być jak wilk, który okrąża królika. Problem polegał na tym, że królik ów miał spore szanse połamać mu zęby. Grzech posiadała niejakie rozeznanie techniczne, jednak złamanie 30 cyfrowego kodu nie wchodziło raczej w jej możliwości. Przynajmniej nie w przeciągu następnych kilku miesięcy.

Płomiennowłosa podeszła do bruneta delikatnie przykładając dłoń do jego policzka w geście pocieszenia. W jej zielonych oczach zabłysła troska.

- Nie szkodzi. Nie przejmuj się tym.... Hmm... A może po prostu małe spięcie wystarczy...? Konsolka wydaje się być rozwalona...
-EH.
Bagman znowu cierpiał na syndrom "Nuda!", połączony z usilną chęcią wyjścia za planszę górą. Naprawdę cierpiał. I w końcu stwierdził, że więcej cierpiał nie będzie! Torbogłowy przebił się przez sufit, omal nie zrzucając Samanthcie na głowę dwóch stalowych belek przy swojej renowacji. Chwilkę później jednak, Drużyna Pierścienia mogła usłyszeć podobny dźwięk, tylko troszkę dalej...znaczy, przebijania się. Nie spadania komuś czegoś na głowę.
-A JA JESTEM ZA DRZWIAMI, HO HO HO.
Wyżej wymienione otworzyły się, niczym te do Morii, czy jak to tam miało. Torbogłowy wesoło machał reszcie łapą, drugą kombinując coś przy konsolce awaryjnej.

Sam była lekko zdziwiona, ale nie mniej pod wrażeniem. Spojrzała na miejsce gdzie jeszcze nie dawno stała i przełknęła ślinę... O mały włos...

<<Ha! To rozumiem! Że też sam na to nie wpadłem!>>

Ryknął wyraźnie zadowolony właściciel zbroi, wchodząc do środka i klepiąc Bagman'a po ramieniu. Fantastique, upewniwszy się, że nic nie stało się jego wybrance, westchnął jedynie cicho odnośnie występu dwóch troglodytów i puszczając kobiety przodem, także wszedł do środka. Jeśli chodziło o wnętrze pomieszczenia...cóż. Było niezwykle przestrzenne. Ogrom ładowni przytłaczał. Była w połowie wypełniona rozmaitymi, plastikowymi skrzyniami o odpowiednich numerach. Bardziej...imponujące eksponaty zdawały się być oszklone (i zabezpieczone), o czym świadczył oddzielny system alarmowy każdego z nich. Dziwne miecze, futurystyczny ekwipunek, czy w końcu kamienie szlachetne. Widoki te tworzyły w jakiś sposób spójną całość. Samantha szybko odnalazła odpowiednie skrzynki. Podeszła do nich kołysząc biodrami i usiadła zakładając nogę na nogę na jednej, tuż obok odpowiedniej.

- To te! Jak miło, że nie ma alarmu... Ale to troszkę podejrzane prawda? No nic. Panowie- wykażcie się proszę.- mrugnęła zalotnie okiem w stronę męskiej części publiczności. Nie powinni mieć problemu ze wzmocnionym plastikiem. Przynajmniej tej, która ją obserwowała. Tacy chociażby Bagman i Bronstein byli zajęci zawiązywaniem fascynującej, męskiej przyjaźni, mającej w sobie takie elementy jak wspólne oglądanie meczów piłkarskich czy...erm. No, meczy piłkarskich tutaj nie mogli oglądać, ale za to mogli przyglądać się mieczom na wystawie, za szybami. Fantastique podziwiał czerwony jak krew klejnot, znajdujący się w centrum lokalizacji. Zdawał się być całkowicie pochłonięty świecidełkiem. Kobieta zrozumiała, że nic nie wskóra. Westchnęła ciężko i zeszła z pudła. Nie to nie. Ruszyła w stronę drzwi. Lepiej żeby nikt nie zaszedł ich od tyłu. Pomysł dobry taktycznie jednak...przeprowadzony zbyt późno. Czyjś łokieć właśnie wbił się w nos dziewczyny, odrzucając ją kilka metrów do tyłu, wprost na Fantastique'a. Mimo, że amant zamortyzował upadek, sam wpadł w szkło, które pękło z trzaskiem, powodując uwolnienie wiązek laserowych, które zaczeły oscylować po całym pomieszczeniu, wypalając wszystko na swej drodze. Grzech odskoczyła w ostatniej chwili, tracąc kosmyk swoich włosow, Bagman, posiadał nadpaloną torbę, a Bronstein patrzył z niedowierzaniem na swoją rękę, która leżała na podłodze. Fioletował energia zaiskrzyła z wnętrza rycerza, wraz z donośnym.

<<Kurwa mać!>>

Brunet podnosił się z podłogi, badając z niedowierzaniem wystający mu z boku kawał szkła. Nietypowa postać weszła do środka, stając na granicy widzialności. Nie był to Tempest, jak spodziewał się Bagman, och nie. Nie była to też jego wybranka serca. Choć...w istocie kobieta. Odziana w strój wizytowy, charakterystyczny dla CEO dużych firm, bardziej niż wojskowych S.H.I.E.L.D., nieznajoma otrzepała bok swojej marynarki. Z jej prawym okiem było coś mocno nie tak. Zdawało się być sztuczne, konkretniej stanowić cyborgizację, która ziała szarym światłem.

- W istocie, to nieco podejrzane, prawda?
W lewej dłoni ściskała małe puzderko, przypominające detonator. Sam trzymała się za lekko krwawiący nos, który zaleczał się powoli. Jej wyraz twarzy mówił jedno: "zabiję tę sukę". Spojrzała na Fantastique`a kątem oka po czym wstała, lekko otrzepując ubranie. Była na niego lekko fochnięta. Należy mu się kara za zignorowanie jej, ale nie zmieniło to faktu, że poczuła się winna i nieco zmartwiona czy się uleczy czy też nie. Postanowiła jednak skupić uwagę na nowo przybyłej.
- No tak jakby... A ty to niby kto?- położyła dłoń na biodrze. Ciekawe czy w razie czego udałoby się ją usmarzyć... A może lepiej podwędzić... A najlepiej w ogóle to chyba wykurzyć...

Było bardzo wiele czynników, które nakłoniłyby Bagmana do tego, by poprosić kogoś o popcorn i pozostawić sprawę do rozstrzygnięcia kobietom. Naprawdę wiele. Ale czasem jeden argument potrafi przebić wszystkie inne...miał on "d" na początku, "r" na końcu, a w środku-naprawdę dużo rozrywki. Terrorystki z detonatorami to jeden z bardziej wybuchowych typów białogłowych, tak. Grzech słyszała kiedyś o nielicznych operatywach S.H.I.E.L.D., których nie obowiązywał strój "wizytowy". Zwykle mieli oni najwyższe uprawnienia i...niejednego asa w rękawie. A biorąc pod uwagę detonator, wszystko wokół było zapewne..."zabezpieczone". Mandaryn z pewnością nie będzie zadowolony, kiedy jego świecidełka zaczną zwiedzać orbitę.

 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri

Ostatnio edytowane przez Highlander : 27-02-2009 o 20:23.
Highlander jest offline