Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2009, 22:52   #10
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie


Stojąca tuż obok Niny Fawcett, sporo od niej młodsza kobieta nerwowo zaciągała się papierosem. Nie była pewna czy dobrze robi wpisując się na listę. Raeleigh z pewnością wściekłby się na nią. Ale nie mogła zostać. Jeśli miała go uznać za zaginionego, musiała zrobić absolutnie wszystko, co tylko możliwe, żeby go odszukać. Dopiero później będzie mogła spojrzeć prawdzie w oczy. Później…

- Brian – powiedziała cicho podchodząc w kierunku biurka. – Jeszcze ja.
- Willa?
– głos Niny zdradzał niedowierzanie.
- Muszę pojechać. Rozumiecie przecież.

Dyott, szukając chyba potwierdzenia ukradkiem zerknął na młodszego syna Fawcettów, zaledwie dwudziestojednoletniego Briana. Chłopak skinął głową.

- To jest mój brat – wskazała stojącego z boku, na oko trzydziestoletniego mężczyznę, podobnego do niej jak kropla do kropli.

- Jest kartografem. W jego towarzystwie będę się czuła pewniej… William Blackhill – podyktowała piszącemu mężczyźnie.


*


fot. Willa Rimmel, Montmartre ok. 1923r

*

Nie do wiary jak łatwo przyszło Billy'emu sprowokowanie chłepczącej herbatkę świeżo zebranej objazdowej trupy młodego Fawcetta. Oceniali się i mierzyli niczym przed rozpoczęciem bitwy. Grupa, choć jeszcze nie została utworzona, już była podzielona na co najmniej dwa obozy. Siedząc na poręczy fotela, w którym spoczywał jej brat, Willa zaciągnęła się papierosem. Korzystając z chwili ciszy, odezwała się z uśmiechem.

- Nie mam nazbyt wielkiego doświadczenia w kwestii podobnych wypraw, ale jestem PRZEKONANA, że aby mieć jakiekolwiek szanse na powrót, musimy trzymać się razem. Wiem, mój brat potrafi być antypatyczny.

Ciągnęła nic sobie nie robiąc z miny Billy'ego. Przeniosła spojrzenie jasnych oczu na przystojnego mężczyznę, który w dobrze skrojonym ubraniu w stylu safari wyglądał, jakby przez jakąś haniebną pomyłkę znalazł się nie w tej bajce. Jego silna sylwetka zdradzała, że stworzony jest do przedsięwzięć wymagających więcej wysiłku niż sączenie herbaty. Kobiet musiał mieć na pęczki. Posłała mu ciepły, odrobinę przepraszający uśmiech.

- Szczególnie pan, panie Wellington nie powinien dać mu się podpuszczać. Zapewniam, że wobec braku reakcji, prędko mu się to znudzi.

- Jestem Willhelmina Rimmel, mój mąż jest jednym z tych zapaleńców, którzy bez wieści przepadli w Mato Grosso. Sama jestem historykiem sztuki. Nie mam większych kwalifikacji jeśli chodzi o przetrwanie w dziczy, zapewne nie będę tak przydatna jak żadna z pań, o panach nie wspominając, ale musicie państwo zrozumieć, że nie jestem w stanie dłużej siedzieć bezczynnie.


Była na siebie odrobinę zła. Znów wchodziła w rolę rozjemcy na osi Billy – reszta świata. Może choć raz powinna była ugryźć się w język, bratu przydałaby się nauczka. Żałowała tylko, że łatwiej było jej o tym pomyśleć – najczęściej po fakcie – niż wcielić ową myśl w życie we właściwym momencie. Miała nadzieje, że ci, w końcu przecież dorośli, ludzie nie poddadzą się zbyt łatwo specyficznemu urokowi jej bliźniaka.

Słuchając opowieści o czyhających na ich grupę niebezpieczeństwach, przyglądała się przyszłym towarzyszom podróży. Byli niecierpliwi, to już o nich wiedziała.
Szczególną jej uwagę przyciągnął Brock.
Nie mogła pozbyć się wrażenia, że skądś go już zna.
Uporczywie próbowała wyszperać w pamięci cokolwiek na jego temat...
 
hija jest offline