W duchu niesamowicie cieszył się z przybycia Alexa. Ta kobieta... Kto wie, co stałoby się później, kto wie, czy by jej nie uległ. Teraz nie było ryzyka, teraz był bezpieczny, przynajmniej chwilowo - pełno było bowiem innych problemów, a i sprawę kobiety trzeba zbadać... Żałował śmierci Briana - spędzał on w końcu wiele czasu w tych piwnicach, być może zdołałby coś mu wyjaśnić...
Na zewnątrz jednak Robert był chłodny, jak zwykle. Ze spokojną miną wysłuchał słów Brujaha, wbijając w niego zmęczone już całą tą nocą oczy. Śmierć. Powinna z niego zostać kupka popiołu. Dopuścił się jednej z najgorszych możliwych w ich świecie zbrodni, za którą jeden z radnych już zmuszony był poddać się działaniu okrutnych promieni słonecznych. Prawo to prawo. Dobry władca jednak wie, kiedy je naginać... Alexandrze... - zaczął po chwili Aligarii - Jak być może wiesz, jednego z naszych dawnych przyjaciół, pana Deresza, okrutny los zmusił do niemal identycznej sytuacji. Jeśli chcesz, możesz z nim o tym porozmawiać. Jeżeli umiesz rozmawiać z wiatrem, który unosi jego pyły... - wredny uśmiech przemknął przez twarz wampira - W takiej sytuacji istnieje jedno zgodne z prawem wyjście, przyjacielu. A ja, jako książę, mam obowiązek tego prawa przestrzegać...
Pauza. Uderzenie laską. - Nie denerwuj się. Przeżyjesz. - odezwał się po dłuższej chwili milczenia - Tylko głupiec zabijałby syna najważniejszego sojusznika zaraz po zwycięstwie, po takich stratach. Poza tym, sam wydajesz się być przydatną i wartościową osobą. - przyjaźniejszy już uśmiech objawił się na twarzy Stańczyka - Złamałeś moje rozkazy, to niesubordynacja. Zabiłeś Vengadora, jak twierdzisz - na jego własne życzenie. Wierzę ci, jesteś odważny. To mój dar dla ciebie. Teraz jednak czas na warunki.
Uderzenie laską. - Jutrzejszego poranka wyśle pismo do Rady w Wiedniu opisujące twój przypadek. Napiszę także o mojej decyzji, nazwijmy ją "warunkowym uniewinnieniem". Jeżeli jednak jeszcze raz dopuścisz się niesubordynacji, bądź też złamiesz w jakikolwiek sposób zasady Camarilli, czeka cię kara. Jaka, spytasz? To zależy. Lepiej dla ciebie, żebyś się tego nie dowiedział. - Nie czas jednak na świętowanie. Walter Sing. Pamiętasz mojego kamerdynera? Jest, jak się okazało, sługą jednego z naszych największych wrogów, kto wie, czy nie potężniejszego, niż hrabina Munk. Do płonącej piwnicy wepchnął mnie, dokonując tym samym haniebnego zamachu na przywódcę wampirów w mieście. Masz go znaleźć. Dziś. Do świtu jeszcze półtorej godziny. Na pewno nie uciekł daleko. Chcę go żywego, a jeżeli nie będzie innego wyjścia - rozszarpanego. Rozstrzelanego. Nie po prostu martwego. Zmasakrowanego. - gniew w głosie Ventrue był wyraźnie wyczuwalny. - A teraz bądź tak miły i zaprowadź mnie do Finney. - zakończył rozmowę po krótkiej przerwie.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |