Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2009, 11:31   #1
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
[Warhammer] Wędrowcy

Wszyscy, z różnych powodów, trafiliście do Marienburga. Największego i najbardziej "żywego" z portowych miast w całym Starym Świecie... a kto wie, czy nawet nie na całym świecie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pTRqqUPlzRU[/MEDIA]

Miasto w większości zbudowane jest na wielu mniejszych lub większych wysepkach, połączonych ze sobą i stałym lądem wysokimi, łukowatymi mostami, pod którymi mogą przepływać statki. Mimo, iż nie jest to moloch na miarę Altdorfu, Marienburg ma gęstą zabudowę, ciasne uliczki i zaskakująco dużą liczbę ludzi w swoim obrębie. Rzec należy, że większość z tych ludzi to przyjezdni oraz ci, którzy rzadko odwiedzają stały ląd.

W olbrzymich portach oraz dzielnicach kupców i rozrywek spotkać można nie tylko mieszkańców dawnego Westerlandu i obywateli Imperium, ale także praktycznie wszystkie ludy Starego Świata. Bez problemu natknąć można się na ciemnowłosych i opalonych Estalijczyków, ekstrawagancko ubranych i doświadczonych kupców z Tilei, nieco zacofanych aczkolwiek niezwykle dumnych i honorowych Bretończyków, rubasznych i odważnych Kislevitów oraz nieco egzotycznych i groźnych Norsmenów. Kto głębiej wpatrzy się w tłum, znajdzie bardziej rzadkich ludzi i nieludzi: dziwnie spokojnych i ubranych ludzi z Ind czy Cathay, bogato odzianych Arabów, dostojnych Asurów (Wysokie Elfy), obrotne Krasnoludy czy zabiegane Niziołki. Marienburg, jako jedno z nielicznych miast w Starym Świecie, może poszczycić się stałą dzielnicą Wysokich Elfów oraz mniejszymi skupiskami obcokrajowców. Marienburg na pierwszy rzut oka to esencja słowa kosmopolityzm.

Jednakże, jak to wszędzie na świecie, i tu występują podziały kulturowe, polityczne, handlowe i rasowe. Cóż, tak już urządzony jest świat. Marienburg różni się tym, że nie dokonuje się tu samosądów na "dziwakach" lub "wyznawcach Chaosu". Miasto jest tolerancyjnym zlepkiem narodowości i kultur, a kontrolę nad nim sprawują dwa niepodważalne (a przynajmniej niepodważalne według władz miasta, większości obywateli oraz przyjezdnych) filary porządku - pieniądz i prawo.

W wielkich portach zdolnych pomieścić tuziny statków są zaokrętowane różne statki i łodzie. Od byle łódek rybaków i flisaków, po większe jachty, kutry lub barki. Są także statki pełnomorskie. Najpowszechniejsze są zdecydowanie karawele i karaki. Znaleźć jednak można także pojemne i ślamazarne Marienburskie Flute, małe i zwrotne szlupy oraz szebeki, wyważone szkunery a nawet znajdzie się jeden czy dwa pękate galeony. Kto przypatrzy się bliżej, wynajdzie również rzadziej spotykane statki Wysokich Elfów, cathayskie djongi, estalijskie junco, arabskie dhowy czy spore, solidne i stosunkowo szybkie pinki (zwykle tileańskie, aczkolwiek znajdą się także marienburskie - zwane pincke).

Jeden z galeonów jest nieco mniejszy i posiada mniej armat, jednakże widać w nim mistrzowski kunszt szkutników. Widać gołym okiem, że zbudowali go najlepsi inżynierowie z Marienburga czy Imperium. To jest dość interesujące, bo chyba z obu krajów. Dlaczego? Otóż ten statek... ma oznaczenia dwóch ziem. Marienburgu i Imperium. Bandera jednak jest Imperialna. Za to nazwa statku, wyryta kunsztownie na burcie, jest wzięta z lokalnej gwary, odmiany Reikspielu jaką posługują się mieszkańcy Jałowej Krainy i Marienburgu. Napis brzmi: "Vast". W tłumaczeniu: "Szybki" lub "Prędki".



Wszyscy, którzy znają się na statkach, są wielce zainteresowani tym galeonem. W końcu niecodzienna jest tak jawna współpraca Marienburgczyków i Imperialnych, a już szczególnie jeśli chodzi o morze. Marienburg ceni sobie wykupioną przed laty niezależnością i zawzięcie jej broni - tak przed Imperium, jak i Bretonią.

Kapitanem okazał się być Nadworny Odkrywca Imperium z ramienia Karla-Franza, znany jako Kastor Joachim Schwarz. Podobno za ciężki wór krasnoludzkiego i elfiego złota oraz parę innych rzeczy zamówił wytworzenie tego statku u znanego magnaty kupieckiego i kapłana Handricha - Ernesta Tarsmanna. Przybywając tu z Imperium, miał ze sobą jedynie złoto i niewielki oddział Landsknechtów - jedyna pozostałość jego kompanii po Burzy Chaosu, z czasów kiedy był Oficerem w Armii Imperium.

Kiedy galeon został utworzony i zwodowany, Schwarz otrzymał dodatkowe fundusze od bliżej nieznanego dawcy. Podejrzewa się, że to władze Imperium oraz Marienburga dały mu te pieniądze. Przeznaczone one były na wyposażenie galeonu... oraz rekrutację załogi.

Jakoże płacił całkiem dobrze i miał fantastyczny statek oraz poparcie władz miasta i Imperium, całe tłumy zaczęły walić jak w dym. Chętnych było więcej niż przypuszczano. Wkrótce jednak wyłoniono pięciu bosmanów, pierwszego oficera, kwatermistrza, nawigatora (zwanego również mistrzem żeglugi), siedmiu kucharzy, mistrza działonowego, tuzin matów, dwóch cyrulików, mistrza cieślarskiego oraz dwóch sierżantów do kierowania żołnierzami okrętowymi. Rola kapitana i odkrywcy przypadła oczywiście Schwarzowi. Zrekrutowano wielką ciżbę żeglarzy i żołnierzy - odpowiednio trzy setki i dwie setki (razem z landsknechtami w liczbie czterdziestu). Kościoły Mananna i Handricha przydzieliły Schwarzowi po jednym kapłanie, a każdemu towarzyszył uczeń - nowicjusz.

W końcu, rekrutację co do załogi Schwarz zamknął. Za to otworzył inną - w jednej z portowych tawern zostawił ogłoszenie, iż potrzebuje doświadczonej drużyny awanturników tudzież poszukiwaczy przygód. Mieli oni być jego głównymi towarzyszami w wędrówce po świecie.

Zgłosiło się wielu, lecz po ostrej selekcji, zostało tylko sześć osób, wszyscy mężczyźni. Większość, bo czterech, było ludźmi pochodzącymi z Imperium. Ostatnim był Leśny Elf, wędrowiec i szermierz obeznany w zwyczajach ludzi. Co ciekawe i ważne, jeden z awanturników, zubożały szlachcic, dostał posadę mistrza kucharskiego ze względu na swe zdolności w tej dziedzinie.

W momencie opuszczania portu, ilość załogi i gości na statku wynosiła łącznie aż pięciuset i czterdziestu czterech.

Jako pierwszy kurs dla tej wielkiej wyprawy obrano mroźną krainę na północy, Norskę. Kraj dziwnych bóstw, dziwnej kultury, wielkich gór, lasów i morskich zatok (zwanych "fiordami" lub "vik"), przerażających bestii i wyznawców Chaosu oraz, co najważniejsze: wyjątkowo wszechstronnej i wciąż budzącej kontrowersje cywilizacji Norsmenów (zwanych również Norsemenami, Norsami i podobnie).

Był wtedy Aubentag, 24 Pflugzeit według Kalendarza Imperium

----------

Jako że zbliżało się lato, wody Morza Szponów uspokoiły się na tyle, byście mieli równie spokojną podróż co one. Dużą zasługę w tym miał kapłan Mananna, Heinrich Stoll i jego nowicjusz, młody Udo Zim. Ich magiczne pieśni, znane jako szanty, oraz pomoc bosmanom i sierżantom w trzymaniu dyscypliny na pokładzie i ustaleniu hierarchii przyczyniły się razem do przychylności Mananna. Mogliście dotrzeć do Norski nawet w trzy dni, tak sprzyjały wam wiatry i tak świetny okazał się statek.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zdRtwPzeclQ[/MEDIA]

Jednakże, kapitan Schwarz zdecydował się na okrężny kurs. Chciał zawitać na wody Vestligkyst, na północno-zachodnie wybrzeża Norski. Tam, chciał odwiedzić ziemie i mieściny Graelingów, jednego z najbardziej "żeglarskich" plemion na całej północy. Ponoć Norsemeni ustępują w żegludze jedynie Asurom z Ulthuanu, a i tak niewiele. Większość z tych opowieści przypada żeglarzom, odkrywcom, kupcom i piratom z plemienia Graelingów oraz wybrzeża Vestligkyst.

Był również inny cel okrężnej żeglugi. Mianowicie, kapitan chciał dać więcej czasu załodze na zgranie się ze sobą i zaznajomienie ze statkiem.

Przez blisko dziesięć dni widzieliście praktycznie wszystkie ważne persony na statku. Oprócz kapitana i kleryków Mananna, poznaliście imiona innych: Arnolda Welchera - kapłana Handricha i jego ucznia, Hugo Solena, Albrechta z Kaarlstaad - nawigatora i mistrza żeglugi, Rafaela Prustio - kwatermistrza, Franza z Kupznik - mistrza cieślarskiego, Ruprechta i Armando - cyrulików, Tognara Daraksona i Hroma Zaklęte Kowadło - krasnoludzkich sierżantów oraz... Eilin O'Caillan - pochodzącą z Albionu kobietę, która na "Vast" piastuje obecnie urząd pierwszego oficera.



Wzbudziło to z początku wiele kontrowersji, nawet wśród nie obeznanych z morzem kleryków Handricha, gdyż owa rudowłosa piękność nie kryła się ze swoją płcią. Wkrótce jednak okazało się, że swój urząd piastuje doskonale, lepiej niż niejeden mężczyzna. To głównie dzięki niej na pokładzie tak szybko zagościł porządek. Widać, że ma doświadczenie, tylko skąd? Tego nie wie nikt na statku.

Oprócz tego, zdążyliście nawzajem siebie poznać. Jeden z poszukiwaczy przygód, zubożały szlachcic Rudolf Vivaldi akurat piastuje urząd mistrza kucharskiego, więc niewiele go widywano... lecz nie jest to coś nowego wśród was. Spotykaliście się w zasadzie tylko na rozmowach ze Schwarzem na temat Norski, waszej wyprawy i tamtejszych zwyczajów. Wspólnie ze Schwarzem otrzymaliście sporo informacji o Norsemenach od kapłanów Mananna i Handricha, nauczyli was również rozpoznawać język Norse i wydukać w nim proste, łamane frazy. Kapitan pokazał wam również mapę urywka Norski, do którego zmierzacie.



W ciągu tych spotkań poznaliście się pobieżnie. W drużynie są, oprócz Vivaldiego: Falandar Soleyl'Istiam, Asraiski (od Asrai - Leśny Elf w Eltharinie) najemnik, włóczykij i mistrz miecza, Franz Kudlich - najemny rębajło i wprawny pojedynkowicz, Hans Hochenzollern - szlachcic i weteran z Armii Imperium, Rand Schleicher - szlachcic i były rajtar oraz ostatni człowiek, Wędrowny Czarodziej Kolegium Złota znany jako Raphael Reiss.

Dziewiątego dnia, już na wodach Vestigklyst, natknęliście się na duży i majestatyczny statek Norsemenów - drakkar. Na sobie miał oznaczenia plemienia Baersonlingów, zamieszkujących południowo-zachodnie ziemie Norski. Ten statek, pełen wojowników, niewolników (zwanych thrallami) i łupów wracał właśnie z jakiejś wyprawy wojennej.

Norsemeni, zdziwieni obecnością potężnego galeonu "południowców" tak blisko Norski, nie wiedzieli co zrobić - czy atakować, czy płynąć dalej. Dzięki działaniom kapitana i kapłana Handricha, nie poczynili ani jednego, ani drugiego. Doszło do negocjacji i handlu. W zamian za pewne dobra rzadko spotykane w Norsce, Norsemeni przekazali ludziom z "Vast" ważne informacje na temat Norski (od zagrożeń czyhających w zdradliwych wodach, po ostatnie plotki z portowych mieścin), świetnej jakości futra oraz całkiem sporo wielorybnego tranu. Do tego, kapitan wykupił od Barseonlingów jednego z thralli i jego dawny ekwipunek. Był to Graeling, który poprzysiągł służyć Schwarzowi za oswobodzenie.

Po wymianie, Baersonlingowie odpłynęli, a "Vast" ruszył dalej. Wykupiony Norsemen okazał się być wojownikiem który akurat gościł w niedalekiej przybrzeżnej wiosce Morsvan, zaatakowanej i złupionej przez Baersonlingów z napotkanego drakkaru. Na imię zaś miał Halldor Fridriksson.

Kapitan postanowił skierować galeon do wciąż dymiących ruin Morsvan. Tamże, razem ze Schwarzem, Halldorem i drużyną żołnierzy przybiliście do brzegu. Na rozkaz kapitana, rozpoczęliście kilkugodzinne poszukiwania. Mimo iż wioska została całkiem złupiona i spalona, odnaleźliście kilka osób którym udało się zbiec lub ukryć przed Baersonlingami. Zabraliście ich na pokład statku i ruszyliście dalej w rejs.

Był wtedy Marktag, 33 Pflugzeit wg. KI.

----------

Dzień później, 1 Sigmarzeita, dopłynęliście do celu waszej dotychczasowej żeglugi. Do Zatoki Ostrzy.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=BHcmn9Vp0go[/MEDIA]

Po blisko dwóch godzinach szybkiego acz ostrożnego rejsu, "Vast" musiał zatrzymać się. Zakotwiczył zatem w pobliżu jakiegoś skalnego, wysokiego klifu, a w dużą łódź wsiadło kilkunastu ludzi - Schwarz, Halldor, wasza drużyna i rozbitkowie z Morsvan. Halldor zapewniał, że żołnierze nie są potrzebni w tej chwili do niczego i że jego lud ugości was godnie. Dowodzenie na statku przejęła Eilin O'Caillan.

Podczas kolejnych kilkunastu minut, spłynęliście w górę tego olbrzymiego fiordu.



Widzieliście w oddali, na brzegu, grupkę ludzi, głównie kobiet, pracujących przy zbieraniu czegoś na brzegu. Ujrzawszy waszą łódź i zakotwiczony galeon w oddali, wszyscy uciekli. Kiedy przybiliście do skalistej plaży i zeszliście na ląd, zza niedalekich głazów wyłoniło się kilku łowców ubranych w skóry i futra. Mają w was wycelowane swe myśliwskie łuki.

Jeden z nich, zdecydowanie najstarszy (gdyż większość wygląda na młodzików przed dwudziestym rokiem żywota), wysoki i chudy mężczyzna o krótkich czarnych włosach i zaroście, wyszedł naprzeciw, nieco opuszczając broń. Wypowiedział kilka słów w Norse, które zrozumieliście dzięki lekcjom na statku:

- Kimże jesteście, ludzie z południa, i czego szukacie na ziemi Norsemenów?

- Jesteśmy wędrowcami, kupcami i odkrywcami z Imperium i Marienburga. Żeglujemy po wodach, by ujrzeć dalekie kraje. -odpowiedział Schwarz w tym samym narzeczu.

- A kogo ze sobą wiedziecie?

- To są moi przyboczni -wskazał na was ręką- To są ludzie, którzy cudem uszli z pogromu wsi Morsvan. -powiódł dłonią po ocalałych- Zaś wasz pobratymca to...

- Halldor? To ty? -łowca opuścił całkiem łuk i stanął jak wryty.

- Owszem, Ertar. -odpowiedział Fridriksson i kiwnął głową na kapitana- Służę na łodzi owego człowieka z południa, gdyż wyswobodził mnie od Baersonlingów. Spustoszyli Morsvan. Południowcy uratowali niedobitków.

- Na Wotana! Musimy natychmiast zaprowadzić was do domu. Wieści o tej napaści muszą dotrzeć do Jarla. Wy, południowcy, dzisiaj zyskaliście wielki szacunek u mnie - a jam jest Ertar, syn Bjorna.

Nie tracąc czasu, zostawiliście łódź pod opieką łowców i wraz z Ertarem Bjornssonem ruszyliście przez porośnięte zieloną trawą, skalne wzgórza do portowego miasta na końcu Zatoki Ostrzy. Miasto to jest dość spore jak na Norskę i nosi nazwę Finnsvik. Z tego co mówił Halldor, to jego dom.

Wioska, otoczona grubą palisadą i wieżami, mieści w sobie wiele podłużnych domostw i sporo stajni. Tutejszy port jest całkiem spory i mieści na chwilę obecną trzy drakkary.

Na polecenie Bjornssona i Fridrikssona, otwarto główną bramę miasta by was wpuścić. Ertar przywołał dworskiego herolda i zabrał Morsvańczyków do jakiegoś domostwa. Herold zaś ma przekazać Jarlowi wieści, oraz wasze imiona. Najpierw odezwał się Halldor:

- Przekażcie Jarlowi, że oto do Finnsvik wrócił Halldor, syn Fridrika. Wraz z nim kroczą: wódz wielkiego statku, Kastor Joachim Schwarz z Imperium oraz jego drużynnicy...

Tu Halldor spojrzał na was. Musicie według lokalnego zwyczaju podać swe imiona.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline