Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2009, 23:20   #376
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Mercedes, Karol, Alexander, Robert

Finney wysłuchała opowieści ojca z przerażeniem w swych wielkich, lśniących niczym gwiazdy oczach. Widać sama była niezwykle poruszona zachowaniem Waltera Singa, który jeszcze do niedawna pilnował posiadłości księcia. Pilnował i nie pytał o nic, co Robert złożył na karb wyśmienitego przygotowania do zawodu tamtego. Cóż, w pewnym sensie się nie mylił.

Ponieważ dość mieli zajęć związanych z żywieniem rannych po bitwie Brujahów oraz śledzeniem raportów policyjnych, niewiele jednak o zajściu rozmawiali. Jedynie wiedząc o tym, iż Alex miał za zadanie tropić Singa, Finney była w stanie stwierdzić, że chyba widziała go przemykającego na schody, ale ponieważ uznała, ze robił to na polecenie księcia, nie zwróciła na to większej uwagi.

Kiedy młody Brujah miał już skierować się na piętro, czyjaś ręka spoczęła na jego ramieniu. Ze zdziwieniem, że ktoś go zaszedł od tyłu, odwrócił się gwałtownie i zobaczył pochmurne oblicze George’a.

- O dziwo, ten buc, nasz książę, okazał się łaskawy, dlatego staraj się go nie zawieść. Słyszałem, ze młody Malkavianin, Artur, czy jak mu tam było, jest detektywem. Poza tym... lepiej żebyś nocował u księcia... przez jakiś czas. Nie wszystkim podoba się to, co zrobiłeś.

Wyrzekłszy jakże znamienne słowa, ruchem głowy wskazał Alexandrowi schody, by ten zajął się swoim zadaniem. To jednak, choć zdawało się początkowo proste, ponieważ kamerdyner wyraźnie troszczył się o to, by jak najszybciej zwiać z dworku, a nie by zacierać ślady, w momencie gdy Brujah doszedł do śladów opon na drodze, co zaraz potem zniknęły wśród innych śladów na ulicy, przestało być zabawne... rzec nawet można, że stało się cholernie irytujące.

***

Ledwo Brujahowie zebrali się, by wrócić do swojej meliny, w dworku Aligariego pojawiły się dwa kolejne wampiry – tym razem byli to Karol i Ortega, wyraźne czymś przejęci...


Choć niedługo miało świtać nad Reykiavikiem, w świecie mroku bynajmniej nie pojaśniało, gdyż świt był tego dnia nadzwyczaj ciemny od krwi.
Vitae vampire.


Shizuka, Artur

Biegł za młodą Toreadorką, a niebo i ziemia zdawały się mieszać ze sobą i zlewać w jedno. Miasto płakało, wołało pomocy, choć wiedziało jednocześnie, że nadziei już nie ma...
Nie! To tylko malkaviańskie omamy, dlaczego niby Artur miałby słyszeć, co myśli miasto? On, twardo stojący na ziemi, nawet mimo swego przekleństwa, nie chciał ulegać delirium tego miejsca. A jednak, jakiś głos w jego wnętrzu szeptał wyraźnie... szeptał, że teraz on jest królem. Czy to możliwe? Czy faktycznie jest ostatnim ze swego klanu na Islandii?

Odpowiedź na to pytanie czekała tuż za rogiem. Zrozpaczony, że zaraz Shizuka dotrze między budynki, a tam z pewnością natrafi na wiele zapachów vitae, wiele potencjalnych ofiar, starał się ją doścignąć. Na próżno. Szalona Toreadorka była nieco szybsza, a jej pragnienie silniejsze od jego woli. Choć czuł Bestię w sobie nieraz, to był naprawdę poruszony spotkaniem z nią w cztery oczy, w innej postaci i to tej spokojnej, opanowanej Japonce... Może to właśnie dlatego szok był tak wielki? Zachowanie, którego spodziewałby się po jakimś Brujahu, nawet Malkavianie, w przypadku tej istoty było skrajnym ekstremum.

Ponieważ wydawało się, że już nie doścignie dziewczyny, znów zaczął rozważać użycie pistoletu, prosząc jednocześnie swego Boga, by mu tego oszczędził.
Tym razem...
Ten jedyny raz jego prośba została wysłuchana.

Nagle przed Shizuką pojawiła się odziana w czerń postać. Jej ruchy były tak szybkie i zwinne, że dziewczyna nawet nie zauważyła, jak jej czoło zetknęło się z zimnymi palcami istoty. Znieruchomiała.

Artur również się zatrzymał niemal nie wierząc swoim oczom. Czarny Dżej! Nieoficjalnie drugi po Rolandzie, ten, który wszystko wiedział, ten, który wieszczył apokalipsę... to on miał zapewne zostać królem.
A może jednak nie?

- Wezmę to, co obudziło się w sercu tego dziewczęcia. – rzekł Czarny swym beznamiętnym głosem – Wezmę jej potwora i umieszczę w swych trzewiach, by dał mi siłę naszego przekleństwa i pomógł zdusić strach przed niebytem. Arturze... czy wciąż myślisz, że twoja przemiana stała się przypadkiem? Czy wiesz w ogóle, kim był Roland? Czy znasz legendę o rycerzu takież imię noszącym? A czy znasz legendę o Arturze, królu Arturze? Tak, synu. Tyś jest teraz królem i tylko ty możesz obudzić rycerzy okrągłego stołu w obliczu Dnia Sądy Ostatecznego. Weź... ją.

Chwilę zajęło, zanim Artur zrozumiał, że ostatnie zdanie tyczyło się Shizuki, której powieki zamykały się, jakby zaraz miała usnąć i wydawało się, ze zaraz upadnie.

Posłusznie schwyciwszy lekkie ciało Toreadorki w ramiona, oczy Malkavian znów się spotkały, tym razem jednak Portman zauważył w spojrzeniu Czarnego rosnącą furię – znak, że oto Bestia zmieniła ciała.

- Zajmij się... nią... – wybełkotał z trudem Dżej I... sobą... bo...jesteś ostatnim... ostatnim jednorożcem.


Shizuka osunęła się bezwładnie w ramiona Artura, zaś z gardła Czarnego dobył się zwierzęcy niemal skowyt.

- Vykos... dorwę cię.
– wyszeptały jego wargi, pomiędzy którymi błysnęły obnażone kły.

W mgnieniu oka zaczął wspinać się po ścianie kamienicy, by niedługo potem zniknąć na jej dachu. Wkrótce potem Japonka otworzyła oczy, by ze zdziwieniem spojrzeć na twarz Artura.



Antoine

Czyżby się spóźnił? Klejnot w dłoniach Rossy lśnił się przyćmionym blaskiem, jakby zaraz miał zgasnąć. Dziewczę w łożu wciąż pozostawało blade i nieme, jakby nie należało już do tego świata. Archonta otoczyła cisza, dotkliwsza niczym tysiące igieł bólu, głębsza od bezdennej otchłani.

I gdy już czuł, że nie wytrzyma, że zapłacze naprawdę, w jego umyśle odezwał się cichy szept:

Oto zaczarowany świat
Sierp Księżyca wznosi się nad horyzontem
A zdobią go tysiące chmurnych szat
Roztańczonych ponad srebrnym lądem
Ziemia; porośnięta mchem
Ozdobiona kamieniami
Czy ten świat jest snem?
Nie
Nie jest
Nie jest też wyobrażeniami
To prawdziwa kraina
Zrodzona z bólu i cierpienia
Tu panuje wiecznie mroźna zima
Na szerokich stepach Krainy Zwątpienia
Bo tak nazywa się ta ziemia
Ona też swe imię ma
Przykryta szatą nocy cienia
Nigdy nie pozna dnia
Jest tu tylko cisza
Cisza i pogrzebane wspomnienia
Tak, to ta głęboka umysłu nisza
Z napisem "Do widzenia"
I pożegnałam w ten sposób swoje serce
Pożegnałam samą siebie
Nie żyję już w poniewierce
Lecz czy jestem szczęśliwsza?
Nie wiem
Powieki Rossy rozwarły się, a lśniące oczy spojrzały... tak, naprawdę spojrzały na Antoine’a!

- Coś ty zrobił? – wyszeptały zaschnięte wargi ledwo słyszalnie – Coś ty zrobił? On... zaraz tu będzie.
- Kto?
- Kai. Mój brat
. – i zemdlała.

„Wilkołak!”

Ledwo ta prawda dotarła do umysłu Toreadora, ledwo przebiła się przez radość z ocalenia Rossy, gdy jego uszu dosięgnął dźwięk tłuczonej szyby ze szklarni tuż obok. Potężny ryk monstrum wstrząsnął świątynią, a w progu pokoju pojawił się Ojciec Munk.

- Mój Boże! Tylko nie to, nie to... jesteśmy zgubieni! – i znów uczepił się rękawa Lasalle’a w geście desperacji – Błagam cię, uważaj. Nie możesz... nie możesz go zabić. Oni są związani. Kai i Rossa narodzili się razem i razem umrą. On był skazany, lecz teraz, kiedy obudziłeś Rossę, dodałeś sił również jemu. A on... on chce się dowiedzieć, co zagroziło jego siostrze i zniszczyć to. Domyślasz się synu, kogo zapewne...

...obwini. Ostatnie słowa uwięzły w gardle duchownego, bo drzwi od strony szklarni otworzyły się z trzaskiem, a w nich stanął... potwór. Największy Lupin jakiego Archont kiedykolwiek widział.


Po rozmiarze szczęk i wielkości pazurów nie trudno było zgadnąć, że oto stał przed nim ten, który z Briana przed kilkoma dniami uczynił ledwo żywy strzep mięsa. Przy tym nie było co wątpić, że Gangrel walczył z nim „na maksa”, po to by zabić. Zadanie Antoine’a było tymczasem po stokroć trudniejsze... musiał oszczędzić tę bestię, jeśli Rossa wciąż miała żyć.

Potwór natarł. Tak, jak można było przypuszczać - za cel obrał wampira.
W jego oszalałych, nieludzkich oczach czaiła się tylko śmierć...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline