Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2009, 01:01   #6
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Śmiech smardów i dziewuszek z początku tłumił krzyki natręta, ale z każdą chwilą jego moc traciła, a najemnik, o imieniu Dodo, co jak się zdaje było skrótem od Edoardo, czynił coraz większe larum wokół i tak niezbyt udanej sztuczki lewitacji, którą ten prostak czarostwem nazywał, a którą przecież Sebastian o tak nieprzyzwoitej porze wykonał wyłącznie na prośbę tych smarków.

A jeszcze wczoraj zapowiadało się tak ciekawie. Emmendingen okazało się kolejnym niemieckim miasteczkiem pełnym typowych przedstawicieli nacji germańskiej, którą tak łatwo zadziwić i sprowokować do rozwierania gąb z iście krowim zachwytem, a i trudno wyprowadzić z równowagi, bo naród ten zdaje się przywykł do tego, że wielu rzeczy nie rozumie. Tak i parę monet się zobaczyło i zupę smaczną zjadło, Muszę podjeść dało, a i niewielki antałek jakiejś podłej wiśniowej okowity udało się zwędzić na odchodnym. To był dobry dzień. Sebastian zawsze uważał, że masa ludzka jest złem koniecznym, a taplanie się w niej niczym w najmętniejszym jeziorze miało tyleż samo pozytywów w postaci samowzbogacenia, co i negatywów takich jak przesiąknięcie tym wiecznie towarzyszącym smrodem. Towarzystwo niewdzięcznych ignorantów było jednak gorsze od smrodu...

- Oddawaj monety karle obmierzły!!! A wy dziatwa precz stąd! Czary szatańskie będą oglądać... - ciemnowłosy italijczyk jął tymi słowy przeganiać wystraszone dzieci, które z krzykiem rozbiegły się w każdą z możliwych stron rozbryzgując przy okazji bosymi stopami gromadzącą się leniwie w wądołach deszczówkę. Dopiero potem zwrócił swoje wykrzywione w złości oblicze ku małemu Sebastianowi. Karzeł całkiem nieźle pamiętał wczorajszy wieczór i towarzyszącą mu grę w kości. Pamiętał też, że rzeczywiście Dodo przegrał więcej niż o ile grał, ale żeby to jeszcze była jakaś znaczna suma... i żeby jeszcze Sebastian jakoś bardzo oszukiwał...
- Noo to jak będzie pokurczu? Oddasz po dobroci?
Sebastian choć nie czuł się zbyt pewnie z powodu małej ilości gapiów, odważnie postąpił krok do przodu. Już teraz jednak zaczął rozglądać się za najtrudniejszą drogą ucieczki. Tak się jakoś składało, że na ogół najtrudniejsze sposoby, dla niego były najkorzystniejsze. Mimowolnie odbiło mu się czymś co zidentyfikował jako mieszankę wiśniówki i ostrej kiełbasy gdy otworzył usta by odpowiedzieć.
- Przegrałeś sprawiedliwie. Nie trzeba było do kółka siadać. Grałeś toś i przegrał!
- Ale nie grałem o to czegom na ziemię nie wyłożył oszuście! Czaromiocie!... a co ja będę jęzor strzępił. Sam z ciebie wycisnę te monety! - to powiedziawszy skoczył ku karłowi.
Sebastian nie czekał z reakcją. Natychmiast niemal rzucił się na bok pod najbliższy wóz, w którym spali włoscy śpiewacy i tancerki. Przyszło mu do głowy, by się u nich schronić, bo porządni ludzie to byli, ale nim by się obudzili, już by po nim było. Trza było na ubocze uchodzić i liczyć na to, że Dodo się uspokoi... w ostateczności uciec się do innych możliwości... w ostateczności...

Italijczyk był jednak zręczniejszy niż można było przypuszczać. Strach zajrzał małemu karłowi prosto w oczy gdy wypadając na zewnątrz linii wozów czuł na swoim plecach niemniej śmierdzący od całego obozu oddech najemnika. Wpadł panicznie w chaszcze, a potem... w mnicha jakowegoś, który był przez to wyrżnął prosto w tlące się ognisko. Potem wydarzenia nastąpiły już bardzo szybko.
- Chwała niebiosom! Świątki! Ratujcie mnie świątobliwi mężowie, bo ta łazęga mnie żywcem ubije! - krzyknął widząc wyjmowaną przez italijczyka pałkę. Głos miał mocno zachrypnięty i wyjątkowo niemelodyjny. Trudno było stwierdzić, czy było to efektem przepicia, czy niesionej ze sobą przez karłowatość wady. Gdy jeden z roślejszych braci jednak chwycił go za kołnierz i niebezpiecznie łatwo uniósł lekko do góry wbijając zarówno w Sebastiana jak i Dodo zimne oczy spoglądające na nich spod brwi okraszonych kawałkami pora, karzeł przyjął pełną wyrzutu strategię i bogobojną minę – Mnie o czarostwo posądza kiep jeden! Dziatwę zabawiam sztuczkami prostymi, co by nie psociła, a ten tu nie dość, że malców pogonił i nastraszył to i na mnie mniejszym się wyżywa. Żem go niby z pieniędzy okradł. Tfu! W kości grał to i przegrał, ot co! A że się doliczyć nie może ile przegrał to raczej bym tu doszukiwał się winy w tym, że wczoraj z tym Żydowinem Itzaakiem gadał i gadał targując się zapewne o jakieś szemrane dobra. A wcześniej z innymi najmitami na tyłach z ladacznicami siedział! To i nie dziwota, że teraz sakwy puste!

Sebastian nie mógł mieć więcej niż metr wysokości. Poruszał się cokolwiek nieporadnie, lecz trudno go było winić za to ponieważ długość nóg była nieproporcjonalnie mniejsza od reszty ciała. W szczególności normalnej wielkości głowy, którą wieńczyły ciemne, lekko kręcone i gęste włosy. Ich czystość nie była imponująca, ale były na tyle słabo pozlepiane, że można było spokojnie zaklasyfikować karła do bardziej zadbanego członka karawany. Nosił się również znacznie lepiej niż kmiotkowie. Zdobiony finezyjnym haftem kubrak z wysokim kołnierzem i spodnie okrywała peleryna która była najbarwniejszym elementem jego ubioru. Przyozdobiona zdawałoby się niekończącą się ilością kwiecistych wzorów o tematyce przypominającej ubiór Gitanos, skutecznie budziła pewnego rodzaju zaintrygowanie i pomijając intensywne zużycie całości, można go było wziąć za skarlałą wersję mieszczanina.

Mimo że cały czas trzymany przez chcących wymierzyć boską sprawiedliwość mnichów, odruchowo chował się za habit tego większego, który nie wyglądał na wystraszonego pałką najemnika.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 10-03-2009 o 01:20.
Marrrt jest offline