Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2009, 16:05   #4
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Nie ma to jak miasto z zasadami, gdzie można rozprostować w spokoju stare kości, zagadnął do siebie w duchu Józef. Nic nie mogło się równać z tym, co było kiedyś, ale ile to już czasu minęło… Nigdy jednak nie zdążył się przyzwyczaić do tego świata. To nie był normalny świat, to nie była ta ułuda, w której kiedyś dano mu żyć. Ten świat jest jednak o wiele prawdziwszy… To wszystko jest wytworem człowieka. Gdzie się nie ruszysz, możesz natknąć się na wrak z różnymi pozostałościami. Co za skurwiel wpadłby na to, aby usmażyć całą rodzinkę w takim wraku?

Starze zmarszczył czoło, gogle wyraźnie odbiły na nim swój kształt. Wiatr nie był już taki, aby musiał się odsłaniać przed piaskiem. Schował okulary do kieszeni swojego płaszcza, i ruszył piaszczystą drogą, co jakiś czas odczuwając butem ukryte pod piaskiem twardsze kawałki skał. Tu musiała być kiedyś droga.

Miasto ma strażników. Cholera, jasne, że mieli ich od samych początków. To chyba jedna z najbardziej „ucywilizowanych” osad w promieniu kilkuset kilometrów. Nie liczył oczywiście osad zarządzanych przez wojskowych. Ci jednak byli bardziej popieprzeni, niż gnojki, które miały czelność zaczepić go zaraz po przekroczeniu bramy. Pieprzone sukinsyny. Józef nienawidził płaszczyć się o swoje życie, gdzieś w głębi duszy czekał na swój koniec już od wielu lat. Od momentu, kiedy wszystko wywróciło się do góry nogami.

Otworzył oczy. Stał przed nim jakiś młodzik, poganiający to ruskie ścierwo. Nie lubił być zdany na laskę innych. Niesety, to już nie te lata… Bartłomiej Woronow, nie wszyscy mogli sobie pozwolić na nazwiska. Chodzi bardziej o to, że teraz to było już mało znaczące, od, relikt sprzed wojny. I tak wszyscy wołali na niego staruch, facet z poharataną gębą zawsze będzie nazywany wytrzeszczem, albo zakazaną mordą, a strażnik, strażnikiem. Numer jeden, dwa… Woronow, z ruska trochę brzmiało. Nie cierpiał ruskich. Od czasu wojny, w końcu miał wiedział, czyje bomby pierwsze dopadły Polskę. Jednak to nie było takie ważne, nie teraz… Nie ma się za co mścić. Tylko głupiec porwałby się w mgłę, skrywającą tajemnice o wiele bardziej mroczne niż zabójstwo setek milionów ludzi. Facet zaproponował mu swoje towarzystwo do Maciejewskiego, tego starego skurczybyka. Swoją drogą Woronow musiał być nowy, skoro nie słyszał o Józefie. Albo nie przejmował się tym, co się wokół niego działo.

- Skąd właściwie idziecie, panie Schindler? – padło pytanie. Po chwili kolejne. – I co was tutaj sprowadza?

Staruszek spojrzał bystro na niego swoimi oczyma o kolorze turkusu, i chwilę potrwało, zanim się odezwał. Skąd właściwie idziecie? Nie mógł znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Szedł znikąd, z miejsca do miejsca, nie mógł wytrzymać w jednym miejscu. Przed wojną mieszkał w Wielkopolsce, ale teraz to pustynia, jakich wiele. Czasem z daleka, przy dobrej pogodzie, można było ujrzeć z kilkunastu kilometrów wystające spod piachu betonowe bloki i słupy Poznania, stolicy pyrlandii. Teraz to miejsce jest nawet bardziej niebezpieczne i zdradliwe niż dziura warszawska. Chociaż, dawne miasta z południa mógłby walczyć o statystykę posiadania największego ścierwa na ziemi.

- Ze świata.- odparł po krótkiej chwili. – Przychodzę ze świata, to jedyne, co mi przychodzi do głowy.
Na jego twarzy pojawiło się coś, co można by nazwać uśmiechem, ale spośród tych wszystkich zmarszczek i zapadniętych policzków efekt był odwrotny od zamierzonego.
- Ze świata jestem, a więc świat mnie tutaj sprowadza. Maciejewski, jak się zdaje, burmistrz tej mieściny, a jak mówiłem, mój stary znajomy, to jest bardziej namacalny powód. Widzisz, czasami w takim wieku, jak mój, nachodzą człowieka różne refleksje, jedną z nich jest tęsknota. Mówiąc krócej, stęskniłem się za nim, mam nadzieje, że na zdrowie nie narzeka, co ja niestety nie mogę powiedzieć…

Nim skończył, już byli na miejscu. Woronowi się widać spieszyło, Schindler domyślał się, czym spowodowany jest taki pośpiech.
- No, tutaj się z panem żegnam. Burmistrza znajdzie pan po drugiej stronie hangarów – powiedział. – W razie kłopotów, zwykle jestem tam – wskazał na Główną Wieżę, górującą swoją wielkością nad miastem.

Starzec uścisnął mu dłoń.
- Dzięki za pomoc. – odparł na pożegnanie. Rozejrzał się dookoła.
- Gdzie to ja… a. – namacał w rękawach dobrze ukrytą broń. Jeden, stary Vis i kompozytowy Glock stanowiły całkiem niezły tandem, w szczególności na pustyni. Mając na celu spotkanie się z burmistrzem jeszcze przed zmrokiem, ruszył mu na spotkanie.
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 10-03-2009 o 17:44.
Revan jest offline